Strony

czwartek, 1 stycznia 2015

Rozdział 25/ Kocham cię księżniczko...


Rozdział jak zwykle dedykowany ^^
Tym razem, dedykacja wędruje do
Pau Nielusi
za ogromną pomoc w rozdziale ♥
Ty wiesz o co chodzi ;*
Mam nadzieję, że rozdział
Wam się spodoba ;) 
KONIECZNIE PRZECZYTAJCIE NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM!
Pozdrawiam :*

♥♥♥


Martina

Wiesz, jak czuje się człowiek, który nagle znajduje się w sytuacji bez wyjścia? Nie? A wiesz, co to znaczy przyjaźń damsko - męska? A więc może ci wytłumaczę. To relacja, w której choć najmniejszy krok w stronę miłości może zniszczyć wszystko. A co jeśli ja chcę iść w te stronę?

- I brakuje już tylko jednego... - przypominając sobie te słowa, ciarki chodzą po moim ciele. Sama nie wiem, ja wtedy do tego doszło... Pamiętam jego słowa, to było takie romantyczne. A potem, potem zbliżył się do mnie i po prostu pocałował. Nie wiem, jak to możliwe, ale wiem, że muszę o tym zapomnieć. Po prostu poniosły go emocje. Jestem tego pewna. Szkoda tylko, że kiedy się ode mnie odsunął, zrobiłam minę jakbym była nienormalna, a potem rzuciłam tylko "przepraszam" i szybko odeszłam. Po prostu sama muszę to sobie poukładać. Teraz siedzę gdzieś tam, ale jednak tutaj, pod drzewem i myślę. Zastanawiam się co dalej. Przez moją głowę przelatują wszystkie wspomnienia z nim. Dlaczego tak okropnie postąpiłam? Teraz zwalam winę na siebie, świetnie...
Ale już, koniec użalania się nad sobą. Jest kim jestem, trudno.
Nienawidzę się! Zaczęłam biec. Tym samym, przypomniałam sobie historię moją i Jorge...


Pamiętałam wszystko. Od spotkania na lotnisku, upadku, wizyty w restauracji, awanturze z Diego, balu, spaceru po plaży, bieganiu po ogrodzie, aż po nasze magiczne pocałunki... Nasze spotkanie w barze mlecznym, jego popisy, konkurs talentów... I wojny z Agnes i Carlą.
Zaczęłam płakać. Łzy lały mi się strumieniami. Nie rozumiałam, dlaczego świat może być aż tak okrutny. A może to ja przesadzam?

Biegłam, myśląc o tym wszystkim. Nagle poczułam, że na kogoś wpadam. Podniosłam wzrok.
Zobaczyłam oczy, które tak bardzo kochałam. Tylko teraz były przepełnione smutkiem i bezsilnością. Wtuliłam się w niego, a on upuścił torby które trzymał i objął mnie mocno. Jestem moim rycerzem. na białym koniu. Jest idealny. Kocham go.





Jorge


- Już dobrze. - powiedziałem. Wtuliła się we mnie. Wybaczyła mi. Upuściłem moje torby. A chciałem wyjechać.
- Przepraszam. - powiedziała po chwili, gdy już się od siebie oderwaliśmy. Pokręciłem głową.
- Daj spokój, to moja wina. Nie powinienem tego robić. - tłumaczyłem się.
- Jorge, ja nie powinnam się tak zachować. Proszę wybacz mi. - mówiła. Ja jednak nie przestałem i nadal twierdziłem że to moja wina. Na szczęście oboje stwierdziliśmy, że pora zapomnieć. Ale ja nie chcę zapomnieć. I tak wiem, że w końcu wyznam Martinie uczucia. 


- No już, uśmiechnij się dla mnie. - powiedziałem, po czym sam uniosłem kąciki ust lekko do góry. Po chwili zaśmiała się.
- Idziemy? - zapytałem.
- Tak. - otarła łzy i trzymając się za ręce ruszyliśmy w stronę jej domu.
- Jorge masz chusteczki? Wyglądam okropnie. - zapytała.
- Nadal pięknie. - powiedziałem, na co ona się zarumieniła.
Szliśmy cały czas rozmawiając. Śmialiśmy się jak za dawnych czasów. Niektórzy mówili między sobą "Jaka wspaniała z nich para". Szkoda tylko, że to nieprawda. Jednak w tym wszystkim najbardziej denerwuje mnie to, że co chwilę napadają na mnie tłumy fanek. Powinienem lubić sławę, ale... od czasu kiedy poznałem Tini wszystko się zmieniło. To nasze relacje stawiam na pierwszym miejscu, a nie karierę. Może to i dobrze. Martina to dziewczyna, która pomimo wielu przeciwności i problemów idzie dalej przez życie. Chodź jest wrażliwa, to nie przejmuje się opinią innych. Co z tego, że najpierw musi się wypłakać. Ale ma wsparcie. Którym jestem także dla niej ja. Tak myśląc, chciałem chwycić jej dłoń. Powoli przysuwałem jej dłoń do mojej. Zauważyła to. Uśmiechnęła się do mnie.
- Jeśli chcesz. - powiedziała. Musnąłem delikatnie jej policzek, a po chwili nasze dłonie były już splecione razem.


German

- German. Chcemy odzyskać Martinę i Francisco. - mówiła Mariana. Pamiętam wszystko dokładnie jakby to było wczoraj. Jak przyjechali do mnie i Marii na wakacje, a potem... Potem tak ich pokochałem, że... Może to dziwne, ale ja także się boję. Że Alejandro i Mariana mi ich odbiorą. Choć... Tak naprawdę to oni są prawnymi opiekunami. Nie powinienem wtedy tak postąpić, ale cóż. Jestem jaki jestem! A na starość nie ma sensu się zmieniać.
Tini i Fran nie mają nawet pojęcia o tym, że w Buenos Aires mieszkają...
- Proszę zapiąć pasy. Lot do Paryża rozpocznie się za parę minut. - moje przemyślenia przerwał głos pilota. Zapiąłem pasy. Po chwili koło mnie zjawiła się Jade.
- German! - zawołała i dała mi buziaka. Ah, ona jest cudowna. Tak bardzo szalona. Zaczęliśmy wspominać.
- Pamiętam jak chciałaś, żeby wszystko miało kolor brzoskwini, truskawki i w końcu zacząłem się zastanawiać, czy ta kobieta mówi o wystroju wnętrz, czy o sałatce owocowej. - przypomniałem.
- Dobrze, że nie chciałam koloru pomidora, bo wtedy rozmawialibyśmy o sałatce jarzynowej! - zaczęła się śmiać, aż wszyscy pasażerowie spojrzeli na nas.
- Nie, nadal rozmawialibyśmy o sałatce owocowej, bo pomidor to też owoc, czyż nie? - zapytałem zdziwiony.
- German jaki ty jesteś zabawny! - dalej się śmiała.
- Nie, ale to prawda, pomidor to też owoc... - wytłumaczyłem.
- Ojej, naprawdę? Interesujące... - westchnęła.
Czasami zastanawia mnie jej punkt widzenia, ale cóż, nie wnikam w to. Reszta lotu minęła nam spokojnie. Myślałem jedynie o tym, żeby ani Martina, ani Francisco nie poznali prawdy...


Martina

Wróciliśmy do domu. Cieszę się, że mamy już wszystko wyjaśnione. Zaraz będziemy jedli kolację, którą przygotowała dla nas Olgita. Dziwi mnie jednak to, że tata się nie odzywa. Trudno. Pewnie nie ma czasu, w końcu jest tam z Jade. Poszłam do pokoju i otwarłam facebooka. Oczywiście wszędzie było pełno wpisów, jak to jest być dziewczyną Jorge Blanco. Przyzwyczaiłam się już, choć to i tak nieprawda. Usłyszałam jak mój chłopak przyjaciel z kimś rozmawia. Rozpoznałam głos Ruggero. Poszłam do pokoju gościnnego. Zapukałam. Gdy mnie zobaczył uśmiechnął się i pociągnął w stronę komputera. 
- Tini! - zawołał wesoły Włoch, z którym byliśmy połączeni przez Skype'a.
Rozmawialiśmy naprawdę długo. Oczy zaczęły mi się zamykać... Zasnęłam.


Ujrzałam ogromne schody. Postanowiłam iść po nich. Szłam straszliwie długo. Droga bardzo mi się ciągnęła. Wtem ze wszystkich stron zaczęły wyskakiwać różne przeszkody. Od braku schodka, przez płonące stopnie, aż po ogromne szpikulce. Spotkałam nawet Agnes i Carlę. I dwoje ludzi... Kojarzyłam ich skądś. Kobieta miała na imię Mariana, a mężczyzna Alejandro. Gdy mnie zobaczyli przytulili mocno. Nie wiedziałam o co w tym wszystkim szło. Postanowiłam iść dalej. Na wszystkich ścianach zaczęły się pojawiać wspomnienia. Był tam nawet Jorge. Tylko co dziwne, jego nie było nigdzie. Martwiłam się. Dlaczego śnią mi się tak dziwne rzeczy? Kim są ci ludzie? Czemu nie ma tam Jorge?!
Wreszcie dotarłam na szczyt. Ujrzałam ogromne drzwi. Napisane było na nich "SZCZĘŚCIE".
Powoli otworzyłam je. Moje oczy zaczęło razić ogromne światło. Zaczęłam iść tym świetlistym tunelem... Doszłam na piękną polanę. Wszędzie były kwiaty. Z nieba zaczęły spadać płatki kwiatów. I gwiazdy... Tak jak wtedy, gdy oglądaliśmy je razem z Jorge'm. Patrzyłam na wszystko. Zauważyłam las. Poszłam tam. Drzewa były fioletowe, droga usłana liśćmi. Szłam myśląc o tym wszystkim. I wtedy znalazłam się w wyjątkowym miejscu. Zaraz, przecież to było miejsce, gdzie po raz pierwszy spotkałam się z nim! Patrzyłam na to piękne jezioro. Nie zabrakło też tej białej ławki. Nagle poczułam ciepłe dłonie na mojej talii.
- Kocham cię księżniczko... - wyszeptano mi do ucha. Wiedziała już, kto stoi za mną. Odwróciłam się. Rzeczywiście, był tam Blanco. Zbliżył się do mnie i delikatnie musnął moje usta. Wtedy wszystko zaczęło się rozpadać. Obraz zaczął się rozmywać. Słyszałam, tylko śmiech wszystkich... Zaczęło mi się kręcić w głowie...


Jorge

- Tini, Tini! - powiedziałem. Martina już od piętnastu minut dziwnie się zachowywała.
- Nie! - krzyknęła, gwałtownie się podnosząc.
- Spokojnie, Martina... - oznajmiłem zmartwiony i przytuliłem ją. Bez wahania wtuliła się we mnie - już dobrze, jestem przy tobie. - szeptałem jej do ucha, gdy płakała. Po chwili odsunęła się.
- Dziękuję. - powiedziała i lekko się uśmiechnęła.
Chwyciłem jej dłoń i zeszliśmy na dół, gdyż kolacja była już gotowa. Podczas gdy Tinita spała, rozmawiałem z Ruggiem o całej tej sytuacji. Dał mi parę rad, z których i tak pewnie nie skorzystam. To nie ma sensu. Serce podpowiada "powiedz jej!", a mózg temu przeczy. Ehh, ciężkie jest życie zakochanych. 
Usiedliśmy przy stole i rozmawialiśmy. Olga i Ramallo to naprawdę sympatyczni ludzie.
Z Martiną wymienialiśmy się spojrzeniami i dyskretnymi uśmiechami. Po chwili Olgita przyniosła ogromne pudełko z jedzeniem.
- To wasz prowiant na jutro. - oznajmiła z uśmiechem.
- Jaki prowiant? Jorge, o co chodzi? - pytała zszokowana dziewczyna.
- Jedziemy do Barcelony! - zawołałem szczęśliwy.

♥♥♥

Wróciłam! Jestem!
Ja wiem, to szok, już się cieszyliście, że się mnie pozbyliście...
No ale wróć. Pasuje Wam taka długość rozdziałów?
Uwierzcie, że takie mi się dobrze pisze.
Mam nadzieję, że zgadzacie się, że teraz takie będę pisać ;).
Pamiętajcie o opiniach w komentarzach! 

Wiecie co się stało?
Za OS'a, którego opublikowałam dwa dni temu dostałam I miejsce! ^^
GRACIAS PAULA :* 
A tak w ogóle, to... Szczęśliwego Nowego Roku :D
Besos ♥ Mrs.Blanco

PS. Zapomniałabym o szantażyku xD
Dzisiaj mały :P 
Ale mam nadzieję, że komentarzy
i tak będzie więcej.
POKAŻCIE MI ŻE MAM DLA KOGO PISAĆ!

10 komentarzy - ROZDZIAŁ 26