Strony

wtorek, 19 kwietnia 2016

Rozdział 38/ Beznadziejne zakochany Pasquarelii, to pijany Pasquarelli.


Ze specjalną dedykacją
dla Mileny, Wiktorii i Oli.
Ola - powodzenia na ostatnim
dniu egzaminów
kochanie moje ♥
Będzie dobrze, nie martw się,
ja, my wszyscy w Ciebie wierzymy!
A Milena i Wiktoria...
Brak słów, naprawdę nie wiem 
co powiedzieć...
Raz jeszcze dziękuję za akcję
na twitterze
#AsiaToPolskaTini
Dziękuję!

♥♥♥


Martina


     Weszłyśmy z dziewczynami do klubu równo o godzinie 20. Rodzice nie mieli większych sprzeciwów puszczenia mnie na tę imprezę. Jak sami powiedzieli, ufają mi i wiedzą, że nie zrobię nic głupiego. Wzrokiem zaczęłam szukać tylko jednej osoby, a mianowicie właściciela tych przepięknych szmaragdowych oczu. 

- Panno Stoessel, widzę panią. - usłyszałam głos wydobywający się z głośnika. Rozejrzałam się dookoła zdziwiona, aż wreszcie natrafiłam wzrokiem na scenę, jak i wcześniej poszukiwane zielone tęczówki. Uśmiechnęłam się pod nosem i ruszyłam w jej kierunku. Powoli weszłam na podwyższenie.
- Ślicznie wyglądasz. - szepnął mi od razu do ucha ukochany. Zarumieniłam się lekko.
- Obiecuję Ci, że zagramy tylko kilka piosenek i już do Ciebie wrócę. - powiedział. Zachichotałam.
- Jorge, to Twoja praca. Nie jestem małą dziewczynką, dam sobie radę. - pogładziłam jego ramię kciukiem. Chłopak uśmiechnął się na te słowa i objął mnie.
- Kocham Cię. - powiedział i zamknął odległość między nami pocałunkiem.
     Chłopaki zaczęli grać niedługo po naszym przyjściu. Niektórzy słuchali, a inni bawili się w rytm muzyki. Ja tylko siedziałam wpatrzona w mojego chłopaka, przygryzając wargę. Dziewczyny już dawno porwano do tańca, tylko ja siedziałam sama jak palec. Sączyłam jakiś sok, nie mając ochoty na kolorowe drinki. Po chwili usłyszałam pierwsze akordy chyba jakiejś nowej piosenki chłopaków. Uśmiechnęłam się lekko i podeszłam pod scenę. Jorge wbił we mnie wzrok i zawiesił się. Nie robił nic, prócz wpatrywania się we mnie i śpiewania. Czułam jak moje policzki przybierają kolor dorodnego pomidora. Moje serce biło jak oszalałe. Dlaczego? Przecież to nie pierwsza taka sytuacja.
Tak bardzo go kocham, ale coś mi mówi, że moje szczęście nie potrwa długo. Mam nadzieję, że się mylę.
- Kochałem Cię, tysiąc poprzednich żyć... - zaśpiewał puszczając mi oczko.


Ruggero

     Mam tego wszystkiego powoli dość. Nie potrafię obojętnie patrzeć na szczęście Martiny i Jorge.
Zwłaszcza, że odnoszę wrażenie, że to nie jest ten sam facet, jakiego znałem. O co w tym wszystkim chodzi? Nigdy nie był taki czuły i romantyczny. Jakby ktoś go podmienił. 
     Spojrzałem na uśmiechniętą Martinę pod sceną. Uwielbiam jej uśmiech. Jest taka delikatna i krucha. Jej spojrzenie, niczym dwa diamenciki. Jest prawdziwą księżniczką.
     Czy się zakochałem? Zapewne tak. To chyba nie jest normalne, że widząc moje serce przyspiesza tempa, uśmiech sam ciśnie się na usta, a i ja zaczynam się dziwnym trafem stresować.
     Całe to uczucie musi jednak pozostać tajemnicą. Ani Jorge, ani tym bardziej Martina nie ma prawda się dowiedzieć o tym, jak bardzo mi na niej zależy. Zraniłbym ich dwójkę. Jednak już dość dawno zauważyłem coś. Jorge się zmienił. Diametralnie. Nigdy nie był takim romantykiem. Zupełnie nagle zerwał ze Stephie i poleciał do Stoessel. Nie interesowały go tak poważne związki. Sam, jak mówił, być z Camareną tylko i wyłącznie z przyzwyczajenia. Blanco cały jest jakby dawnym przeciwieństwem siebie. Szczerze? Nie mam pojęcia o co w tym chodzi, ale martwię się.
     Patrząc na "Jortini" po zakończonych koncercie ciężko było mi normalnie funkcjonować. To jak on ją przytula i całuje... To ja powinienem być na jego miejscu.
- Jeszcze raz poproszę. - mówię do barmana patrząc na nich zły.
- Chyba już ci wystarczy. - śmieje się mężczyzna wycierając szklanki i mieszając kolejne drinki.
- Jeszcze raz powiedziałem! - syknąłem zły pijąc alkohol. Nie widzę innego rozwiązania dla tego smutnego wieczoru. Beznadziejne zakochany Pasquarelii, to pijany Pasquarelli.


Jorge

     - Wiesz co daje mi największą satysfakcję? - zapytałem patrząc w jej oczy. Usiedliśmy na chwilę na kanapie, ponieważ Tini chciała odpocząć.
- Nie mam pojęcia. - zachichotała.
- A więc... - przybliżyłem się do niej - każdy patrzy na Ciebie jak na boginię, ale to ja jestem z Tobą. To ja Cię kocham, przytulam i całuję. To ja teraz tu z Tobą siedzę. - uśmiechnąłem się zadowolony i czule ją pocałowałem. Wieczór spędziliśmy razem, ciesząc się sobą. Za kilka dni wracam do Argentyny...
     Rano pojawiłem się u Martina już z samego rana. To miała być niespodzianka i mam nadzieję, że tak pozostało. Otworzył mi Francisco.
- Jorge! - powiedział z uśmiechem i przybił mi męską piątkę. Wspominałem już, że moje relacje z bratem Martiny to prawdziwy goal?
- Hej, Tini już wstała? - zapytałem.
- Tak, szykuje się na górze. - odpowiedział.
- Ale mam nadzieję, że nic jej nie mówiłeś? - na moment zamarłem. Chłopak zaśmiał się i pokręcił głową. Uff, kamień z serca.
     Wszedłem na górę i zobaczyłem Martinę obróconą tyłem. Nie widziała mnie. Uśmiechnąłem się pod nosem i powoli podszedłem do niej, po czym szybko obróciłem ją i pocałowałem. Czułem, że dziewczyna dziwi się, ale i uśmiecha, a po chwili odwzajemnia pocałunek.
- Jorge. - zaśmiała się po chwili odsuwając ode mnie oraz splatając dłonie za moją szyją - nie rób mi tak więcej - zachichotała.
- Dzień dobry. - powiedziałem cicho i oparłem swoje czoło o jej.
- Co Ty tutaj robisz? Wiesz, która jest godzina? Zazwyczaj jeszcze śpisz - zauważyła.
- Mam dla Ciebie niespodziankę. - oznajmiłem. Tini była widocznie zdziwiona - lecimy na weekend do Barcelony. - wyszeptałem jej do ucha. Poczułem mocny uścisk, co było równe z tym, że ukochana wręcz dosłownie rzuciła się na mnie szczęśliwa.


Mercedes

Niepewnie zapukałam do drzwi Ruggero. Widziałam wczoraj wieczorem w jakim był stanie i coś podpowiadało mi, że powinnam go odwiedzić. Po chwili z pokoju hotelowego wyszedł  zaspany Pasquarelli.
- Przepraszam, obudziłam Cię? - speszyłam się.
- Nie. - mruknął i wpuścił mnie do środka. Niepewnie weszłam do środka. Na fotelach wszędzie leżały jego rzeczy, a obok łóżka stały butelki. Chłopak zarzucił na siebie wymiętą koszulę.
- Poczekaj. - westchnęłam i zabrałam jego koszulę, po czym udałam się do siebie, gdzie wyjęłam z szafki żelazko i zaczęłam prasować ubranie.
- Po co to robisz? - zapytał mnie. Spojrzałam na niego.
- Bo nie mogę patrzeć na to, jak cierpisz. - powiedziałam cicho - Martina kocha Jorge, a Jorge kocha Martinę. I przepraszam, ale nie mam też zamiaru rozwalać ich związku, bo Ty się zakochałeś. Tak nie można, przepraszam. - dodaję.
- Skąd wiedziałaś? - zdziwił się. Odłączyłam żelazko i wzięłam koszulę.
- Uwierz, łatwo jest rozpoznać, gdy ktoś robi maślane oczy. Zakochanie jak nic. - rzuciłam mu górną część garderoby i opadłam na łóżko. Podszedł do mnie i chwycił moją dłoń, po czym położył się obok. Czułam motyle w brzuchu oraz przyjemne dreszcze przechodzące przez moje ciało. Cóż, to nie nowość, że podoba mi się Pasquarelli. Jego oczy, głos... Spojrzałam na niego, zatrzymując się na soczewkach.
- Dziękuję. - szepnął i pocałował mnie w czoło, po czym czule objął. Wtuliłam się w niego zamykając oczy. Ile bym dała, aby tak było codzień...



♥♥♥

Hej, hej, hej! Przychodzę do Was z kolejnym rozdziałem - mam nadzieję, że Wam się podoba i jesteście zadowoleni! (swoją drogą, na razie jestem dość systematyczna, prawda? hsshshs) ^^ Chciałabym tutaj poruszyć kilka tematów, bo ostatnimi czasy tak dużo się dzieje! Chyba właśnie dlatego napiszę osobnego posta ♥ Ojejku, kocham Was bardzo, bardzo, bardzo mocno, wiecie? A no, bym zapomniała!

KONKURS NA NAZWĘ GRUPY
ZOSTAJE PRZEDŁUŻONY
DO KOŃCA KWIETNIA
EMAIL: mrs.blanco77@gmail.com

Na konkurs otrzymałam niestety tylko trzy prace, dlatego przedłużam. Spróbujcie - może wybiorę akurat Waszą nazwę :)! Cóż, nie będę przedłużać, miłego wieczorku! A tym, którzy jeszcze jutro piszą testy (podobnie jak moja Ola) - POWODZENIA, JESTEM Z WAMI! <333
Tradycyjnie już:


Rozdział 39 ~ 20 komentarzy



Besos,
Mrs.Blanco





     


sobota, 2 kwietnia 2016

Rozdział 37/ Nie ma już dla mnie ratunku.


PROSZĘ, PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM,
CHODZI TU O LOSY BLOGA.
Przypominam o Facebookowej stronie! :)
Tam mnie zawsze znajdziecie ;*
Zapraszam do lektury,
a na końcu i na "mały konkurs" :*


♥♥♥


Diego



Siedziałem spokojnie popijając kawę i próbując zagrać coś na dawno już rozstrojonej gitarze. Po chwili jednak usłyszałem charakterystyczny odgłos dzwonka do drzwi. Spojrzałem zdziwiony na zegar. Niedziela, 17:24. 

Nie byłem osobą, do której ludzie by tak lgnęli, czy też po prostu odwiedzali. Byłem inny. Właśnie, byłem, a teraz, aby im to udowodnić muszę się nieźle natrudzić.
Wstałem z czarnej, skórzanej sofy, znajdującej się w niewielkim salonie mojego nowoczesnego apartamentu, po czym udałem się do drzwi. 
Zamarłem, widząc w nich blondynkę. To była Ashley. Moja Ashley. Patrzyła na mnie, swoimi pięknymi, niebieskimi oczami.
- Diego. - szepnęła oszołomiona i wtuliła się we mnie. Czułem jak jej łzy moczą moją koszulę. Czule objąłem ją ramionami, zamykając tym samym w nim cały mój świat.
- Ashley. - wyszeptałem jej do ucha całując jej policzek. Spojrzałem kątem oka na Martinę, obejmowaną przez mojego kuzyna i uśmiechnąłem się do nich. Oni tylko odwzajemnili gest, po czym skinięciem głowy pożegnali się i skierowali do windy. Wpuściłem blondynkę do środka i zamknąłem drzwi.
- Napijesz się czegoś? - zapytałem kierując się do kuchni. Spojrzałem na nią. Stała z lekko podpuchniętymi oczami, trzymając dłoń na łokciu i kręcąc głową. Popatrzyłem na nią zdziwiony. Coś się ewidentnie stało. Podszedłem do niej i uniosłem jej podróbek do góry. Patrzyłem w jej oczy, z których znikł już tamten blask. Widziałem tylko strach i ból.
- Pocałuj mnie. Pocałuj tak, jakbyś to zrobił to pierwszy i ostatni raz. - poprosiła mnie nagle. Zamarłem, ale i moje serce zabiło szybciej. Przybliżyłem się do niej i delikatnie musnąłem jej wargi.
- Kocham Cię. - szepnąłem opierając swoje czoło o jej. Po raz kolejny usłyszałem jak szlocha.
- Ja Ciebie też kocham, Diego. I będę kochać już zawsze. Pół roku i jeden dzień dłużej. - odparła. Odsunąłem się zdziwiony.
- Pół roku? Chwila, dlaczego? Co będzie potem? - tak dużo pytań, tak mało odpowiedzi.
- Potem odejdę. - powiedziała cicho.
- Wyjeżdżasz? Ashley, kochanie, pojadę z Tobą choćby na koniec świata. - obiecałem kręcąc głową i splatając nasze dłonie w jedność.
- Nie Diego, nie możesz... Odejdę na zawsze.
- Nie rozumiem...
- Mam białaczkę. Lekarze nie dają mi więcej niż pół roku. Nie ma już dla mnie ratunku. - wtedy po raz pierwszy w życiu płakałem...


Martina

- Jak myślisz, o co chodzi? - zapytałam ukochanego bawiąc się jego dłonią.
- Nie mam pojęcia, ale znając mojego kuzyna, nie będzie tego długo trzymał w tajemnicy. - zaśmiał się. Zachichotałam - Tini? - zatrzymał się nagle. Spojrzałam na niego pytająco - mówią, że oczy są zwierciadłem duszy. Co widzisz w moich oczach? - zapytał mnie. Uśmiechnęłam się lekko. Podeszłam do niego i splotłam dłonie za jego szyją. Zatopiłam się w zieleni jego oczu.
- Widzę w nich słońce, któremu nareszcie udało się przebić przez chmury. Widzę czyste niebo i kilka motyli przelatujących nad łąką pełną kwiatów, które dopiero co zakwitły. A pośród nich widzę iskierkę. Skrzy się na wszystkie strony. I tę iskrę właśnie, nazywają miłością. - szepnęłam. Widziałam wzruszenie wymalowane na jego twarzy. Chłopak złączył nasze usta w pocałunku. Był jak muśnięcie wiatru. Delikatne i niesamowite zarazem.
- Jorge... - zaczęłam - nie zrań mnie, proszę. - poprosiłam patrząc na iskierki w jego szmaragdowych tęczówkach.
- Obiecuję. - powiedział. Mam nadzieję, że nie kłamał... Ugh, Tinita, znowu szukasz drugiego dna! Chłopak Cię kocha, okazuje to dosłownie na każdym kroku, a ty tak się zachowujesz.
- Idiotka. - pomyślałam w myślach zła.
Romantyczne chwile przerwał mi SMS od Mechi.

"Impreza dzisiaj, nie ma innej opcji! Zabieramy chłopaków ze sobą, będą grali w klubie. Do zobaczenia o 20, besos :*******".

Uśmiechnęłam się lekko.
- Gracie dzisiaj w klubie, a my idziemy z Wami. - uśmiechnęłam się.
- Serio? - zdziwił się - mamy jakiś koncert? - podrapał się po włosach. Wyjął telefon i dopiero wtedy zauważył wiadomość od Samu - rzeczywiście. - zaśmiał się. Pokręciłam głową z rozbawieniem.
- Jesteś strasznie roztargniony. - zauważyłam.
- Z taką dziewczyną u boku, nietrudno o zapomnienie o całym świecie. - puścił mi oczko. Zarumieniłam się lekko - pomidorku. - zaśmiał się - to moje ulubione warzywa. - na te słowa oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Ludzie patrzyli na nas dziwnie - za chwilę mam próbę... Zobaczymy się wieczorem? - zapytał mnie z nadzieją Blanco. Skinęłam głową z uśmiechem.
- Do wieczora. - musnęłam jego wargi, po czym niechętnie udałam się w stronę domu.


Ashley

- Diego błagam Cię, nie płacz. - szepnęłam. Chłopak chodził po pokoju w kółko.
- Nie, to niemożliwe... - powtarzał w kółko cicho, chowając twarz w dłoniach.
- Diego. - powtórzyłam.
- Niemożliwe, powiedz, że to chory sen. - poprosił. Spuściłam wzrok.
- Myślisz, że mi jest łatwo? - westchnęłam z bólem - każdego dnia budzę się z myślą, że ten dzień może być moim ostatnim. Diego proszę Cię, uspokój się. - szepnęłam błagalnie. Chłopak usiadł obok mnie i chwycił moje dłonie.
- Może jeszcze da się to wyleczyć? Może jest jeszcze jakaś szansa? - szepnął z nadzieją. Pokręciłam głową.
- Teraz chemia może mi już tylko zaszkodzić. - powiedziałam - już nic nie można zrobić. - na te słowa Dominguez rzucił kubkiem o podłogę. Wzdrygnęłam.
- Diego. - szepnęłam przerażona. Po raz pierwszy widziałam u niego łzy. Siedział na fotelu i płakał.
- Boję się. - powiedział - boję się, że Cię stracę. - powtórzył. Podeszłam do niego i delikatnie go pocałowałam.
- Kochanie... ja zawsze będę obok. - powiedziałam. Spojrzał na mnie.
- Ale dlaczego Ty? - ponownie zadał pytanie. Westchnęłam i usiadłam obok niego. Chwyciłam jego dłoń.
- Zacznę od początku. - postanowiłam. Brunet tylko skinął głową. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam mu w oczy - to miały być zwykłe badania kontrolne. Wiesz, tak żeby sprawdzić czy wszystko w porządku. Już po pobraniu krwi lekarz zaczął się niepokoić. Nie wiedziałam o co chodzi, ale musiałam zostać na kilka dni w szpitalu. Zaczęły się ciągłe badania, różne rozmowy, czy piję, palę... Nikt nie chciał mi powiedzieć co się dzieje, nie spałam przez to po nocach. - szepnęłam ze łzami, jednak starając się nie płakać - dopiero po pięciu dniach... lekarz powiedział mi, że... że choruję na nowotwór złośliwy. - moje oczy zaszkliły się jeszcze bardziej - na jakikolwiek ratunek jest już za późno, nie dają mi... więcej niż pół roku. - uśmiechnęłam się blado, a kilka łez spłynęło mi po policzkach. Chłopak objął mnie czule, chowając twarz w moich włosach.
- Nie pozwolę Ci odejść. - szepnął - obiecuję, że pomogę Ci wyzdrowieć. - dodał. Uśmiechnęłam się lekko i tylko zamknęłam oczy, zatracając się w tej chwili.


Mechi


- Może ta? - zapytałam.
- Nie, ta jest zbyt elegancka. - powiedziała Martina wyłaniając się z szafy.
- A ta? - wskazałam kolejną sukienkę.
- Zbyt prosta. - rzuciła.
- Ugh, no to w takim razie ty tutaj nie masz odpowiedniej sukienki na wieczór. - westchnęłam siadając zmarnowana na jej łóżku. Poczułam obok siebie wibracje. Na wyświetlaczu telefonu mojej przyjaciółki widniało zdjęcie Blanco. Spojrzałam w jej stronę. Chyba nie usłyszała, że dzwoni. Postanowiłam więc odebrać.
- Hej księżniczko. - powiedział subtelnym głosem.
- O ble, każda wasza rozmowa się tak zaczyna? - powiedziałam.
- Mechi? - wyraźnie się zdziwił.
- Przy telefonie.
- Mam! - krzyknęła Tini wyjmując kilka ubrań z szafy. Spojrzała na mnie - to Jorge? - zapytała wskazując na swojego białego iPhone'a. Skinęłam głową. Szatynka wręcz rzuciła się na mnie wyrywając mi telefon.
- Halo? - powiedziała - hej ... Tak, ja też tęsknię ... Ale spokojnie, zobaczymy się wieczorem ... Ja też cię kocham. Bardzo ... Do zobaczenia. - zakończyła rozmowę z uśmiechem.
- Widzę, że lovka się kręci. - powiedziałam szczęśliwa. Tini tylko pokiwała głowa.
- Nareszcie czuję, że jestem szczęśliwa. - rozmarzyła się - nareszcie mam dla kogo żyć, uśmiechać się, nareszcie mam kogo kochać. - odparła. Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę z twojego szczęścia. - szepnęłam - i mam nadzieję, że cię nie skrzywdzi. Jeśli to zrobi, to osobiście go zabiję. - obiecałam. Szatynka zaczęła się śmiać - dobra, a teraz ubieraj się, lecimy na imprezę! - zaśmiałam się.



♥♥♥

     Kilka spraw organizacyjnych, jednakże bardzo dla mnie ważnych! Proszę o przeczytanie!
Zacznę od początku... Zabijecie mnie zapewne za ten wczorajszy żart, prawda? Jednak jestem szczęśliwa, że go zrobiłam. Nie dlatego, że Was wkręciłam, ale dlatego, że poczułam jak bardzo mogę na Was liczyć. Już kilka minut po opublikowaniu "Love, Mrs.Blanco" zostałam zaspamowana na wszystkich moich social mediach wiadomościami. Pisaliście tyle miłych słów, tak bardzo czułam się choć przez chwilę dla kogoś ważna. Chciałabym w tym miejscu serdecznie pozdrowić Lil ly oraz Natalię. Dziękuję Wam za wszystkie ciepłe słowa. Szczerze? Czytając to wszystko miałam ochotę Was wszystkich przytulić. I osobiście mam nadzieję, że kiedyś będę miała taką okazję, poznać Was bliżej. Dziękuję Wam za wszystko! (i spokojnie, jak na razie nie mam zamiaru niczego zamykać czy też odchodzić <3).
     Jeżeli mówimy o poznaniu się! Mam dla Was mały konkurs. Ostatnio na pewnej konfie Julia oraz Nata no i ja, wpadłyśmy na pomysł założenia grupy. Nie traktuję się tutaj jako jakiegoś fejma, co to to nie :) Chcę po prostu mieć z Wami lepszy kontakt i możliwość poznania Was. Zasady są proste.

WYMYŚL NAZWĘ DLA MOJEJ GRUPY

NAGRODA:
Administrator + dedykacja 3 rozdziałów

Pomysły wysyłajcie na maila:
mrs.blanco77@gmail.com
w temacie wpisując
KONKURS JOL

Czas: do 15 kwietnia

     No, to to chyba tyle. Prócz tego postanowiłam, że zmniejszę szantaż, tym samym będę mogła dodawać więcej rozdziałów. A jak podoba Wam się rozdział? <3 Piszę teraz trochę na zapas, pozdrawiam Was chora z łóżka... ._. No nic, to tyle!

20 komentarzy ~ rozdział 38


Besos!
Mrs.Blanco




piątek, 1 kwietnia 2016

Love, Mrs.Blanco




Drodzy czytelnicy!

     W życiu każdego bloggera przychodzi taki czas, kiedy mimo chęci, coś pęka. Lina, iskra, zapał. Nie umiem dokładnie określić definicji tego czegoś. Ale w moim życiu też nadszedł właśnie taki moment.
     Cześć, jestem Mrs.Blanco. Niewielu z Was zna moje prawdziwe imię, ale to chyba nieistotne. Tak mi się przynajmniej wydaję. Bloga prowadzę już długi czas, może nie systematycznie i skrupulatnie, ale jednak piszę i staram się. Do teraz.
     36 rozdziałów, ponad 122 tysiące wyświetleń i 779 komentarzy. Czy to sukces? Tak.
To największy sukces w moim życiu. Zaczęłam od zera, izolując bloga od pewnych rzeczy. Skromność, nieskromność, wybiłam się, i jestem z tego paskudnie dumna. 
     Czytając każdy komentarz, opinię, maila, czy wiadomość od Was, w moim serduszku robiło się niesamowicie ciepło, a i czasem potrzebowałam chusteczek. 
     Jesteście najwspanialszymi czytelnikami jakich mogłam sobie wymarzyć. 
     Ale ostatnio coś się zaczęło psuć. Sama nie wiem, co to dokładnie jest. Brak czasu, chęci, weny i przede wszystkim pasji i energii, której na początku miałam w sobie aż za dużo. 
     Komentarzy, które dają mi kopa, zaczęły zmniejszać swoją ilość. Kiedyś blisko 50, dziś ledwie niecałe 20. 
     Uznajcie mnie za tchórza, ale już nie mogę. Nie potrafię. Rezygnuję... 
     Dopiszcie własne zakończenie do tej historii. Co dalej będzie z Martiną, Jorge, Ruggero, Lodovicą, Mercedes, Albą, Candelarią, Diego, Ashley, Francisco, Facundo, Samuelem, Nicolasem, Alejandro, Marianą. 
     Nie chcę, aby ktoś tu po mnie płakał, czy próbował zmienić moją decyzję.
Ja już ją podjęłam. Chcę zacząć coś nowego, na nowej karcie. I z czegoś muszę zrezygnować. Padło na bloga.
     Przysięgam, że ten blog jak i poznanie Was wszystkich, tylu wspaniałych osóbek, nie tylko z Polski, było jedną z najlepszych rzeczy jaka mi się w życiu przytrafiła.
     Chciałabym podziękować każdej/każdemu z Was osobna.Wyobraźcie sobie, że to właśnie robię.

     To był mój ostatni post, moje ostatnie słowa do Was.
Zapomnijcie o mnie, byłam tylko przelotnym 
deszczem, słońcem, wiatrem, tęczą.
Kocham Was i dziękuję.
Nigdy Was nie zapomnę.
Kiedyś się spotkamy, obiecuję, a tymczasem...
Już po raz ostatni.
Love, Mrs.Blanco.


PS. To nie koniec, to nowy początek.