środa, 30 lipca 2014

Rozdział 18/ Dlaczego to tak boli?

Postanowiłam dedykować posty :)
Tego posta dedykuję Domci Verdas :*
Od dłuższego czasu pisze ona do mnie, i poddaje pomysły ;) 
Dziękuję Wam wszystkim i zapraszam na rozdział :3

♥♥♥♥♥♥♥♥♥

Martina


Lecę już dobrą godzinę, jednak ciągle myślę o jednym. O pocałunku z Jorge. Z jednej strony było mi dobrze, ale z drugiej... to teraz tak bardzo boli. Boję się tego, jak to wpłynie na nasze relacje, bo kolejne spotkanie jest chyba oczywiste. Nawet nie zauważyłam, kiedy zasnęłam.

- Tini... - usłyszałam znajomy głos. Przetarłam oczy.
- No, wreszcie się obudziłaś kochanie.
- Jorge?! Co ty tu robisz? 
- Zaraz po twoim odlocie wsiadłem do samolotu i poleciałem. Kocham cię. Miałem ci to powiedzieć już dawno, ale nie potrafiłem...
- Ja też cię kocham.
- A więc czy zrobisz to dla mnie, dla nas, i zostaniesz moją dziewczyną?

- " Prosimy zapiąć pasy. Lądujemy za 5 minut". - obudził mnie damski głos. Czyli to był tylko sen? Uff, to dobrze. Nie wiem co zrobiłabym w takiej sytuacji, pomimo tego, że on mi się ogromnie podoba.
Zapakowałam słuchawki, pamiętnik, długopis i telefon do torby. Wykonałam polecenie stewardessy i oparłam się o fotel. Nie cierpiałam tej części lotu. Po chwili już było po wszystkim. Wylądowaliśmy. Odebrałam walizki. Rozejrzałam się. Nigdzie nikogo nie było. Ani Ramallo, ani taty. Już chciała dzwonić po taksówkę, kiedy usłyszała głos z tyłu.
- Tini! - ujrzała Angie. Tak bardzo za nią tęskniła podczas wyjazdu.
- Angie! - podbiegłam do niej i mocno się przytuliłam - tak bardzo tęskniłam...
- Ja też kochanie... słuchaj... twój tata nie mógł przyjechać, ponieważ dostał pilne zlecenie i cała czwórka wyjechała na parę dni. - posmutniałam.
- Naprawdę? Nie widział córki ponad miesiąc i tak się za nią stęsknił, że sam postanowił sobie gdzieś pojechać na parę dni! - westchnęłam.
- Myślisz, że mi się to podobało? Ale wiesz jaki jest twój ojciec. - powiedziała.
- Ta... Mogłabyś zawieźć mnie do domu?
- A po co tutaj jestem?
Śmiałyśmy się bardzo długo. Trochę poopowiadałam Angie o pobycie w Argentynie. Nim się obejrzałam, a już byłyśmy pod domem.
- Wejdziesz? - zapytałam.
- Chętnie, ale niestety nie dziś. Muszę spotkać się z Pablo. Nie jesteś zła?
- Nie. Wszystko okej.
- Ale jednak widzę, że coś cię trapi.
- Wydaje ci się Angie. Pa. - dałam jej buziaka w policzek po czym ona odjechała.
Miała rację. Było mi ciężko.
Weszłam do domu. Znowu byłam u siebie. Udałam się do mojego pokoju. Padłam na łóżko i zaczęłam płakać. Płakałam cały czas. Byłam zupełnie sama. Nikt już nie miał dla mnie czasu.
Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Ogarnęłam się i zeszłam na dół.
- Kogo to niesie o tej godzinie? - pomyślałam.
- Dobry wieczór, panna Stoessel?
- Tak, a przepraszam, w czym mogę pomóc?
- Kwiaty dla pani. - byłam zdziwiona. Kto mógł mi wysłać kwiaty?
Odebrałam przesyłkę. Ogromny bukiet czerwonych róż włożyłam do wazonu. Zaniosłam je na górę. Spojrzałam na karteczkę
"Ja też tęsknię. Brakuje mi Ciebie. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy...
                                                                    Jorge"

Wybuchłam jeszcze większym płaczem. Było to wzruszenie i smutek. Ból. Tak straszliwie mi go brakowało, teraz jeszcze te kwiaty... Wieczór spędziłam na płaczu. Znowu... Nie tak wyobrażałam sobie powrót do Madrytu. Nim się obejrzałam, Morfeusz zabrał mnie do swojej krainy.



Jorge

Nie wiedziałem co mam robić. Po głowie ciągle chodził mi pocałunek z Martiną. Kiedy zobaczyłem, jaki ślad pozostawiła na lustrze, wysłałem jej kwiaty. Ogromny bukiet czerwonych róż. Słyszałem, że to jej ulubione kwiaty. Nagle zadzwonił telefon. Nie sprawdzając kto dzwoni pospiesznie odebrałem byłem pewien, że to Tini.
- Martina? - zapytał pełen entuzjazmu.
- Nie, Ruggero. 
- Aha... cześć. - odpowiedziałem zmarnowany.
- Trzymasz się jakoś?
- Jakoś.. kogo ja oszukuję. Wariuję. Zaraz wybuchnę.
- To poczekaj, przyjadę. Wtedy pogadamy.

Już po chwili siedziałem z Ruggiem na kanapie rozmawiając.
- Dobra. Gadaj co i jak. - powiedział po chwili.
- Co mam ci powiedzieć? Wariuję bez niej. Tak jakoś czegoś zaczęło mi brakować w życiu.
- To teraz masz odpowiedź na pytanie.
- Jakie pytanie?
- Serio już w tym wieku sklerozy dostajesz?
- Ej!
- Ona ci się podoba Jorge!
- Przecież wiem!
- Zrobiłeś coś?
- Co na przykład?
- Nie wiem, zadzwoniłeś? Zapytałeś jak się czuje? 
- Nie... 
- To coś w ogóle zrobiłeś skoro tak ci na niej zależy?
- Wysłałem jej ogromny bukiet czerwonych róż.
- No, zaczynasz robić postępy.
- Dziękuję wielmożny mistrzu! - zaśmiałem się.
- Ale powiem ci, że ona rzeczywiście jest taka jak ją opisywałeś. Ładna, nawet więcej niż ładna, charakter też ma fajny.
- Tylko nie próbuj jej podrywać!
- Jorge, to nie jest twoja dziewczyna.
- Stary, dobrze wiesz, ile ona dla mnie znaczy.
- Wiem. Tylko się zgrywałem. - powiedział - dobra, będę leciał. Jak co to dzwoń.
- Spoko. Narka. 

Jednak ja nadal za nią tęskniłem. Tak strasznie mi jej brakowało. 


Martina

Zaraz po przebudzeniu zjadłam śniadanie. Dzisiaj po południu mam iść do Angie na obiad. Zaprosiła mnie, żebyśmy mogły porozmawiać o wakacjach. Do 15:30 miałam jeszcze trochę czasu, dlatego postanowiłam na oglądniecie jakiegoś filmu i zrobienie małych zakupów. Ubrałam się i wyszłam z domu. Szłam uliczkami Madrytu przyglądając się kolorowym wystawom. Nagle usłyszałam krzyki.
- To ona! 
- Szybko biegnijmy, zanim zniknie!
I wtedy napadł mnie tłum. Flesze, pytania i moje zdezorientowanie.
- Od kiedy jesteście razem?
- Jak się poznaliście?
- Czy związek na odległość jest trudny?
I w tej chwili zrozumiałam, że znajomość z Jorge, równa się zainteresowanie nami. Są pewni, że jesteśmy parą. Po tym pocałunku na lotnisku, wszyscy tak to odbierają.
- Przepraszam, ale nie będę udzielać takich informacji. Żegnam. - powiedziałam krótko, zwięźle i na temat, po czym szybko weszłam do sklepu. Zrobiłam małe zakupy. Zapłaciłam, a potem, upewniając się, że nikt mnie nie śledzi, wróciłam do domu.
Włączyłam mojego laptopa, po czym weszłam na facebooka. Zauważyłam, że mam około 100 wpisów i na tablicę i odrobinę mniej wiadomości. Zaczęłam sprawdzać wszystko. Zaczęłam od tablicy.
Vanessa pisze: No, kochana, skoro już znasz Jorge, poproszę o autograf!
Agnes pisze: Widzę, że łatwo pocieszyłaś się stracie przyjaciółek...
Carla pisze: Agnes, przecież to my ją zostawiłyśmy, a ona od razu poleciała w jego ramiona.
Vanessa: Czyżby była to prawda? No tak, w końcu wiemy co kryje się w tym małym, kruchym ciałku.
Melania pisze: Oj dajcie jej spokój.

I tak trwała wojna. Wszyscy zaczęli mnie wyśmiewać. Byłam zła i smutna zarazem. Już chciałam coś odpowiedzieć, kiedy otrzymałam powiadomienie.
"Jorge Blanco skomentował wpis na Twojej tablicy".
Tak, mam go w znajomych. Gdyby nie to, chyba bym nie wytrzymała. Tam mieliśmy się porozumiewać. Nie chciałam nawet patrzeć na komentarz od niego. Jednak zrobiłam to.
Jorge pisze: Odczepcie się od niej. Ona nic wam nie zrobiła. Jeżeli nie macie się na kim wyżywać, to zróbcie to na mnie. A poza tym, to sprawa między mną a Martiną.

Zamurowało mnie. Obronił mnie. Po chwili napisałam mu do niego.
- "Dziękuję :*" - już po chwili otrzymałam odpowiedź
- "Nie masz za co ♥" - napisał.
- Tęsknię - po chwili napisałam ponownie.
- Ja też. Brakuje mi Twojego uśmiechu. - zarumieniłam się. Po chwili on napisał ponownie
- Wiem, że się rumienisz. - brzmiała treść wiadomości. Po chwili wylogował się, a ja zrobiłam to samo. Włączyłam telewizję.
- Jorge Blanco był ostatnio widziany na lotnisku. Jednak nie był on sam. Żegnał się z niejaką Martiną Stoessel. Uwaga Jorgistas, Jorge chyba nie jest już singlem! Doszło do namiętnego pocałunku!
- Nie! - wrzasnęłam i wyłączyłam telewizor. Spojrzałam na zegar. Miałam godzinę do obiadu, dlatego poszłam się umyć i przebrać.
Zrobiło się trochę chłodniej, dlatego założyłam moje ukochane, miętowe rurki, białą koszulę i szpilki. Zrobiłam makijaż i założyłam biżuterię. Oczywiście nie obyło się bez naszyjnika od Jorge. Przypominał mi o nim i jednocześnie, może to dziwne, ale dodawał otuchy.
Po chwili wyszłam z domu i skierowałam się do domu mojej cioci.
Pół godziny później byłam u celu.
Zadzwoniłam dzwonkiem.
- Cześć Tini! - powitała mnie czułym przytulasem ciocia.
- Cześć Angie. - zaprosiła mnie do środka.
Już po chwili siedziałyśmy przy stole, zajadając się pysznymi makaronami i sałatkami. Angie świetnie zna się na kuchni włoskiej. Kiedy zjadłyśmy nasz obiad, udałyśmy się na spacer. Cały czas rozmawiałyśmy o moim pobycie w Argentynie. Wiedziałam też, że Angie wyjeżdża z Pablo do tego kraju. Chcę żeby była szczęśliwa.
Doszłyśmy do naszej ulubionej kawiarni. Zajęłyśmy stolik. Po chwili podszedł do nas kelner i podał karty. Wybrałyśmy i czekałyśmy aż ktoś przyjdzie, abyśmy mogły złożyć zamówienie.
- Dobra, to teraz opowiadaj co z tym twoim Jorge. - powiedziała nagle Angie, ale przerwała jej obsługa, która przyszła zapytać co zamawiamy.
- Ja poproszę tiramisu i latte - oznajmiła ciocia.
- A ja natomiast poproszę sernik na zimno i kawę mrożoną. - powiedziałam.
Po chwili powróciłyśmy przynieśli nam nasze zamówienie i rozpoczęłyśmy rozmowę.
- No więc, opowiadaj o NIM. - powiedziała po chwili Angie.
- O nim? Czyli o... - udawałam, że nie rozumiem.
- No dobrze wiesz, że chodzi mi o Jorge!
- Dobrze, ale Angie, proszę, nie krzycz tak.
- Dlaczego? Dziewczyno, spotkałaś chłopaka swoich marzeń i nic nie robisz w tym kierunku!
- Wiem, wiem, dlatego chciałam z tobą o tym porozmawiać. A uciszam cię, bo dzisiaj rano napadł mnie tłum fotoreporterów i paparazzi, więc jutro wypatruj mnie w gazetach. - zakończyłam.
- Ok, chętnie kupię. Miło będzie zobaczyć siostrzenicę na pierwszej stronie. Ale teraz opowiadaj, jak to wszystko się zaczęło.
- Kiedy doleciałyśmy byłyśmy bardzo podekscytowane. Wychodząc z samolotu potknęłam się. Byłam już przygotowane na spotkanie trzeciego stopnia z gruntem, jednak tak się nie stało. Wylądowałam w ramionach jakiegoś chłopaka. Nagle przeszedł mnie przyjemny dreszcz i miałam poczucie bezpieczeństwa. Przez chwilę miałam zamknięte oczy, jednak kiedy je otworzyłam, ukazał mi się przystojny szatyn, o szmaragdowych oczach. Był dobrze zbudowany. Uśmiechając się pokazywał szereg białych ząbków i urocze dołeczki. Wtedy jeszcze nie wiedziałam kto to. On pomógł mi wstać. Oczywiście moje byłe przyjaciółki od razu się spostrzegły, że to ich idol i stały oszołomione. Wypadło mi trochę rzeczy i pomógł mi je zbierać. I nasze dłonie dotknęły się nawzajem na moim pamiętniku. Ponownie poczułam ten przyjemny dreszcz. Spojrzałam na niego i zrozumiałam, że to Jorge. - zakończyłam dopiero pierwszą część historii.
- Jejku, Tinka... Od razu słychać, że on ci się podoba.  Ale dobra opowiadaj dalej.
- Następnego dnia napisał mi SMS-a, żebyśmy się spotkali. Nie potrafiłam odmówić. Dziewczyny też były mega podekscytowane, bo jeżeli on będzie kręcił ze mną, to oczywiście też i z nimi. Po południu on przyjechał po mnie na swoim motorze. Dał mi kask i mogliśmy jechać. Dobrze wiesz, że trochę boję się jazdy na motorze. Objęłam go o wiele mocniej w pasie, można powiedzieć, że się do niego przytuliłam. On wtedy spojrzał na mnie zdziwiony, ale nie wykaraskał się z mojego objęcia tylko szczerze uśmiechnął. Kiedy dojechaliśmy było magicznie. Oczywiście prawie doszło do pocałunku. Siedzieliśmy na kocu zajadając się truskawkami. I on wtedy powiedział mi, że ten jacht jest dla nas. Wtedy też znalazłam list, w którym dziewczyny piszą, że to koniec przyjaźni. Ja płakałam, a on wtedy mocno mnie przytulił i zaproponował, żebym zamieszkała u niego. - kolejna część monologu za mną... Po chwili kontynuowałam. Opowiadałam wszystkie nasze historie, przygody. Angie co chwila mówiła, że opowiadam to z takim sentymentem, z takim uczuciem, że widać od razu, iż kłamię w żywe oczy, że niby nic do niego nie czuję. Po chwili zakończyłam. Ciotka chyba zauważyła, że to wszystko bardzo boli, dlatego zmieniła ton.
- Tini, a jak się po tym wszystkim czujesz? - zapytała z czułością w głosie.
- Nie za dobrze. Boli mnie to wszystko. Okropnie za nim tęsknię. Brakuje mi jego uśmiechu, głosu, dotyku, jego uścisków i jego samego. Nawet przestałam się już przejmować pocałunkiem. Jesteśmy na tyle dobrymi przyjaciółmi, że damy sobie z tym radę. Ale powiedz. Dlaczego... ta rozłąka... Dlaczego to tak boli? - zapytałam.
- Kochanie, to się właśnie nazywa uczucie. Darzysz go czymś niezwykłym i po prostu brakuje ci jego samego. Nawet gdybyś została sama z nim na pustyni, to i tak byłabyś szczęśliwa, że on jest z tobą. - wytłumaczyła mi Angie, po czym dalej kontynuowała - słuchaj, skoro twojego taty nie ma, to może zaprosisz Jorge na kilka dni? - zapojrzałam na nią wzrokiem numer 53, czyli "CZY TY WIESZ CO MÓWISZ?!"
- Angie?! Co ty mówisz! Nie! Nie ma mowy... Dopiero co się widzieliśmy, a jeżeli tata wróci wcześniej to będę miała kłopoty. - wybiłam ten pomysł z głowy Angie.
- Dobrze, rób jak uważasz. Ja już muszę lecieć. Jakbyś chciała z kimś porozmawiać to dzwoń o każdej porze dnia i nocy. - ucałowała mój policzek ciocia, po czym wyszła. Ja nie miałam nic więcej do roboty, więc zapłaciłam za mój sernik i kawę, po czym ruszyłam do domu.
Ujrzałam ogromny bilboard, na którym widniała informacja o otwarciu nowej kawiarenki w stylu lat 70. Od razu wiedziałam, że się tam wybiorę. Nim się spostrzegłam, byłam już pod domem. Otwarłam drzwi, a następnie usadowiłam się wygodnie przed telewizorem. Zaczęłam oglądać jakiś film. Po chwili przełączyłam, stawiając na jakiś film na DVD, gdyż tamten był bardzo nudny.
Wreszcie znalazłam film idealny, czyli "Last Song". Tak, ten film zdecydowanie mogłam zaliczyć do moich ulubionych.
Już miałam odpalać płytę, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi.
Powolutku ruszyłam ku drzwiom. Jeszcze wcześniej zdążyłam potknąć się o ławę, uderzyć na kolano, i rozpocząć poszukiwanie kluczy. Kiedy te wszystkie czynności miałam wreszcie za sobą, otwarłam drzwi. Zaniemówiłam. Rzuciłam się na szyję gościowi. W drzwiach stał nie kto inny, a...


♥♥♥♥♥♥♥
Witam Was :) Jestem z siebie dumna muszę przyznać, bo napisałam długi (tak myślę xd) rozdział w 3 dni, a jak na mnie to naprawdę szybciutko. Jak myślicie, kto odwiedził Tini? Niedługo post informacyjny. Nie chcę pisać o tym tutaj, bo jestem w 100% przekonana, że część nie czyta tych dopisków xd
Dobrze, ale nie przedłużając, życzę Wam dobrej nocy i fioletowych snów ;)
Do następnego rozdziału kochani :*    
                                                                   Mrs Blanco

sobota, 26 lipca 2014

Rozdział 17/ Pożegnania są trudne...

♥♥♥

Martina

Dni mijały, a my codziennie lepiej się poznawaliśmy. Śmialiśmy się razem, jedliśmy, rozmawialiśmy, spędzaliśmy razem czas. I coraz bardziej się do siebie nawzajem przywiązywaliśmy.
 _________________________________________________

Właśnie wstałam. Dzisiaj będę musiała wszystko spakować, zrobić ewentualne zakupy, gdyż jutro wyjeżdżam.  
- Cześć Tini! - do pokoju wszedł Jorge.
- Cześć. - przywitałam się z nim uściskiem.
- Mam dla ciebie niespodziankę.
- Ah, kiedy ja ci to wszystko wynagrodzę? - zaśmiałam się. A on kontynuował: 
- Ubierz się jakoś ładnie, zabierz też ubrania na zmianę. 
- Czy mi się wydaje, czy ty...
- Tak. Zabieram cię na sesję zdjęciową. Cieszysz się?
Przytuliłam go tak mocno, że...
- Spokojnie, bo mnie udusisz! - zaprotestował.


__________________________________________________

Wróciliśmy pod wieczór,gdyż wcześniej byliśmy wywołać zdjęcia.

Zmęczeni całym dniem usiedliśmy na sofie. Spojrzałam na zdjęcia, i pomyślałam, że będzie to pamiątka na całe życie. Bo czy jest coś lepszego, niż zdjęcia z chłopakiem, który jest wyjątkowy i sprawia, że motyle latają w brzuchu?
- Dziękuję. - powiedziałam po chwili.
- Za co? - zapytał.
- Za najlepszy miesiąc mojego życia. Jak ja ci się odwdzięczę?
- Wystarczy mi twój uśmiech. - pogłaskałam go po policzku.
- Kiedy tobie jest smutno, wtedy ja też płaczę. Kiedy się śmiejesz, odnajduję sens życia. A kiedy się przytulamy, czuję się... jakby... jakby... jakby cały świat się zatrzymał, jakby obejmował mnie anioł, bo ty... ty jesteś moim aniołem. - powiedział romantycznie.
Spojrzałam na niego, uśmiechnęłam się i odeszłam bez słowa. Jorge spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
Weszłam do mojego pokoju, przebrałam się w piżamę, weszłam pod koc. Wyjęłam wszystkie nasze pozostałe zdjęcia i zaczęłam je oglądać. Nie sądziłam, że jest ich aż tyle. Chociaż... Codziennie robiliśmy zdjęcie... Nawet nie zauważyłam, kiedy cała zalałam się łzami. Nagle do pokoju wszedł Jorge.
- Co się stało? Dlaczego płaczesz? - zapytał.
- Dopiero dzisiaj uświadomiłam sobie, co to wszystko dla mnie znaczy... Rozumiesz?
- Chyba nie do końca. - usiadł koło mnie zatroskany.
- Ten miesiąc sprawił, że znalazłam coś, czego potrzebowałam. Znalazłam wsparcie, zaufanie, pomoc... ale przede wszystkim... przyjaźń. Coś czego potrzebowałam od dawna. To wypełniło pustkę. Tyle mnie nauczyłeś, pozwoliłeś na coś, czego w Hiszpanii nie mogę... Tutaj pokonałam z tobą strach przed publicznością. Mogłam śpiewać. Mogłam przeżyć historię, której nie zapomnę do końca życia. Mogłam poznać najlepszego człowieka na świecie. Dziękuję. - przytuliłam go najmocniej jak umiałam.
- Ale nie jestem nikim wyjątkowym. - powiedział.
- Hm. Przestań się zgrywać. Dobrze wiesz ile dla mnie znaczysz.
- Ile? 
- Jeżeli mogłabym, zamieszkałabym tutaj, w Buenos Aires, żeby tylko móc zostać z tobą...
- Poczekaj, zaraz wracam.



Jorge

Poszedłem na górę. Do siebie. Nie sądziłem, że jesteśmy ze sobą tak blisko. Zastanawiałem się, co zrobić, żeby zapomniała o wyjeździe. 
Czym prędzej więc poszedłem po gitarę i keyboard.
- Mogę wejść? - zapytałem.
- Przecież czekam tu na ciebie mój głuptasie... - wreszcie zaśmiała się Martina.
- Czekałem na to... - powiedziałem.
- Na co? - zapytała.
- Na twój piękny uśmiech...
Wstała, odłożyła wszystko na bok, podeszła do mnie. Przytuliła mnie, a ja odwzajemniłem uczucia. Po chwili spojrzeliśmy na siebie. Martina zagryzła wargę i odwróciła wzrok. Po chwili podszedłem do instrumentu.
- Napisałem nową piosenkę.
- Naprawdę? Zagraj mi, proszę...
Położyłem ręce na klawiszach, uśmiechnąłem się do ukochanej (choć ona o tym nie wiedziała...).
- Czasami to wydaje się niewidoczne,
tylko ja wiem co nas łączy

spójrz na mnie, powiedz
kto jest najlepszy.
Blisko ciebie, porywający moment
choć mało wiarygodny
spójrz na mnie, kto jest najlepszy. - zakończyłem.
- Na razie mam tylko tyle. Podoba ci się?
- Bardzo. Jesteś świetnym tekściarzem.
- A ty masz jakieś piosenki?
- Niby tak... Ale... Nie potrafię śpiewać.
- Jak to możliwe? Razem śpiewaliśmy i nie było tego słychać.
- Odpływałam.
- To teraz też odpłyń, proszę. Masz ogromny talent. Jesteś wyjątkowa! - powiedziałem, niechcący wytrącając jej pamiętnik z rąk.
- Przepraszam, nie chciałem... - oboje przykucnęliśmy. Nasze ręce skrzyżowały się na pamiętniku, tak jak w dniu naszego pierwszego spotkania. Tyle że wtedy było inaczej. Nie wiedziałem, kim dla mnie będzie Martina. Dzisiaj już to wiem. To moja księżniczka. W mojej bajce, w jej bajce, w naszej bajce. Po chwili wszystko było jak dawniej.
- To co, zaśpiewasz? - poprosiłem po raz kolejny.
- Dobrze... Ale ty będziesz grał.
- Sprytna jesteś... Ale niech będzie. Tylko daj mi nuty. - zaśmiałem się. - jesteś gotowa?
- Teraz wiesz, że 
nie rozumiem co się dzieje.
Ale przecież
nigdy nie ma czasu na nic.
Myślę, że nie zdaje sobie sprawy
i robię tysiąc i jeden obrót.
Moje wątpliwości mnie zmęczyły
już nie będzie czekać.

I znowu budzę się
w moim świecie
czuję że jestem sobą.
I nie zatrzymam się,
nawet na sekundę, 
moje przeznaczenie to dziś.
I znowu budzę się
w moim świecie
czuję że jestem sobą.
I nie zatrzymam się,
nawet na sekundę, 
moje przeznaczenie to dziś.

Nic nie może się zdarzyć
Idę uwolnić
wszystko co czuję.
Wszystko wszystko.
Nic nie może się zdarzyć
Idę uwolnić 
wszystko co mam
nic mnie nie powstrzyma.
- W moim świecie... Świetna piosenka!
- Dziękuję. - podeszła do mnie i przytuliła.
- Masz jeszcze jakieś?
- Oczywiście, ale... Nie chcę już dzisiaj śpiewać. To jeszcze bardziej kojarzy mi się z tobą. - wzdychnęła.
- Słuchaj, dzisiaj jest twoja zielona noc...
- Jorge, co ty chcesz zrobić?
- Dzisiaj jest noc filmowa. Lecą różne filmy po kolei. Od komedii po horrory. Co ty na to?
- Niech będzie!
- Mamy jeszcze chwilę, pójdziemy do sklepu, kupimy coś dobrego, ja zrobię kolację, zgadzasz się?
- A może... upieczemy pizze? - od razu wiedziałem że Martina to pomysłowa dziewczyna.
- Jestem za!

I tak minęła reszta wieczoru, aż do seansu. Kupiliśmy pełno popcornu, zrobiliśmy pizzę, a potem zmywaliśmy mąkę, bo byliśmy cali nią obsypani. Ale w tym było śmiechu!
Nadeszła pora seansu. Usiedliśmy koło siebie na sofie. Po kilku filmach nadeszła pora na dłuższą przerwę, jednak my nadal nie byliśmy śpiący. Podszedłem do radia, włączyłem je, a potem zapytałem Tini.
- Czy będzie pani tak miła, i zatańczy ze mną?
- Oh, oczywiście! - zaśmiała się dziewczyna.
Tańczyliśmy i rozmawialiśmy. Było tak magicznie.


Martina

Nim się obejrzałam, nastał poranek. Wstałam wcześniej niż zwykle, bo samolot miałam o 12. Byłam już spakowana, jednak chciałam pożegnać się w należyty sposób z Argentyną. Minęła chwila, zanim zdecydowałam się co założę. W końcu postawiłam na jeden z moich ulubionych zestawów. Był bardzo ładny, a zarazem wygodnie się w nim czułam.
Dzisiaj wyjątkowo nie byłam głodna. Lekko popsikałam się moim ulubionym perfumem i musnęłam usta czerwoną szminką. O dziwo, na dole nie zastałam Jorge. Czułam lekkie skrępowanie, ale poszłam tam. Weszłam do jego sypialni. Nigdy tu nie byłam. Kiedy zrozumiałam, że jestem sama w domu, zaczęłam podziwiać pokój chłopaka. Tutaj tak naprawdę zaczynało się drugie życie. Było tu kilka pokoi. Jadalnia, mały salon, elegancka łazienka i jego sypialnia. Dziwię się, że nie zajrzałam tutaj wcześniej. Najpierw weszłam do jadalni, chociaż tak naprawdę był to mały pokoik ze stolikiem dla czterech osób. Szłam dalej. Weszłam do łazienki. Na szafce stała kolekcja męskich perfumów Jorge... Pomimo, że normalnie ich nie nawidziłam, te były wyjątkowo cudowne. Obejrzałam się i ujrzałam kabinę prysznicową. Powtórzyłam ruch, i ujrzałam siebie w ogromnym lustrze. Cała łazienka była... w złym stanie. Wiedząc, że Jorge nie nadchodzi, postanowiłam posprzątać jego teren. Kiedy skończyłam, udałam się na dalsze zwiedzanie, jednak wpierw wyjęłam szminkę, posmarowałam usta i odcisnęłam je w lustrze w łazience, a następnie, używając tego samego kosmetyku otoczyłam buziaka sercem i dopisałam "już tęsknie".
Wyszłam z pomieszczenia i znalazłam się na tarasie. Był ogromny. Znajdowało się tutaj jacuzzi, mały basen, i kolejny stolik. Popatrzyłam. Zdałam sobie sprawę, że słońce dopiero się obudziło. Spojrzałam na godzinę. Do dzisiejszego wschodu była jednak jeszcze spora chwila, dlatego skierowałam swoje kroki do JEGO sypialni. Oniemiałam. Jeszcze nigdy nie widziałam tak pięknie urządzonej sypialni. Wszędzie można było zauważyć jego pasję do muzyki. Na środku stało duże, łóżko. Usiadłam na sekundę, a raczej padłam. Byłam zmęczona emocjami. Coś zaczęło m
nie uwierać w plecy i zauważyłam, że tam leżało... moje zdjęcie! Byłam w szoku. Po co jemu moje zdjęcie? Jednak zignorowałam to. W końcu ja też miałam jego zdjęcie. Tyle, że on mi się podobał, a ja jemu nie. Oparłam się o ścianę, która dziwnie drgnęła. Odskoczyłam, a po chwili ponownie ją popchnęłam. Moim oczom ukazały się długie, zakręcone schody w dół. Lekko się zestresowałam, ale postanowiłam tam iść. To miejsce wydawało się być bardzo przyjemne. Spojrzałam na ściany. Było tam pełno zdjęć Jorge i jego rodziny. Takie z dzieciństwa, jak i ukończenia szkoły. Nagle moim oczom ukazały się nasze zdjęcia. Wycinki z gazet. Doszłam do wniosku, że to miejsce jest niezwykłe. To miejsce Jorge. Nagle schody się skończyły. Ujrzałam mały pokoik. Już miałam do niego wejść, kiedy usłyszałam jak ktoś gra na gitarze. Lekko się wychyliłam. Tam był on. Otoczony instrumentami i tysiącami kartek. Śpiewał. Robił to z taką pasją. Usłyszałam dzwonek. On wyszedł, i poszedł gdzieś do tylnych drzwi. Miałam chwilę, aby przebadać także i to pomieszczenie. Zauważyłam zeszyt. Otwarłam go. Były tam wszystkie dotychczasowe piosenki wokalisty. Już miałam go odkładać, kiedy zauważyłam tekst, którego w ogóle nie znałam. Byłam chyba największą fanką, dlatego znałam każdą piosenkę. Zaczęłam czytać. Po chwili posmutniałam. Piosenka była o dziewczynie. O miłości. Pisał, że kiedy jest z nią, cały świat przestaje istnieć, ale boi się zrobić pierwszy krok. Marzy o wspólnym tańcu w blasku księżyca, o tym, aby wreszcie jedna gwiazdka spadła z nieba, aby on mógł jej ją podarować. Ostatnie wersy mówiły o tym, że ma oczy takie, jak czekolada. Usłyszałam kroki, dlatego czym prędzej odłożyłam zeszyt i wróciłam na klatkę. Wiele razy mówiono mi, że mam oczy jak czekolada. Jednak nie potraktowałam słów piosenki na poważnie. Usłyszałam rozmowę.
- Powiedziałeś jej? - zrozumiałam, że w tym domu, parę metrów ode mnie znajduje się Ruggero Pasquarelli.
- Nie. - odpowiedział zmarnowany Jorge
- To na co czekasz? Zaraz ją stracisz! Zrobiłeś coś w ogóle w tym kierunku, żeby dowiedziała się, jakim uczuciem ją darzysz?
- Napisałem piosenkę.
- Zaśpiewałeś ją jej?
- Nie. - po chwili usłyszałam, jak zaczął śpiewać piosenkę. Zaraz, to była TAMTA PIOSENKA!
Nagle przerwał. Usłyszałam tylko trzask.
- Nie! Nie mogę, rozumiesz? Nie mam na tyle odwagi, żeby powiedzieć jej, co do niej czuję!
- Porozmawiaj z Martiną, może ona ci pomoże.
Kiedy usłyszałam moje imię, wybiegłam z powrotem na taras. Wtedy zrozumiałam, że Jorge ktoś się podoba. I to szalenie.


Jorge


- Porozmawiaj z Martiną, ona ci pomoże. - wspierał mnie Rugg. 
To mój najlepszy kumpel. Przyjaźnimy się już dobre parę lat. I to przyjaźń na zawsze. To się czuje. Skoczyłby za mną w ogień, zresztą jak zrobiłbym to samo, gdyby on tam się znalazł.
- Człowieku, ty w ogóle wiesz co mówisz?! - denerwowałem się - co mam iść do niej i powiedzieć jej "Martina, podobasz mi się, pomóż mi z tym, nie wiem jak ci to powiedzieć"?!
- Nie o to mi chodziło. - powiedział kumpel - chciałem, żebyś pogadał z nią w ten sposób, jakbyście
byli dobrymi kumplami. Wiesz o co chodzi. Przyjaźń damsko - męska... 
- Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. Ale ja nie wiem dokładnie, co do niej czuje. Może to po prostu mocniejszy rodzaj przyjaźni? - bałem się prawdy.
- Koleś, mocniejsza przyjaźń to uczucie! Kumasz? A poza tym, w takim rodzaju przyjaźni, prędzej czy później któreś się zakocha.
- Dobra, wrócimy do tej rozmowy później. Poczekam. Jeżeli rzeczywiście czuję do niej coś więcej niż przyjaźń, to to na pewno niedługo wyjdzie. Przedstawię ci ją. 

Po paru minutach dalszych sprzeczek, udaliśmy się na górę. Byłem pewien, że moja królewna jeszcze śpi. Nagle ujrzałem sylwetkę jakiejś ślicznej dziewczyny. Stała na tarasie i oglądała wschód słońca. To była Martina. Nie sądziłem, że kiedykolwiek się tutaj dostanie, chyba że jako moja dziewczyna. Sam chciałem ją tu zaprowadzić, ale co bym powiedział "chodź, pokażę ci moją część domu? mój pokój? moją łazienkę?" Zabrzmiałoby to dosyć dziwnie. Podszedłem do niej od tyłu i objąłem w pasie. Ta najwidoczniej nie chciała, żebym ją zauważył, bo wystraszyła się niemiłosiernie, przez co wpadła do basenu. Zaczęła szybko machać nogami. Wystraszony wyciągnąłem do niej rękę. Ona ją chwyciła i... pociągnęła do basenu! Po chwili zaśmiała się. Zaczęliśmy się chlapać. Zupełnie zapomniałem, że całej sytuacji przygląda się Ruggero. Szybko wyjąłem Tinitę z wody i podałem ręcznik, abym mógł przedstawić jej mojego przyjaciela.




Martina

A to drań! Ale z drugiej strony, było zabawnie. On po chwili wyciągnął mnie z wody. Ku moim oczom ukazał się Pasquarelli. Nie sądziłam, że jest aż TAK BARDZO PRZYSTOJNY.
- Cześć ślicznotko, jestem Ruggero. Dla ciebie Rugg. - po mojej twarzy spłonął rumieniec.
- J-jestem Martina. Dla przyjaciół Tini lub Tinita.
- Mogę cię tak nazywać? - czułam, że staję się coraz bardziej czerwona. Po chwili od tyłu podszedł do mnie pan Blanco, objął w pasie, i lekko przyciągnął do siebie. Potem skarcił Rugga wzrokiem. Ten widocznie wiedział o co chodzi, bo szybko się pożegnał, tylko puścił mi oczko na pożegnanie.

Już po chwili byliśmy w łazience na górze. Wziął suszarkę i ręcznik. Zaczął mi suszyć włosy.
- Jorguś, nie musisz mi suszyć włosów. - powiedziałam i po chwili zdałam sobie sprawę, jak go nazwałam - Jeju, przepraszam, nie chcia...
- Spokojnie mi się to podoba Tiniuś - przerwał.
I tak zaczęła się nasza wojna na przezwiska.
Chwilę później byliśmy już susi. 
- Idziemy na spacer? - zapytał, na co ja odpowiedziałam wielkim uśmiechem.
Szliśmy rozmawiając.
- Cieszę się, że znalazłem przyjaźń na całe życie. - powiedział w pewnym momencie.
- Całe?
- Aż do śmierci. - przytuliliśmy się jak prawdziwi przyjaciele.
Spojrzałam mu w oczy. Ujrzałam dwa, piękne brązowe guziki. Zaczęliśmy się do siebie zbliżać, kiedy ujrzałam wielki zegar i godzinę.
- Już 11:30?! Jorge, nie zdążę!
- Zdążysz.
- Jak możesz być taki spokojny?
- Spójrz mi w oczy. - powiedział, a ja uczyniłam co kazał - jesteś ze mną, a razem damy radę.
Po chwili on złapał dorożkę.
- Przepraszam, mogę pożyczyć powóz? - zapytał szatyn.
Po chwili pędziliśmy uliczkami Buenos Aires.
- Jesteś szaleńcem! - krzyknęłam.
- Tak mawiają. - zaśmiał się.
Po chwili byliśmy już gotowi. Zapakowaliśmy moje walizki do bryczki i udaliśmy się na lotnisko.

- Tini! - usłyszałam głos z niewielkiej odległości. Ujrzałam dziewczyny - Mechi, Lodo, Albę i Cande.
- Dziewczyny, co wy tu robicie?
- Przyszłyśmy się z tobą pożegnać przyjaciółko.
Nie mogłam już. Popłakałam się. Płakałyśmy wszystkie.
- Dziękuję. - przytuliłyśmy się po raz ostatni.
Odwróciłam się. Stał tam mój Jorge.
- A za tobą będę tęskniła chyba najbardziej. - powiedziałam. Przytuliłam go, a po moim policzku spłynęła kolejna łza. Jednak tym razem nie była to łza ze wzruszenia. To była łza spowodowana smutkiem.
- Hej, Tinka, nie płacz! - kciukiem zdjął mi łzę - przecież niedługo znów się zobaczymy.
- Niedługo? - zapytałam spoglądając na niego.
- Przecież mamy całe życie. Na pewno jeszcze kiedyś się spotkamy. A poza tym jest telefon, skype, facebook... - przytuliłam go najmocniej jak umiałam.
- Nie zapomnij o mnie, proszę. - powiedziałam, jednak tak ciężko mi to przechodziło przez gardło.
- Nigdy nie zapomnę. Przysięgam.
" Pasażerowie lotu do Madrytu proszeni są o przejście do samolotu. Lot rozpocznie się za 10 minut."

Stałam i machałam. Machałam wszystkim. Mechi, Albie, Lodo, Cande... ale przede wszystkim Jorge. Bo to dzięki niemu te wakacje były takie wyjątkowe. Już miałam wejść na schodki prowadzące do wielkiej maszyny, kiedy poczułam, że ktoś łapie mój nadgarstek. Po raz kolejny ujrzałam twarz Jorge.
- Nie zapomniałaś o czymś? - zapytał.
- Nie. - przytuliłam go. Odsuwając się od niego, zrozumiałam, że to koniec. Już go nigdy nie zobaczę. I wtedy coś we mnie pękło. Zbliżyłam się lekko, i pocałowałam go. Jednak teraz nie był to policzek, tylko usta. Zaczęło we mnie krążyć tysiące myśli 'coś ty zrobiła', 'lepiej uciekaj'.
- Przepraszam, nie powinnam... Zapomnij o mnie... - odwróciłam się, kiedy po raz kolejny poczułam dotyk na nadgarstku.
- Nawet gdybyś bardzo chciała, to ja nigdy nie zapomnę. - powiedział i po chwili to on mnie pocałował. Byłam najszczęśliwszą osobą na świecie, ale jednocześnie zrozumiałam, że będzie nas czekała ciężka rozmowa podczas kolejnego kontaktu.
- Żegnaj - powiedziałam i lekko pocałowałam jego policzek. Spojrzałam po raz ostatni na dziewczyny. Machały mi i pokazywały kciuk w górę.
Weszłam do samolotu. Posłałam buziaka w stronę mojego  chłopaka.
- Adios, Argentina...


♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥
AWWW! Tak pocałunek Jortini ♪
Jestem z siebie dumna :3
Przepraszam, że tak długo czekaliście na rozdział. Postaram się napisać kolejny już jutro, a przynajmniej zacznę. Bo tego pisałam 3 tygodnie xd

Mrs. Blanco



środa, 9 lipca 2014

Rozdział 16/ Impreza.

♥♥♥

Martina

Wracając do "domu", dziewczyny weszły jeszcze na chwilę. Taką chwilę, że siedziały ze mną do pierwszej w nocy... Ale Jorge mówił mi, że mogą przychodzić kiedy chcą. Uwielbiam go. 
- Cześć! - zawołał, kiedy zobaczył całą ekipę - zakupy udane?
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - stwierdziłam.
I nagle on usiadł przy fortepianie i zaczął grać Naszą Drogę. Widziałam już miny dziewczyn. Usiadły.
I on zaczął śpiewać. Uśmiechnął się do mnie i jakoś tak samo wyszło, że do niego podeszłam i zaczęłam śpiewać razem z nim. Złapaliśmy namiętny kontakt wzrokowy. Kiedy skończyliśmy, wszystkie zaniemówiły. On odwrócił się, jakby coś się stało. Nie chciałam, żeby tak cudowny człowiek był smutny. Pobiegłam szybko za nim. Odwrócił się, a ja wskoczyłam na niego. Złapał mnie. Bluzka z tyłu miała guziki. Niektóre się poodpinały, ale on i tak bardzo mocno mnie przytulił.
- Martina, nie wyjeżdżaj, proszę! - pocałował mnie w ramię.
- Ale ja muszę, rozumiesz?
- Oddam Ci pieniądze za bilet!
- Tu nie chodzi o pieniądze.
- To o co? - nie rozumiał w dalszym ciągu.
- O... mojego tatę.



Jorge


Czym prędzej wyszukałem numer jej ojca. Wziąłem telefon i... zadzwoniłem.
- Tak słucham? - usłyszałem poważny głos.
- Dzień dobry, nazywam się Jorge Blanco.
- Czego chcesz dziecko?
- Dzwonię w sprawie Martiny. Chciałem pana prosić, aby mogła zostać jeszcze w Argentynie. Tydzień dłużej, nie więcej.
- Ty sobie ze mnie kpisz?
- Nie, proszę się nie rozłączać!
- Jorge, moja córka jest już u was cały miesiąc. Ledwo co się zgodziłem, ona ma 17 lat! 17 lat...
- Wszystko w porządku proszę pana?
- Tak... Mów dalej, proszę, tylko nie mów do mnie "proszę pana". Możesz do mnie mówić German. - byłem w szoku. Twardy mężczyzna w ciągu jednej rozmowy stał się kimś wyjątkowo łagodnym.
- Dobrze, więc... Martinę poznałem na lotnisku, kiedy po prostu złapałem ją, kiedy prawie się przewróciła. Kolejne spotkanie odmieniło jej wyjazd. Przyjaciółki znienawidziły ją za to, że mnie poznała. Została bez dachu nad głową, dlatego wziąłem ją do siebie. Staliśmy się nierozłącznymi przyjaciółmi. Dzisiaj poznała kilka nowych dziewczyn i stworzyły nową paczkę. Zazdroszczę, że ma pan kogoś tak cudownego, pięknego i o tak ślicznym głosie w domu. Tini jest wyjątkowa. Odmieniła moje życie. - Wzruszona dziewczyna podbiegła do mnie i przytuliła najmocniej jak mogła. Pocałowałem ją w głowę i także przytuliłem. Mi także poleciała łza.
- Jorge, dziękuję, że zaopiekowałeś się moją córką. Tydzień.
- Ale co tydzień?
- Macie tydzień.
- Naprawdę?
- Ten tydzień jest TYLKO dla was. Dla waszej dwójki. - rozłączył się.
- I co? - zapytała szatynka.
- Tydzień.
- Co tydzień?
- Mamy tydzień.
- Tydzień na co?
- Tydzień dla nas.
- Czy to znaczy, że..
- Martina zostajesz! - sam nie wiem jak to się stało, ale złapałem ją za nogi, podniosłem i zakręciłem.
A kiedy już stanęła na twardym gruncie, złapałem ją powoli w pasie, ona objęła moją szyję...


Mechi

Pomimo tego, że z całego serca im kibicowaliśmy, stali się trochę... za słodcy. 
Zapomnieli, że jesteśmy jeszcze tutaj, ale co tam, chociaż wpadł nam do głowy pomysł, który spowoduje, że oboje zrozumieją, że są sobie przeznaczeni.
- Ehm. - odchrząknęła Cande.
Obrócili się. Widać było ich zakłopotanie, ale to na szczęście szybko przeszło.
- No to trzeba uczcić to, że zostajesz jeszcze tydzień! - powiedziałam.
- Co wy znowu wymyśliłyście? - zaśmiała się Tinita.
- Jutro jest sobota i... - zaczęła Lodo.
- IMPREZA! - skończyła Alba.
- Proponuje, żebyś dzisiaj szła do nas na Piżama Party. Pójdziemy na miasto, a potem wieczorem spotkamy się. - poinformowała Cande.
- Ale gdzie? - zapytała nieco oszołomiona szatynka.
- Jutro jest wielki bal znany na całe Buenos Aires! - powiedziałam.
- Ale czy to znaczy, że trzeba mieć balowe suknie? - ponownie odezwała się brązowowłosa.
- Nie! Każdy zakłada to co chce, byleby ładnie wyglądać. - zaśmiałam się.
- Ja jestem za. - poinformował nas Jorge.


Martina

I rzeczywiście wszystko szło zgodnie z planem. Prawie całą noc wybierałyśmy stroje. A kiedy nadeszła pora na mnie...
- Co ja założę? - zapytałam zmęczona. Przez dłuższy czas nie otrzymywałam odpowiedzi.
- Żółtą pastelową sukienkę! - aż podskoczyłam.
Jakby nie było, była prześliczna, więc się zgodziłam.
Następny dzień przeleciał w tempie błyskawicznym, na... szaleństwie. Latałyśmy po sklepach, w poszukiwaniu biżuterii dla dziewczyn, nowych butów a potem od fryzjera po kosmetyczkę.

Nadeszła godzina balu. Alba i Cande krzątały się na parterze domu Lodo (tam odbyła się nasza piżamowa impreza). Mechi, Lodo i ja malowałyśmy jeszcze paznokcie. 
- Myślicie, że ktoś mnie w ogóle poprosi do tańca? - zapytałam nieśmiało.
- Oczywiście! Wszyscy będą patrzeć tylko na ciebie i Jorge, jak tańczycie do wolnego kawałka... - Mechi to ma pomysły...
- Przestań. Przecież ja mu się w ogóle nie podobam. - zaprotestowałam.
- Masz rację. Ty mu się nie podobasz. Nie, wcale... I on wcale nie patrzy na ciebie i w twoje oczy jak na ósmy cud świata. - powiedziały dziewczyny.
I kiedy miała rozpocząć się bitwa na poduszki, zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Dziewczyny, Jorge przyszedł! - zawołała Alba.
Jeszcze przez chwilę się śmiałyśmy, a potem zeszłyśmy na dół. No, one zeszły, bo ja musiałam jeszcze pogadać sama do siebie w lustrze, aby dodać sobie otuchy. Nagle usłyszałam głos Jorge. I stwierdziłam, że pora zejść.

Przy schodach wzięłam głęboki wdech. I ruszyłam, powolutku, bo chyba po raz pierwszy miałam na sobie takie buty. Po chwili przyspieszyłam, bo zauważyłam, która godzina.
- Przepraszam, że tak długo.... - szukałam różnych wyjaśnień. Nie zauważyłam nawet, że Jorge rzeczywiście patrzył na mnie jak na ósmy cud świata... Mechi (moja kochana) musiała mu zamknąć buzię, bo sam najwyraźniej nie był w stanie tego zrobić. Kiedy wreszcie go zobaczyłam, sama pomyślałam, że jest jeszcze... przystojniejszy. Miał na sobie piękny garnitur.
- Coś się stało? - zapytałam po chwili, gdyż on nadal pożerał mnie wzrokiem.
- Nie, wszystko okej... Po prostu... Cudownie wyglądasz. - w tym samym momencie na mojej twarzy pojawił się ogromny rumieniec. Dziewczyny już zaczęły szeptać.
- Dobrze gołąbeczki, chodźmy już. - powiedziała Cande.

Kiedy wyszliśmy na zewnątrz nie mogłyśmy uwierzyć własnym oczom. Przed nami prezentowała się długa, biała limuzyna.
- Niespodzianka.... - zawołał Jorge.



Jorge

Dziewczyny były podekscytowane. Kiedy dotarliśmy na miejsce, Mercedes, Candelaria, Lodovica i Alba znalazły szybko chłopaków, którym miały towarzyszyć. Tylko Martina pozostawała bez pary.
Kiedy znaleźliśmy stolik, a raczej stół, bo zrobiło się nas praktycznie dwa razy tyle, bal akurat się rozpoczął.
- Witam wszystkich na balu XXI wieku Buenos Aires! - powiedziała konferansjerka. -tegoroczny bal, rozpoczniemy jak zwykle od wybrania króla balu. Zostaje nim.... Jorge Blanco! - kiedy usłyszałem swoje nazwisko, spojrzałem na dziewczyny. Śmiały się, i zrozumiałem, że to one mnie zgłosiły... Ruszyłem na scenę. Kiedy już się na niej znalazłem, usłyszałem pisk jakiś psychofanek, dlatego zaraz później postanowiłem, że dam im autografy i po sprawie, bo tego chciały.
- Oto król tegorocznego balu! - kiedy już stałem na scenie padły takie właśnie słowa. 
- Tradycją naszego balu, jest także, że mężczyzna wybiera dziewczynę, która spędzi z nim resztę wieczoru, przy "królewskim stole". - akurat otrzymałem mikrofon.
- Jej, dziękuję za wybranie mnie... Ale przejdźmy do rzeczy. Na tej sali jest dziewczyna, która wywróciła moje życie do góry nogami. Kiedy ją poznałem, nie sądziłem, że będzie to aż tak obiecująca znajomość, a teraz już przyjaźń. Choć znamy się dopiero od miesiąca, ja czuję się, jakbym znał ją całe życie. Jest piękna nie tylko zewnątrz, ale także wewnątrz. Każdy dzień przez cały miesiąc spędzony z nią był udany. Nie jest to jednak żadna znana aktorka, modelka piosenkarka. To tylko i wyłącznie moja, prywatna gwiazda, dzięki której zrozumiałem co znaczy być szczęśliwym. Dlatego chciałbym, aby na tej scenie znalazła się... Martina Stoessel. - ujrzałem, że płacze, ale z uśmiechem. Po chwili przyszła do mnie.
- Naprawdę tyle dla ciebie znaczę? - zapytała we łzach. 
- A czy kiedykolwiek cię okłamałem? 
Przytuliłem ją. Po chwili otrzymała bukiet kwiatów. Otarła swoje łzy, i razem ze mną zapozowała do zdjęcia.
Po chwili razem z przyjaciółmi siedzieliśmy przy "królewskim" stole. 
Usłyszałem jedną z moich ulubionych romantycznych piosenek.
- Czy mogę prosić cię do tańca? - zapytałem Martinę. Ta wstała. Ruszyliśmy na parkiet.
- Pięknie tańczysz... - wyszeptała mi do ucha.
- Uczę się od ciebie... - odpowiedziałem. 
Prowadziliśmy długą rozmowę, która tak naprawdę składała się głównie z komplementów. 
W taki sposób przemijała znaczna część wieczoru, a raczej już nocy. Nagle usłyszałem znajomy głos.
- No proszę, kogo to moje oczy widzą... 
- Stephie, co ty tutaj robisz? - zapytałem moją byłą.
- Zapomniałeś? Zawsze tutaj jestem.
- Odczep się od niego. - podeszła do mnie Martina.
- Ha, bo co? Jestem bliżej Jorge niż ty. Ojejku, zazdrosna? - zaśmiała się.
- Słuchaj, jeszcze raz powiesz coś do niej takim tonem! - zacząłem bronić Tini, którą akurat przytuliłem.
Po chwili Stephie zaczęła próbować przemocy, jednak jej się to nie udało, bo akurat przyszła ochrona.
- Co ja bym bez ciebie zrobiła, hmm? - zapytała szatynka.


Kiedy wszyscy zaczęliśmy być zmęczeni, oznajmiłem, iż zarezerwowałem pokoje. Jednak dziewczyny stwierdziły, że jadą do domu. Zostaliśmy sami z Tinitą. Wzięliśmy więc wszystkie rzeczy i ruszyliśmy w stronę recepcji.

- Dobry wieczór, miałem rezerwację. Jorge Blanco. Pokój dwuosobowy.
- Tak jest, proszę to pański klucz.
Kierowaliśmy się pięknymi korytarzami, do apartamentu z cudownym widokiem.
Dobrze, że dziewczyny spakowały Martinę... Znowu.
Kiedy zobaczyliśmy już pokój, byliśmy mocno zdziwieni.

Martina

Pokój rzeczywiście był piękny. Szkoda tylko, że z łóżkiem małżeńskim.
Zrozumiałam, że wszystko doskonale ustawiły. A to zgagi! 
Umyłam się i ubrałam w pidżamę, bo nic innego nie mogłam zrobić.
Kiedy weszłam z powrotem do sypialni, Jorge nie było. Widocznie poszedł wyjaśniać wszystko w recepcji. Pewnie wracając sam skorzysta z toalety. Musiałam na niego czekać, żeby dowiedzieć się co dalej.
Nie pozostało mi nic, jak pisać w pamiętniku.

Chwilę później przyszedł Jorge. Był już w piżamie.Spojrzeliśmy na siebie z zawstydzeniem. Po chwili poszłam w stronę łóżka. Myślałam, że jednak położy się obok, albo na drugim końcu tego szerokiego łóżka. Wybrał jednak sofę.
Próbowałam zasnąć. Nagle zauważyłam, że Jorge jest naprawdę zimno. Wzięłam więc gruby koc i go przykryłam. Robiąc to on spojrzał na mnie.
- Też nie możesz zasnąć? - zapytał. Pokiwałam głową.
- Przepraszam...
- Spoko, ja też kiepsko zachowałem.
Wstał, przytulił mnie.
- Słuchaj, ehm... Tutaj jest rzeczywiście chłodnawo... Nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli jednak położę się w łóżku? Spokojnie, na samym końcu.
- Hah, oczywiście.
O dziwo teraz zasnęłam bezproblemowo.

Kiedy rano się obudziłam, zauważyłam, że jestem przytulona do Jorge. W tym samym momencie, on się obudził. Byliśmy skrępowani.
- Przepraszam, nie wiem jak to się stało... - powiedziałam.
- Spokojnie, ale dobrze ci się spało? - zaśmiał się.
- Zejdźmy teraz na śniadanie, a potem pójdziemy na plażę. Co ty na to?
- Jak na lato! - nie mam poczucia humoru... ;p

Reszta dnia minęła nam na rozmowach i kąpieli. Było bardzo romantycznie. Raz nawet prawie się pocałowaliśmy.
Kiedy wróciliśmy do domu Jorge było już późno. Od razu poszliśmy spać. Jednak tym razem, już każdy sam.


♥♥♥
Sory, żę to tak długo trwało ;p.
Miałam problem szczerze mówiąc z napisaniem tego rozdziału, nie wiem czemu... To był ostatni rozdział z Argentyny. Mam nadzieję, że Wam się podobał :)
Następny postaram się napisać już jutro. Proszę o komentarze :)
Podoba Wam się szablon? To dzieło Alby Rico, która stała się właśnie techniczną na blogu :) Ona będzie odpowiedzialna za szablon :)

Do zobaczenia!
Mrs. Blanco

Chat~!~