Strony

niedziela, 18 października 2015

Rozdział 33/ Czas tyka, Diego.




A dzisiaj bez dedykacji :)
Miłego wieczoru i lektury kochani ♥
Pamiętaj o komentarzu, tam na dole! :*







♥♥♥

Martina

Minął już miesiąc od mojego wybudzenia. Od tamtego czasu przez dwa tygodnie leżałam jeszcze na obserwacji, a gdy już wyszłam, przez kolejny tydzień i tak codziennie musiałam odwiedzać szpital, ze względu na badania. Na szczęście już wszystko w porządku. Mogę wrócić do szkoły, zająć się życiem prywatnym… No właśnie. Życie prywatne.
Dzień kiedy się wybudziłam był niesamowity. Chyba jeszcze nie widziałam, aby tyle osób było szczęśliwych naraz . Jorge czuwał ze mną całe dwadzieścia cztery godziny. Bardzo go kocham. Niestety… Następnego dnia nie przyszedł. Zostawił tylko bukiet białych róż, a pośród nich były dwie czerwone, które – jak zgaduję – miały symbolizować nas i nasze uczucia. Liczyłam na to, że pojawi się kolejnego dnia… Pomyliłam się. Czekałam każdego dnia, aby ujrzeć tę jego iskrę w oku, jego uśmiech, jego zmęczoną twarz, jego włosy w nieładzie. Czekałam na ciepło, które rozpływała się zawsze po moim ciele, gdy mnie przytula. Potrzebowałam go. A on zniknął. Nie mam pojęcia gdzie jest, ani co się z nim dzieje. Martwię się. Nie dał mi żadnego znaku. Po prostu odszedł. Może to, o czym śniłam nie jest prawdą? Może to wszystko było złudzeniem… Nie. Ufam Jorge’owi i wierzę, że jeśli nie daje żadnego znaku, to musi mieć powód… A jeśli coś się stało? Nie Tini, spokojnie. Na pewno byś wiedziała. Tylko tak się uspokajam. Liczę na to, że niebawem wróci. Teraz naprawdę muszę z nim porozmawiać. W końcu jest między nami uczucia i trzeba je pielęgnować. Już za kilka dni mojego urodziny. Osiemnaste. Nie planuję robić jakiejś większej imprezy, nie mam dla kogo. Dziewczyny wróciły do Argentyny, a Jorge zapewne również. Ewentualnie odwiedził Meksyk. Nie mam pojęcia, ale nie będę wnikać. Oby tylko nie zrobił nic głupiego. 
Spojrzałam na zegar. Już wieczór. Zastanawiałam się, co mogę jeszcze dzisiaj zrobić. W zasadzie powinnam odpoczywać, ale tak bardzo mam ochotę iść na rolki. No nic, spróbuję się wymknąć. Tata – dokładnie, nazywam już Alejandro tatą – bardzo czuwa nad tym, aby coś znów mi się nie stało. Założyłam czarne legginsy i biały t-shirt w emotikony. Na nogi wsunęłam swoje super-stary, a pod pachę wzięłam ukochane czarne rolki. Cicho i niepewnie zeszłam na dół, starając, aby rodzice mnie zauważyli. Ha! I udało się. W sumie nie było trudno. Wyszli coś załatwić. Nie mam pojęcia o co chodzi, zostawili tylko kartkę, że mamy się nie martwić i wrócą późno, a kolacja jest w lodówce. 
Muszę przyznać, że od czasu, kiedy na jaw wyszło, iż German nie jest naszym ojcem, moje stosunki z bratem bardzo się ociepliły. Staraliśmy się trzymać razem, to bardzo nam pomagało. No ale wcześniej był ten wypadek. Chciałabym wymazać go z pamięci i mam nadzieję, że mi się to uda. Ale wracając do Francisco. Jestem w szoku, jak bardzo może być kochany i opiekuńczy. Jest naprawdę uroczy. Cały czas pytał jak się czuję, czy czegoś potrzebuje. Spędzaliśmy ze sobą każdą wolną chwilą. W końcu nie muszę chyba ukrywać, że sytuacja, przed jaką postawił nas German nie była prosta. Nie chcę do tego wracać, bo to naprawdę bolesny temat. Najbardziej nie potrafię zrozumieć Angie. Dlaczego ona mogła zrobić coś takiego? Czyżby po prostu o tym wszystkim nie wiedziała? A może razem z Germanem planowała to porwanie, a później jedynie próbowała zyskać moją sympatię, gdybym dowiedziała się prawdy? Nie wiem i chyba nie chcę wiedzieć. Byłyśmy naprawdę blisko, była dla mnie jak najprawdziwsza mama, której podobno nie miałam od piątego roku życia. Teraz kiedy o tym myślę, nie jestem sobie w stanie wyobrazić, co musieli czuć Mariana i Alejandro. Są cudownymi ludźmi i żałuję, że początkowo byłam wobec nich tak okrutna. Mimo tego, rozumieli mnie. Naprawdę, tacy rodzice to skarb. Jestem szczęściarą, że mam ich wszystkich, całą trójką. Nie poradziłabym sobie. 


Ruszyłam przed siebie. Usiadłam na krawężniku i założyłam rolki, po czym płynnymi ruchami skierowałam się w stronę parku. Tam lubię jeździć najbardziej. Zwłaszcza teraz, kiedy nie ma już byt wielu osób, jednak nie jest jeszcze ciemno. Wiatr delikatnie rozwiewał mi moje długie, niezwiązane włosy, a ostatnie promyki zachodzącego słońca muskały mi skórę. Zamknęłam na moment oczy delektując się chwilą, co było błędem, bo po chwili poczułam jak na kogoś wpadam.

- Przepraszam. – powiedziałam speszona wstając i otrzepując się. Brawo Tinka, musiałaś jak zwykle coś odwalić. Jeszcze wpadłam na jakiegoś chłopaka, no jeszcze lepiej. Spojrzałam na bruneta, który również otrzepywał się z piasku. No nie. Jednak nie żałuję. Musiałeś się znowu zjawić? Westchnęłam niezbyt zadowolona.
- To znowu ty, Dominguez? – powiedziałam znudzona. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się pod nosem.
- Jak widać. – zaśmiał się. Mam nadzieję, że nie zacznie znowu tych swoich gierek, bo nie cierpię ich. Pałam do niego taką nienawiścią. Najchętniej uderzyłabym go, ale gdyby Jorge się dowiedział, to zapewne nie był by zadowolony. Jakby nie patrzeć to jego kuzyn, czy się lubią, czy nie, i musi to uszanować.


Diego

Zmieniłem się. Może tego po mnie nie widać, ale zmieniłem się. Po tamtej akcji na weselu wyjechałem na miesiąc do Portugalii. Chciałem kogoś poznać i poznałem. Tamta dziewczyna była niesamowita. Wiele we mnie zmieniła. Przerwałem na chwilę moje przemyślenia i spojrzałem na Martinę.

- A ty gdzie? – zapytałem, widząc jak odjeżdża.

- Do domu. – syknęła w ogóle się nie zatrzymując. Pobiegłem za nią i chwyciłem jej nadgarstek, po czym odwróciłem w swoją stronę. Jej oddech przyspieszył, co mogło oznaczać, że chyba się przestraszyła.
- Puść mnie. – poprosiła. Pokręciłem głową – puść mnie, bo zacznę krzyczeć. – zagroziła.
- Zmieniłem się. – powiedziałem. Popatrzyła na mnie, a po chwili zaczęła się śmiać. 
- Dobry żart. – odparła, wyrywając dłoń z mojego uścisku. Ja jednak byłem zupełnie poważny. Zlustrowała mnie od góry do dołu – dlaczego mam ci uwierzyć? – zapytała zakładając ręce na piersiach.  Westchnąłem.
- Dasz się zaprosić na spacer? Wtedy wszystko ci opowiem. – zaproponowałem. Pomyślała chwilę i niechętnie, ale zgodziła się.

Przez długi czas spacerowaliśmy w ciszy. Najwidoczniej nie miała zamiaru ze mną rozmawiać. W sumie nie dziwię jej się. Nie było między nami zbyt kolorowo. 

- Słyszałem, że miałaś wypadek. – powiedziałem spoglądając na nią, próbując zacząć jakąkolwiek rozmowę. Pokiwała tylko głową, a jej wzrok nadal był wlepiony w chodnik – już wszystko w porządku? – zapytałem. Spojrzała na mnie podejrzliwie.

- Słuchaj, powiedz czego chcesz, a nie udawaj kochanego kumpla. – powiedziała oschle – kasy? Czy może trafiłeś do paki i szukasz kogoś kto cię wyciągnie, hm? – dodała.
- Dlaczego od razu się do mnie uprzedzasz? – zapytałem zatrzymując się. Zaśmiała się.
- Bo wiem jaki jesteś Diego. Myślisz, że nie pamiętam, jak pobiłeś Jorge? Jak leciałeś tylko i wyłącznie na kasę Germana? – spytała. 
- Ale zmieniłem się, zrozum! – podniosłem ton. Jej oczy pociemniały.
- Nie podnoś na mnie głosu. Nie jestem jakąś lalą, żebym pozwalała sobie, abyś mną pomiatał. – syknęła i ruszyła w stronę domu.
- Byłem w Portugalii. Poznałem kogoś i zakochałem się. Zmieniłem się Martina, proszę cię, uwierz mi! – zawołałem za nią zrezygnowany. Przystanęła na chwilę. Widziałem, że westchnęła. Odwróciła się i podeszła do mnie.
- Masz pięć minut. – powiedziała.


Usiedliśmy w małej kawiarni nieopodal. Ona nie zamówiła nic, ja za to poprosiłem o coś trochę mocniejszego. 

- Czas tyka, Diego. – powiedziała patrząc na ogromny zegar wiszący na ścianie. Pokiwałem głową i odstawiłem kieliszek.

- Po weselu naszej kuzynki, Jorge i mojej, postanowiłem zwiedzić trochę świata. Za punkt obrałem sobie Portugalię. Spędziłem tam wspaniały miesiąc. – zacząłem – już pierwszego dnia mojego pobytu tam poznałem kogoś wyjątkowego. Miała na imię Ashley. Miała cudowne, kręcone blond włosy. I te oczy, koloru oceanu. Już od pierwszego spojrzenia zauważyłem w niej wyjątkowe iskry. To była miłość od pierwszego wejrzenia. – oczy szatynki delikatnie się powiększyły – wiem co sobie teraz pomyślisz. Ktoś taki jak ja i miłość. Bez sensu, czyż nie? Ale w tym przypadku było inaczej. To właśnie miłość do niej mnie zmieniła. Zacząłem jej opowiadać o sobie. Zawsze słuchała. – zacząłem jej opowiadać o wszystkim, co przeżyłem z blondynką. Widziałem, jak z każdą chwilą Martina zaczyna mi wierzyć, że przekonuje się do mnie.
- I nie powiedziałeś jej, że ją kochasz?! – zapytała zbulwersowana Martina. Siedzimy aktualnie u mnie i rozmawiamy. Zupełnie zmieniła zdanie o mnie, choć widzę, że nadal jest ostrożna. W zasadzie to się jej nie dziwię. Po tym, jak wyglądała nasza znajomość i tak jestem w szoku, że tak szybko dała mi drugą szansę. 
- No nie. – westchnąłem, przyznając, że poczułem do Ashley coś silniejszego.
- Jesteś głupi. – stwierdziła – zakochałeś się, dziewczyna z tego co mówisz odwzajemnia twoje uczucie, a ty jej o tym nie mówisz. – skrytykowała mnie.
- Chwila chwila, a czy tak samo nie jest przypadkiem z tobą i Jorge? – na moje słowa Tini zarumieniła się.
- Można powiedzieć, że nie jesteśmy już tylko przyjaciółmi. – powiedziała, stając przy oknie i patrząc na ulicę pogrążoną w głębokiej nocy.
- Co? – zapytałem zdziwiony podchodząc do niej.
- No bo… Nie mogę tego nazwać ani przyjaźnią ani związkiem. To coś jakby pomiędzy. – wyjaśniła. Pokręciłem głową.
- Oj Stoessel. – zaśmiałem się.
- Jakiś problem, Dominguez? – spytała z lekkim uśmiechem. Zacząłem się śmiać, a na jej ustach pojawił się uroczy uśmiech.
- To jak, przyjaciele? – zapytałem po chwili rozkładając ręce.
- Przyjaciele. – odpowiedziała mi z uśmiechem przytulając się do mnie.


♥♥♥

Tam, tam, tam! Chyba po raz pierwszy mam napisany rozdział już następnego dnia po dodaniu poprzedniego ^^ Ale jestem zadowolona, bo dzięki temu mam czas na zaczęcie pisanie rozdziałów na zapas, zwłaszcza, że teraz jakoś bardzo łatwo mi idzie. Ogólnie długość jest taka jak zawsze, tylko napisałam te dwie osoby, dłuższe niż normalnie :) W tym rozdziale nie wiedziałam, czy zacząć już urodziny Martiny, czy może jeszcze nie. I wtedy wymyśliłam to, co właśnie przeczytaliście, to na górze :) . No i gdzie jest Jorge? Wszystko wyjaśni się w kolejnych rozdziałach ^^ No i Ashley, nowa miłość Diego. Jak myślicie, coś z tego będzie? :* W szkole dużo nauki, dlatego piszę weekendami. Proszę więc, jeśli zdarzy się taka sytuacja, że rozdział pojawi się z opóźnieniem - zrozumcie mnie. Ja też jestem człowiekiem :)
No i muszę Wam powiedzieć, że jestem mega szczęśliwa <3 W niedzielę spotkałam się z moją najlepszą internetową przyjaciółką, Olą (Alexandra). To było kilka wspaniałych godzin. Do teraz oglądając filmy płaczę wieczorami. Nie chcę jednak tutaj pisać o tym wszystkim, dlatego - jeśli chcielibyście wiedzieć jak wygląda naszą przyjaźń - pisze w komentarzu :*
Przypominam o stronie na Facebooku! :) KLIK ♥


35 komentarzy - rozdział 34


Besos,
Mrs.Blanco







Rozdział 32/ I że Cię nie opuszczę.


Chciałam zadedykować ten rozdział wszystkim osobom, które nadal są ze mną, wierzą we mnie i czytają to, co tutaj zamieszczam. Tym, którzy pamiętają o tej Mrs.Blanco. Dziękuję Słoneczka, jesteście dla mnie naprawdę WSZYSTKIM.
A tymczasem zapraszam na długo wyczekiwany rozdział.
Besos xx





Martina

Tamtejsze wydarzenie, te wszystkie słowa… Zrobiły mi okropny mętlik w głowie. Nie, to nie może być prawdą… A może jednak… Ehh. Jorge mnie kocha? Na sercu poczułam przyjemne ciepło. Czyżby możliwe było, że darzymy się tym samym, magicznym uczuciem? Delikatny i uroczy uśmiech wkradł się na moje usta i delikatnie się zarumieniłam. Nagle, dotąd nie mam pojęcia skąd, pojawiło się przede mną lustro. Dopiero teraz mogłam ujrzeć jak wyglądam. Oczy były zmęczone, a wargi sine. Nie miałam na twarzy ani grama makijażu, jednak nie wyglądałam jak potwór, a wręcz przeciwnie, niczym anioł. Włosy dłuższe niż zwykle, układały się w delikatne fale. Miałam na sobie białą sukienkę z koronki. Sięgała mi przed kolano oraz do łokcia. Na nogach miałam natomiast białe, niezbyt wysokie szpilki. I jeszcze jeden szczegół, coś, co szczególnie rzuciło mi się w oczy. Naszyjnik od Jorge. Biła od niego dziwna łuna. Delikatnie dotknęłam go.

- Byłem, jestem i będę. Zawsze, bo Cię kocham, słyszysz? – usłyszałam te słowa, jednak jakby gdzieś w oddali. Głos także był rozmyty i niewyraźny, przez co nie mogłam określić jego właściciela. Przeniosłam wzrok na lustro. Jego tafla wydawała mi się połyskująca, jakby miała drugie dno. Spojrzałam w tył, z nadzieją, że może pojawiło się wyjście bądź kolejne drzwi. Niestety nie. Ugh… Czyli czeka mnie długa wędrówka. Poszukajmy jednak drugiej strony medalu. Będę miała dużo czasu na przemyślenia. Nikt w końcu na mnie nie czeka. Łańcuszek zaświecił mocniej. Nie, Jorge przecież ma Stephie…Mętlik powrócił. Możliwe, żeby jednocześnie kochał mnie i Stephie? Przecież on taki nie jest. Niepewnie dotknęłam lustra. Miałam rację. Moje chude palce znalazły się po jakiejś drugiej stronie. Ponownie upewniłam się, czy nie ma czegoś za mną. Po dłuższej chwili weszłam w tę tajemniczą i magiczną otchłań.

Po raz kolejny ujrzałam znajome mi miejsce, No tak, to w końcu salon…Teoretycznie w moim domu, chociaż szczerze mówiąc nie wiem jak to będzie, skoro okazało się, że German nie jest naszym ojcem. Przeniosłam wzrok na kanapę, a tam ponownie ukazał się mój ukochany, jednak tym razem z moim starszym bratem. Westchnęłam. Nie wytrzymywałam już psychicznie, miałam wręcz ochotę w ogóle się nie budzić. Bo w sumie po co? Usiadłam przed nimi na drugiej sofie, w celu dokładnego przysłuchania się rozmowie, w końcu chyba nadal jestem w przeszłości, więc może dowiem się czegoś nowego. Jeszcze raz zlustrowałam zapowiadającą się sytuację. Chwila. Pamiętam ten moment. Byłam wtedy w kuchni i robiłam coś do jedzenia. To pierwsze spotkanie mojego brata z Jorge, kiedy to dopiero do nas przyjechał, zanim jeszcze poznał Germana i resztę. Przed nocą spadających gwiazd, a po kłótni przez Agnes i Carlę. Tak, to było wtedy. Zerknęłam w stronę tamtego pomieszczenia. Nikt się tam jednak nie krzątał, co w sumie jest logiczne, ja „jestem” teraz tu. Wróciłam do obserwowania moich chłopaków.

- To kiedy mogę zacząć mówić do ciebie szwagrze? – zapytał Francisco. Znów to uczucie. Serce mi się zatrzymało, a ja sama poczułam jak robi mi się gorąco. Wszystko zaczyna mi się kleić w całość...
- Co? – wyprostował się. No właśnie, o czym ty mówisz? Mogłabym uwierzyć, szkoda tylko, że nie chcę. Boję się, że to tylko moja wyobraźnia, a teraz przeżywam y tylko chory sen… Że gdy wyzdrowieję to wszystko pryśnie, a jego nie będzie. Boję się prawdy.
- No jak to co, pytam od kiedy mogę zacząć mówić do ciebie szwagrze. – odpowiedział ze śmiechem. Westchnęłam.
- Francisco, to nie jest śmieszne… O co ci chodzi? – zapytał po raz kolejny już lekko zdenerwowany. Widzę, że nie tylko ja jestem już zdenerwowana całą tą sytuacją. 
- Myślisz, że nie widać? Jeszcze nie prześledziłem Martiny, ale po tobie widać na kilometr, że ona ci się podoba. – oboje zamarliśmy.
- Cicho, bo jeszcze usłyszy. – skarcił go Blanco. Zaczęłam się pocić, a obraz ponownie zacząć się rozlewać. Nie wiem o co w tym wszystkim chodzi, ale mam nadzieję, że niebawem się to skończy. Ponownie znalazłam się w tym lustrzanym miejscu. Muszę sobie wiele poukładać. Jak na razie wszystko wydaje mi się zbyt idealne, żeby było prawdziwe. Mam nadzieję, że czas pokaże, czy Jorge rzeczywiście darzy mnie uczuciem, jakim jest miłość. Nie widząc kolejnych drzwi poczułam złość.
- O co w tym wszystkim chodzi?! – krzyknęłam. Rozniosło się echo, a naszyjnik ponownie zaświecił. Dotknęłam go.
- Jeszcze nigdy nie byłem tak zakochany jak teraz, w Tobie. – ten sam głos. Był trochę wyraźniejszy, jednak nadal nie mogłam ustalić, kto mówi to wszystko… Kto wyznaje mi te uczucia. Starłam pojedyncze łzy i po raz kolejny już przeszłam przez lustro.



To miejsce było banalne do rozpoznania. Plan teledysku do „Naszej drogi”. No pięknie, czyli ta „dobra” część tej mojej podróży w czasie dobiegła końca, tak? No dzięki. Rozejrzałam się. Znów poczułam ból. Pocałunek tego zdrajcy i Stephie. Gdyby nie on… Kto wie, może siedzielibyśmy z Jorge szczęśliwi i uśmiechnięci. No ale nie. Wypadek, musiał być ten paskudny wypadek. Marzę tylko o pełnym powrocie do zdrowia. 

Odsunęli się od siebie. Mnie już tam wtedy nie było. Uciekłam zalana łzami, jak teraz. Szkoda, że tu nie ma drogi ucieczki. Z grymasem wymalowanym na twarzy spojrzałam na Jorge. Chwila… Czy on ma niezadowoloną minę?
- Coś nie tak kochanie? – zapytała Stephie. Poczułam jak mi się odbija. To było okropne. 
- Musimy porozmawiać. – powiedział – poważnie. – dodał od razu. Zauważyłam, że czegoś nerwowo szuka. Albo kogoś. Chodził po całej Sali, po całym planie, pytał wszystkich. A Stephie stała znudzona oglądając paznokcie. Nienawidzę jej. Jorge wrócił po chwili, dzwoniąc do kogoś. Przeklnął pod nosem. Zapewne dlatego, że ten ktoś nie raczył odebrać.
- Zadzwoń do mnie jak tylko będziesz mogła Tini, martwię się. – powiedział. Czyli dzwonił do mnie? Niemożliwe. No ale dobrze, chcę wiedzieć co dalej. Jorge, do rzeczy, proszę.
- Bo widzisz… Kiedyś nas coś łączyło. To było uczucie. Piękne uczucie. Ale ono wygasło. Stephie przepraszam, ale… ale ja kocham inną. – moje brązowe źrenice poszerzyły przynajmniej o kilkanaście milimetrów. 
- Kogo? – spytała cicho. No właśnie, kogo? Wtedy nawet nie przeszło mi przez myśl, że może chodzić o mnie. Zaczęłam kojarzyć fakty, z kim miał kontakt, kogo mógł tak silnie pokochać. 
- Kocham Martinę. – wyjaśnił. Zakręciło mi się w głowie. Obraz się rozmył ponownie. Tym razem jednak o wiele mocniej. Wszystko zaczęło wirować.
- Tylko my.
- Na zawsze razem.
- Nigdy Cię nie opuszczę.
- Kocham Cię księżniczko.
- Martina … - słyszałam szepty zlewające się ze sobą. Tak bardzo się bałam…


I wtedy, zupełnie nagle, wszystko ucichło. Otworzyłam oczy. Nie ma lustra. Widzę tylko dwoje drzwi. Mogę uciec? Podeszłam do nich. Cała nadzieja prysła. Wielkimi literami na jednych napisane było TERAŹNIEJSZOŚĆ, a na drugich PRZYSZŁOŚĆ. Czyli to dopiero początek. Dowiedziałam się jedynie tego, że Jorge być może mnie kocha. Być może, bo nie wiem, czy to co widziałam jest prawdą… Westchnęłam i udałam się w stronę PRZYSZŁOŚCI.


PRZYSZŁOŚĆ


Czy mam zwidy? Czy to kościół? I najwidoczniej odbywa się jakiś ślub, bo przy ołtarzu stoi dziewczyna w białej sukni oraz dobrze zbudowany chłopak w smokingu.  Niepewnym krokiem pełnym obaw udałam się do ołtarza. Ujrzałam twarze młodej pary… I zamarłam. Nie wierzę. To ja? I Jorge?! My… my razem? Jako małżeństwo, przy ołtarzu? O co tutaj chodzi? 

- Ja, Jorge, biorę Ciebie Martino za żonę, i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci. – powiedział patrząc mi głęboko w oczy. Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Ja, Martina, biorę Ciebie, Jorge za męża, i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci. – powtórzyłam. Po dłuższym przemyśleniu muszę przyznać, że podoba mi się… Marzy mi się to od dłuższego czasu. Bycie prawdziwą i jedyną panią Blanco. Wróciłam do ceremonii mojego ślubu.
- Martino, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. – odparł Jorge zakładając mi na palec złotą, przepiękną obrączkę. Muszę przyznać, że mamy gust.
- Jorge, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. – ponownie powtórzyłam słowa po Jorge i kapłanie. Gdy ten oświadczył, że jesteśmy małżeństwem, mój ukochany od razu mnie pocałował. Ta scena była tak idealna. Szkoda, że wyglądała jak wyrwana z jakiejś komedii romantycznej. Westchnęłam rozmarzona, ale i odrobinę zmarnowana. Nie wiem co mam myśleć. Czyżby była mi pisana przyszłość u boku Blanco? Wszystko ponownie zaczęło się rozmywać, a po chwili znalazłam się w znanym mi już miejscu. Czekałam tylko aż usłyszę głos z naszyjnika, nim przejdę dalej. To jednak nie nastało. Nie rozumiem. To nie ma żadnego sensu. Czy ktoś może mi to wszystko wytłumaczyć? Byłabym naprawdę wdzięczna. Westchnęłam i przeszłam przez taflę lustra.



Teraz znajdowałam się w miejscu, którego zupełnie nie kojarzyłam. Był to śliczny dom. Może się przejdę i obejrzę go. Naprawdę podoba mi się w jaki sposób został urządzony. Bardzo pasuje do…

- Kochanie! – usłyszałam wołanie. Udałam się w stronę, skąd dochodził głos. Znalazłam się w kuchni i ujrzałam… siebie. Tyle, że o jakieś siedem lat starszą. Nagle w pomieszczeniu znalazł się, według „przepowiedni” mój przyszły mąż. Tak, mówię tu o Jorge. Nie było po nas specjalnie widać, że jesteśmy już dorośli.
- Weźmiesz te truskawki? – zapytałam z uśmiechem. Blanco uśmiechnął się i skinął głową, po czym chwycił koszyczek. Spojrzał na mnie i objął w pasie.
- Mówiłem Ci już, że Cię kocham? – zapytał z uśmiechem. Zaśmiałam się.
- Ze sto razy. – szepnęłam i odwróciłam się w jego stronę. Włożył mi truskawkę do buzi, po czym słodko pocałował. Szkoda tylko, że mogę jedynie na to patrzeć. Ale kiedy dłużej o tym myślę… To wszystko jest naprawdę słodkie i urocze. I jeśli to wszystko rzeczywiście się sprawdzi, będę prawdziwą szczęściarą. 
- Mamo, tato! – do moich uszu dostał się dziecięcy głosik chłopca i dziewczynki. Dochodził bodajże z ogrodu. Jorge odsunął się ode mnie i wziął na barana, po czym skierował w tamtą stronę. Śmialiśmy się. Szkoda, że aktualnie nie jesteśmy w takich relacjach. Poszłam za nami/nimi do ogrodu, gdzie na trawie bawiło się dwoje rozkosznych dzieci. Rodzice dołączyli do nich, a ja stałam oparta o framugę drzwi, przyglądając im się. Mam szansę być naprawdę szczęśliwa? Być panią Blanco? Mieć dzieci? Mam szansę mieć się do kogo uśmiechać każdego dnia? Zamknęłam oczy na dłuższą chwilę, czując, że powracam do lustrzanego pokoju. To jednak nie nastało. Po wirowaniu, tajemniczych szeptach i całej reszcie znów ujrzałam przed sobą drzwi. Tym razem już tylko do TERAŹNIEJSZOŚCI. Chyba nadchodzi chwila prawdy. Wzięłam głęboki oddech. Już wiele przeszłam. I teraz dam radę. Pewnie nacisnęłam klamkę.




TERAŹNIEJSZOŚĆ


Rozejrzałam się dookoła. To chyba moja sala. Białe ściany, okna, meble. I ja, leżąca na środku w odcieniach bieli. Moja skóra była blada. Ubrana byłam w białą koszulę nocną. Wargi… Sine. Biło od nich zimno. Jedyne kolory tutaj tworzył Jorge. Chociaż i tak nie mam pojęcia skąd się one u niego brały. Wyglądał jak wrak człowieka. 

- Słyszysz mnie, prawda? – szepnął. Poczułam jakby szeptał mi to do ucha. Przez moje ciało przepłynęły ciarki. Niepewnie podeszłam do łóżka i usiadłam na skraju. 
- Wiem, że słyszysz. – powiedział. Jego głos był pusty… Jakby wszystkie uczucia wygasły. W moim oku zakręciła się łza.
- Słyszę. – szepnęłam. Jego kącik ust próbował unieść się w górę jednak nie dał rady. Czy możliwe aby usłyszał? Chwycił moją kościstą dłoń i ucałował ją delikatnie. Czułam to wszystko, z tą szczerą czułością. Darzył mnie jakimś uczuciem. Uwierzyłam w to.
- Wróć do mnie. – powiedział cicho.
- Nie potrafię. Nie umiem stąd uciec… Boję się. – szeptałam przez łzy. Pogładził moją dłoń kciukiem. Czułam, jak nawiązujemy jakiś kontakt…
- Nie bój się… Uda Ci się. Niedługo znów będziemy razem. – odparł. Po chwili zamilkł i zacisnął usta w prostą linię. Nagle wściekły wstał z krzesła, przewracając je. Wzdrygnęłam się. Przeklnął przez krzyk. Jeszcze nigdy nie słyszałam, aby takie słowa padały z jego ust. Co się z nim dzieje? 
- Dlaczego mi to robisz?! Dlaczego? – krzyczał – bawi Cię to?! Bawi Cię, że cierpię?! – kontynuowałam. Wstałam i podeszłam do niego. Ujęłam jego twarz w dłonie. Zupełnie znieruchomiał, jakby czuł mój dotyk, jakby naprawdę słyszał to wszystko co mówiłam. Jego oczy były ciemniejsze niż normalnie. Tworzyły burzę. Poczułam lekki strach.
- Uspokój się. – wyszeptałam. Nie pomogło – uspokój się. – powtórzyłam. Soczewki przybrały swoją pierwotną barwę. Uśmiechnęłam się delikatnie – jeszcze nie wiem jak wrócę, ale zrobię to. – szepnęłam.
- Obiecujesz? – zapytał. Pokiwałam głową.
- Obiecuję. – wyznałam. Pogładziłam jego policzek. Widzi mnie? Nie mam pojęcia, ale ja naprawdę teraz do niego mówię.
- Kocham Cię. – wyszeptał. – łza wzruszenia zakręciła mi się w oku.
- Ja Ciebie też kocham. – odparłam. Uśmiechnął się. Nasze usta powoli zaczęły łączyć się w pocałunku. Nie spieszyło nam się. Już po chwili moje ciało przeszły najcudowniejsze na świecie dreszcze. Niestety ta chwila nie trwała długo. Czułam jak moje ciało zanika.
- Jorge. – powiedziałam wystraszona.
- Martina, Martina! – mówił oszołomiony. Zniknęłam.



Do moich oczu dotarło ostre światło, przez co moje powieki szybko opadły na dół. Obraz po chwili jednak zaczął się wyostrzać. Znajomy widok… Biała sala. Białe ściany, meble, okna. Rozejrzałam się. Na środku stał zdezorientowany Jorge. Dotarło do mnie co się stało. Po kilku miesiącach wreszcie się obudziłam.

- Panie Blanco, jestem tutaj. – szepnęłam przygryzając wargę. Odwrócił się szybko. W jego oczach zakręciły się łzy. Zaśmiałam się. Wstałam, a on podbiegł do mnie, łapiąc mnie i podnosząc jak pannę młodą. Śmiałam się głośno, czując jak kręcimy się szczęśliwi. Po chwili postawił mnie na ziemi, ujmując moją twarz w dłonie.
- I że Cię nie opuszczę. – szepnął.
- Aż do śmierci. – dokończyłam i pocałowałam go. 





♥♥♥

No i chyba mamy rozdział. Przepraszam, że nie umiem utrzymać systematyczności... Naprawdę przepraszam. Mam nadzieję, że ktoś jeszcze tutaj jest. Nie wiem czy jest sens tłumaczyć się w notce informacyjnej. Jest szkoła, no i nie mam zbyt wiele czasu. Poza tym, ostatnio miałam głowę pełną pomysłów, jednak była też ze mną dziwna blokada. Ciężko mi to wytłumaczyć. Może inaczej. Siadałam do laptopa, otwierałam Word'a. No i pisz.  Ale nie było tak łatwo.Po prostu miałam blokadę, jakoś nie umiałam. Dzisiaj jednak, pełna motywacji, powiedziałam sobie, że muszę napisać. Wyrzuty sumienia od tamtego czasu nie dawały mi spokoju. Mam nadzieję, że się podoba :). Bardzo mi zależy na tym rozdziale, bo osobiście jestem z niego bardzo zadowolona, zwłaszcza z ostatniej części. Rozdział jest praktycznie dwa razy dłuższy niż normalnie, więc sądzę, że jesteście zadowoleni. No i Jortini będę rozdział wcześniej - to chyba najlepsza wiadomość. Kończąc mój wywód, chciałabym zaprosić Was, moje #MrsBlanists (pozdrawiam Paulinę, która wymyśliła fandom! ♥) na mojego fanpage'a na Facebooku. Nareszcie go założyłam. Tam jestem cały czas, więc tam też możemy złapać o wiele lepszy kontakt, na czym bardzo mi zależy, gdyż jak każda bloggerka bardzo chciałabym poznać lepiej swoich czytelników. Tutaj proszę, od razu możecie przejść do strony:



Także to chyba na tyle. Szantażyk?


 30 komentarzy - Rozdział 33 

Słodkich snów, Mrs.Blanists ;*
Mrs.Blanco