Natalii ♥
Dziękuję za te
cudowne komentarze :)
Dziękuję za te
cudowne komentarze :)
Miłej lekturki ^^
Mam nadzieję,
że ten rozdział
(o ile można
to tak nazwać)
Was zadowoli :*
Jorge
Muszę przyznać, że atmosfera w rodzinie Stoessel jest dosyć... specyficzna. Z jednej strony wydaje mi się, że jest tu tak ciepło i rodzinnie, a z drugiej że to wszystko na pokaz. W końcu nie raz słyszałem historie Martiny. Widać w ich oczach miłość, ale także dyscyplinę. Pan German wydaje mi się być dość ciężkim człowiekiem, przez co trudno się z nim porozumieć. Kolejną rzeczą, która mnie dziwi jest to, że panuje to taka cisza. Dobrze, że pani Olga ją przerwała, chociaż wolałbym, żeby był to inny temat, a nie dyskusje o tym, czy Tini i ja jesteśmy ze sobą. Ta takie... Absurdalne. Pomimo tego, w głębi serca, gdzieś tam daleko wiem, że ja ją... darzę... sympatią...
Nagle z transu wyrwał mnie ojciec przyjaciółki.
- A więc Jorge, Martino... Jak się poznaliście? - padło pytanie z jego ust. Słyszałem już takie, kiedy poznawałem rodziców mojej byłej, podkreślam b y ł e j dziewczyny, Stephie. Spojrzałem porozumiewawczo na Tini i postanowiliśmy że ona zacznie mówić.
- Wysiadałam z samolotu i kiedy już zeszłam ze schodów potknęłam się. Byłam pewna, że zaraz zaliczę spotkanie trzeciego stopnia z gruntem. Jednak tak się nie stało. Poczułam, jak ktoś mnie łapie. Po chwili znalazłam się w czyichś ramionach.
- Na początku miała zamknięte oczy, ale kiedy je otworzyła uśmiechnęła się lekko. - dodałem.
- No i tak to wyglądało. - zakończyła Tini.
- O jejku, jaka piękna historia! Jorge, masz ochotę na jeszcze jeden kawałek tortu czekoladowego? - powiedziała pani Olga.
- Nie, dziękuję pani. - oznajmiłem.
- Dobrze, więc ci przyniosę. A i jeszcze jedno. Nie mów do mnie pani, tylko po prostu ciociu Olgo, albo Olgito, albo Olgo. - Martina zaśmiała się na te słowa 'cioci Olgi'.
Rozmowa z panem German była długa. Jednak mi to nie przeszkadzało. Odpowiadaliśmy na zmianę z Tini. Wydawało mi się, że stawał się coraz bardziej... wyluzowany?
- A więc Jorge, zajmujesz się muzyką i aktorstwem tak? - zapytał pod koniec naszej rozmowy.
- Tak. Uwielbiam to. Mógłbym to robić cały czas. Mam okazję do poznawania wielu ludzi, a także do podróżowania. - odpowiedziałem.
- Fantastycznie! Ale moja córka wybiera się medycynę i nigdy - zaakcentował ten wyraz - nie będzie w tej branży co ty. Już to uzgodniliśmy, prawda córciu? - powiedział. Spojrzałem na Martinę lekko zasmucony. Widziałem, że spuściła głowę. Czułem, że zaraz dojdzie do awantury. Ale niech się wyżyje. W końcu jeżeli tak bardzo tego potrzebuje...
Martina
Teraz przesadził. A już miałam nadzieję, że będzie tak pięknie. Ale cóż, życie to nie bajka, co nie?!
- Wiesz co, mam tego dosyć. Nie wyobrażasz sobie nawet, jak bardzo mnie ranisz. Myślisz tylko i wyłącznie o sobie. Nic o mnie nie wiesz. Nie wiesz jak to jest nie mieć rodziców. Ale przepraszam, przecież jesteś ty. Tylko dlaczego tego nie czuję? Dlaczego przez te siedemnaście lat nie okazałeś mi miłości i sympatii? Dlaczego nie okazałeś mi przynajmniej przyjaźni? Dlaczego Jorge potrafił to zrobić w dwa miesiące? Pozwolisz, że sama zaplanuję swoją przyszłość? Tato proszę cię. Ja nie chcę się kłócić. Nie dajesz mi możliwości. Wszyscy się rozwijają, tylko ja stoję w miejscu. I co to w ogóle za panienka Jade? Tato, dlaczego nic mi nie mówisz? - już prawie płakałam. Jedynie spojrzenie na Jorge mnie ratowało.
- Jade to... to moja narzeczona. Kochanie! - nagle moim oczom ukazała się ta, przez którą pojawiły się moje problemy z ojcem. Jade LaFontaine. Nie nawidziłam jej.
- Kochanie, co się stało? Czemu przerywasz mi film? Teletubisie nie będą czekać! Mój brat już zasnął, ale to się dobrze składa! Bo dzisiaj wątek kryminalny ciąg dalszy! No bo wczoraj było, że Po ukradła Lali ciastko! No i była przesłuchiwana, ale nastąpił nieoczekiwany zwrot akcji, bo okazało się, że to ciastko nigdy nie było Lali, lecz Po! Więc gdzie jest ciastko Lali? Germanie, pomóż mi! Głowa mi od tego myślenia eksploduje! Olgita, zaparz mi zielonej herbatki! - oboje patrzyliśmy na nią dziwnie. A oboje mam na myśli mnie i Jorge. Postanowiłam, że zanim oboje wylądują w idiotycznej krainie Teletubisiów, ja muszę dokończyć.
- Ciekawe, czemu dla niej zawsze masz czas, ale dla mnie nigdy nie miałeś. Dlaczego cały czas mnie wywoziłeś? Dlaczego nie pozwalałeś mi na wyjścia z przyjaciółmi? A przepraszam, ja nie mogłam mieć przyjaciół! Dlaczego nie pozwalałeś mi spełniać marzeń? Dlaczego on - wskazałam na Jorge'a - potrafił mi dać to wszystko i jeszcze więcej w dwa miesiące, a ty nie potrafiłeś w siedemnaście lat? Ciekawe, co by zrobiła mama, gdyby tutaj była a ty byś się tak zachowywał... - nie mogłam już więcej tłumić uczuć. Jedna łza spłynęła, potem kolejna i kolejna... Ale tata oczywiście się tym wszystkim nie przejął, tylko poszedł gdzieś razem z Jade. Usiadłam na sofie. Ukryłam twarz w dłoniach, nie chciałam, żeby widział, że płaczę. Nagle poczułam, że ktoś siada koło mnie. Ten zapach perfum mógł należeć tylko do jednej osoby.
- Jorge... Przepraszam. Przepraszam, że musiałeś to wszystko oglądać. - powiedziałam cała we łzach.
- Tini. Nie przejmuj się tym. I nie płacz. Nie nawidzę kiedy płaczesz. Pamiętaj o tym. - lekko dotknął mojego nosa. Wstaliśmy i już mieliśmy iść na górę do mnie, jednak on jeszcze chciał coś dopowiedzieć.
- I pamiętaj. Cokolwiek by się nie stało, możesz na mnie liczyć. Możesz w każdej chwili przyjechać do mnie. A jeżeli nie będziesz mogła, to po prostu zadzwoń, a ja przyjadę do ciebie. - mimowolnie uśmiechnęłam się. Czym ja sobie zasłużyłam na takiego przyjaciela? Chwilę na niego patrzyłam i myślałam nad tym wszystkim, a po chwili przytuliłam go najmocniej jak tylko potrafiłam. On to odwzajemnił.
- Dziękuję. - szepnęłam mu na ucho, a on się uśmiechnął.
- Wiesz, co może mi jeszcze poprawić humor? - odpowiedziałam, kiedy już się od siebie oderwaliśmy.
- Hmm... niech pomyślę... ciastka? - zaczął zgadywać.
- Nie.
- Spacer?
- Nie.
- Przytulas?
- Hm... chętnie, ale nie w tym momencie.
- No to nie wiem. - odpowiedział zrezygnowany.
- To ja ci powiem. Piosenka! - śmieję się.
- Czemu na to nie wpadłem? - śmialiśmy się, a kiedy już się ogarnęliśmy włączyliśmy płytę z pokładem do "Naszej Drogi". Zaczęliśmy śpiewać. I znowu to samo uczucie.
Problemy znikają. Cały świat się zatrzymuje. Jesteśmy tylko my. I piosenka. Patrzyliśmy sobie w oczy myśląc o przyszłości. Czy będzie tak cudowna jak ta chwila?
Na ziemię powróciliśmy dopiero kiedy piosenka dobiega końca. Uśmiechnęliśmy się do siebie. Nagle usłyszeliśmy brawa. Obróciliśmy się, a tam stała Olga i Ramallo. Czy oni wszystkiemu się przysłuchiwali?
- Pięknie! Tini, masz taki cudowny głos! A z głosem Jorge brzmi jeszcze piękniej! - powiedział Ramallo.
- Bylibyście cudowną parą... - znowu rozmarzyła się Olgita. Śmialiśmy się długo.
Ale niestety, wszystko co dobre, kiedyś się kończy...
- Jade to... to moja narzeczona. Kochanie! - nagle moim oczom ukazała się ta, przez którą pojawiły się moje problemy z ojcem. Jade LaFontaine. Nie nawidziłam jej.
- Kochanie, co się stało? Czemu przerywasz mi film? Teletubisie nie będą czekać! Mój brat już zasnął, ale to się dobrze składa! Bo dzisiaj wątek kryminalny ciąg dalszy! No bo wczoraj było, że Po ukradła Lali ciastko! No i była przesłuchiwana, ale nastąpił nieoczekiwany zwrot akcji, bo okazało się, że to ciastko nigdy nie było Lali, lecz Po! Więc gdzie jest ciastko Lali? Germanie, pomóż mi! Głowa mi od tego myślenia eksploduje! Olgita, zaparz mi zielonej herbatki! - oboje patrzyliśmy na nią dziwnie. A oboje mam na myśli mnie i Jorge. Postanowiłam, że zanim oboje wylądują w idiotycznej krainie Teletubisiów, ja muszę dokończyć.
- Ciekawe, czemu dla niej zawsze masz czas, ale dla mnie nigdy nie miałeś. Dlaczego cały czas mnie wywoziłeś? Dlaczego nie pozwalałeś mi na wyjścia z przyjaciółmi? A przepraszam, ja nie mogłam mieć przyjaciół! Dlaczego nie pozwalałeś mi spełniać marzeń? Dlaczego on - wskazałam na Jorge'a - potrafił mi dać to wszystko i jeszcze więcej w dwa miesiące, a ty nie potrafiłeś w siedemnaście lat? Ciekawe, co by zrobiła mama, gdyby tutaj była a ty byś się tak zachowywał... - nie mogłam już więcej tłumić uczuć. Jedna łza spłynęła, potem kolejna i kolejna... Ale tata oczywiście się tym wszystkim nie przejął, tylko poszedł gdzieś razem z Jade. Usiadłam na sofie. Ukryłam twarz w dłoniach, nie chciałam, żeby widział, że płaczę. Nagle poczułam, że ktoś siada koło mnie. Ten zapach perfum mógł należeć tylko do jednej osoby.
- Jorge... Przepraszam. Przepraszam, że musiałeś to wszystko oglądać. - powiedziałam cała we łzach.
- Tini. Nie przejmuj się tym. I nie płacz. Nie nawidzę kiedy płaczesz. Pamiętaj o tym. - lekko dotknął mojego nosa. Wstaliśmy i już mieliśmy iść na górę do mnie, jednak on jeszcze chciał coś dopowiedzieć.
- I pamiętaj. Cokolwiek by się nie stało, możesz na mnie liczyć. Możesz w każdej chwili przyjechać do mnie. A jeżeli nie będziesz mogła, to po prostu zadzwoń, a ja przyjadę do ciebie. - mimowolnie uśmiechnęłam się. Czym ja sobie zasłużyłam na takiego przyjaciela? Chwilę na niego patrzyłam i myślałam nad tym wszystkim, a po chwili przytuliłam go najmocniej jak tylko potrafiłam. On to odwzajemnił.
- Dziękuję. - szepnęłam mu na ucho, a on się uśmiechnął.
- Wiesz, co może mi jeszcze poprawić humor? - odpowiedziałam, kiedy już się od siebie oderwaliśmy.
- Hmm... niech pomyślę... ciastka? - zaczął zgadywać.
- Nie.
- Spacer?
- Nie.
- Przytulas?
- Hm... chętnie, ale nie w tym momencie.
- No to nie wiem. - odpowiedział zrezygnowany.
- To ja ci powiem. Piosenka! - śmieję się.
- Czemu na to nie wpadłem? - śmialiśmy się, a kiedy już się ogarnęliśmy włączyliśmy płytę z pokładem do "Naszej Drogi". Zaczęliśmy śpiewać. I znowu to samo uczucie.
Problemy znikają. Cały świat się zatrzymuje. Jesteśmy tylko my. I piosenka. Patrzyliśmy sobie w oczy myśląc o przyszłości. Czy będzie tak cudowna jak ta chwila?
Na ziemię powróciliśmy dopiero kiedy piosenka dobiega końca. Uśmiechnęliśmy się do siebie. Nagle usłyszeliśmy brawa. Obróciliśmy się, a tam stała Olga i Ramallo. Czy oni wszystkiemu się przysłuchiwali?
- Pięknie! Tini, masz taki cudowny głos! A z głosem Jorge brzmi jeszcze piękniej! - powiedział Ramallo.
- Bylibyście cudowną parą... - znowu rozmarzyła się Olgita. Śmialiśmy się długo.
Ale niestety, wszystko co dobre, kiedyś się kończy...
Jorge
Nastała ta godzina. Kolejny raz musieliśmy się żegnać. Podziękowałem wszystkim domownikom za wspaniały wieczór. Martina zadzwoniła do swojej cioci, czy mogłaby nas odwieźć. Po piętnastu minutach była już pod domem. Przedstawiła mi się, po czym pojechaliśmy na lotnisko. Stanąłem przy wejściu do samolotu, cały czas trzymając bagaże. Towarzyszyła mi Martina.
- Tutaj chyba musimy się rozstać. - powiedziałem. Popatrzyłem na nią. Myślałem nad tym co teraz zrobić.
- Chciałbym móc ci powiedzieć, że cię kocham... chciałbym móc dać ci teraz buziaka, a jedyną rzeczą którą mogę co najwyżej zrobić jest buziak w policzek... - pomyślałem.
Podszedłem do Martiny i mocno ją przytuliłem, a ona odwzajemniła ten uścisk.
Kiedy się od siebie oderwaliśmy zauważyłem jedną łzę na jej policzku.
- Hej, mała, nie płacz. Przecież nie rozstajemy się na zawsze... - starłem jej łzę.
- Będę tęsknić. - powiedziała.
- Ja też. Do zobaczenia. - odpowiedziałem, po czym musnąłem jej policzek. Odszedłem dalej.
Widziałem tylko jeszcze parę łez spadających na beton. Miała głowę spuszczoną w dół. I odeszła stamtąd udając się w stronę swojej cioci. Widząc całą sytuację, powiedziałem tylko po cichu sam do siebie:
- Kocham cię Tini. - i poleciałem z powrotem do Argentyny. Ale czy na pewno???
Martina
*Kolejny dzień*
Jorge wczoraj wrócił do Buenos Aires. Cierpiałam przez to. I to bardzo. Ale musiałam się pozbierać.
Wstałam dzisiaj wcześniej, w końcu rozpoczyna się nowy rok szkolny. A przez to, nie będę miała zbyt wiele czasu na dbanie o figurę. Postanowiłam, że będę biegać co poranek, albo jeździć na rolkach. Tak też zrobiłam. Ubrałam się w strój sportowy, wzięłam butelkę wody oraz okulary przeciwsłoneczne i ruszyłam w stronę parku. Do apelu kończącego tegoroczne wakacje zostało mi pięc godzin. To wystarczająco dużo, aby móc pobiegać, wrócić do domu, zjeść śniadanie, ogarnąć się i dotrzeć na miejsce, w międzyczasie może nawet dzwoniąc do Jorge.
Biegałam półtorej godziny, cały czas rozmyślając o NIM. Tak. O chłopaku, który zawrócił mi w głowie. Dlaczego ten świat jest taki okrutny, i zawsze w przyjaźni damsko - męskiej któreś się zakocha? Dlaczego to musiałam być akurat ja?! Dlaczego teraz cierpię? Nie rozumiałam tego, jednak powiedziałam sobie, że dam radę. A ja obietnic dotrzymuję.
Wróciłam do domu. Jak zwykle nie było nikogo poza Olgą i Ramallo, który pracował w gabinecie taty. Udałam się zatem do kuchni na śniadanie i przy okazji małą pogawędkę z Olgitą.
- Cześć Olguś, zrobisz mi śniadanie? - zapytałam.
- Jasne kochanie. Mogą być tosty?
- Z dżemem truskawkowym. - obydwie się zaśmiałyśmy.
- Olga, dlaczego miłość tak bardzo boli? - zapytałam po chwili.
- Smyku... jakby ci to powiedzieć... Póki nie wiemy co odwzajemnia druga osoba, w tym przypadku ukochany, nie możemy powiedzieć, że boli. No spójrz na mnie. Taki Ramallo dobrze wie, że za nim szaleję, ale unika tego tematu na wszelkie możliwe sposoby... Ale czekaj, ty się zakochałaś? - odpowiedziała. Kurczę, miałam nadzieję, że nie spyta...
- Nie Olguś, zdawało ci się! - krzyknęłam zabierając talerz ze śniadaniem do swojego pokoju.
Po spałaszowaniu posiłku postanowiłam, że pora iść się ogarnąć, miałam tylko dwie godziny, a do szkoły trochę się jedzie. Udałam się w stronę łazienki gdzie wzięłam prysznic. Potem umyłam włosy szamponem Carambola. Mmm... Jak ja go uwielbiam. Rozczesałam i wysuszyłam włosy, po czym pokręciłam je lokówką. Następnie zabrałam się za lekki makijaż, w końcu muszę jakoś wyglądać. Wychodząc z łazienki zgarnęłam tylko czerwony lakier do paznokci i skierowałam się do swojego pokoju. Stanęłam przed szafą szukając jakiejś 'galowej' sukienki. Wreszcie znalazłam. Do tego dobrałam szpilki. Ubrałam się, pomalowałam paznokcie i założyłam biżuterię. Postanowiłam założyć dzisiaj inny naszyjnik. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Już miałam iść do Fran, ale nagle zauważyłam duże, czerwone pudełko zawiązane czarną kokardą. Widniał na nim napis
'Do Martiny". Spojrzałam na zegarek. Miałam jeszcze trochę czasu, więc mogłam spokojnie rozpakować paczkę. Kiedy odwinęłam kokardę, ujrzałam coś, czego się nie spodziewałam. Znajdowało się tam wspólne zdjęcie moje i Jorge, list i sukienka! Spojrzałam na zdjęcie. Pamiętam dokładnie tamten dzień. Zwiedzaliśmy Buenos Aires. To zdjęcie było oprawione w prześliczną ramkę. Od razu postawiłam je na komodzie. Następnie otworzyłam list, w celu przeczytania go.
Mimowolnie uroniłam łzę. Łzę wzruszenia. Jak to możliwe, że tak reaguje? No tak, przecież to miłość... Nie, nie miłość, tylko przelotne zauroczenie. Na pewno tak, t-tak...
Wyjęłam sukienkę. Oniemiałam. Była cudowna. Postanowiłam, że założę ją przy najbliższej okazji. Schowałam wszystko do pudełka i skierowałam się do pokoju Francisco. Zapukałam.
- Proszę. - usłyszałam zaspany głos Francisco. No tak, on może jeszcze spać, bo już szkołę skończył, w końcu to tylko rok różnicy. Teraz czeka na list, czy dostał się do college'u.
- Cześć bracie, słuchaj, jak tata wróci to powiedz mu, że wrócę trochę później, okej? Pójdę do Starbucksa. Chcesz coś? - zapytałam.
- Tak! Idź do KFC, i przynieś mi kubełek, błagam! - krzyknął.
- Hehe, jak ja cię dobrze znam braciszku... Dobra, lecę, Ramallo już na mnie czeka, na razie! - zawołałam zbiegając po schodach. I nie myliłam się. Lisandro już siedział w samochodzie i czekał tylko aż ja przyjdę. Przywitałam się z nim i po piętnastu minutach byłam już gmachem szkoły.
Wzięłam głęboki wdech i weszłam do budynku. Skierowałam swoje kroki do audytorium, gdyż tam miało się odbyć uroczyste otwarcie tego roku szkolnego. Weszłam do sali. Było już sporo osób. Wszyscy patrzyli na mnie. Słyszałam szepty. Wiedziałam, że będzie ciężko, ale że aż tak? Nie, może mówią po prostu o mojej sukience? Nie... To bez sensu. Nagle podeszły do mnie Agnes i Carla.
- Tini, jak miło cię znów widzieć... - powiedziała Agnes z sarkazmem.
- Nie mam zamiaru z wami rozmawiać. - powiedziałam i odeszłam. Pomimo tego wiedziałam, że to nie koniec.
Nagle do sali weszła dyrektorka.
- Witam was moi mili uczniowie w nowym roku szkolnym. Będzie to ciężki rok. Dla niektórych już ostatni. W tym roku, chcieliśmy zwiększyć godziny jednej konkretnej lekcji. Długo na ten temat rozmawialiśmy i stwierdziliśmy, że tą lekcją będzie... muzyka! Której u nas w szkole nie było, jednak od dziś się pojawi. Będziecie mieli dwie godziny w tygodniu. Odbędzie się dużo koncertów i konkursów. Zaczynamy już od jutra. Zamiast normalnych lekcji odbędzie się konkurs talentów. Każdy chętny może się zapisać dzisiaj w sekretariacie. Myślę, że to by było na tyle. A więc, uroczyście otwieram nowy rok szkolny! - wszyscy zaczęli klaskać.
Wyszłam ze szkoły. Długo myślałam nad tym czy wziąć udział w tym konkursie. Nim się spostrzegłam byłam już w Starbucksie. Zajęłam stolik i zamówiłam Frapuccino. Wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Alby, Cande, Mechi i Lodo. Bardzo zależało mi na tym, żeby z kimś teraz porozmawiać. Jak to dobrze, że istnieje opcja wieloosobowej rozmowy. Już po chwili odebrały.
- Halo? - powiedziałam.
- Tini! - krzyknęła Lodo.
- Jak miło cię słyszeć! - powiedziała Alba.
- Słyszałyśmy o akcji w kawiarence! - mówiła podekscytowana Candelaria.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszymy, że jesteście razem! - oznajmiła Mechi.
- Co? My nie jesteśmy razem. - powiedziałam zdziwiona.
- Ale jak to?! - wrzasnęła Alba.
- No tak to... Ja... skłamałam i powiedziałam, że nic nie poczułam podczas naszego pocałunku... - powiedziałam lekko smutna.
- Że co?! - wrzasnęła cała czwórka.
- Dziewczyny, uszanujcie moją decyzję. Tęsknię za nim, do tego w szkole wszyscy mnie obgadują i jeszcze jest jakiś głupi konkurs talentów... - mówiłam.
- Dobra, ona ma rację dziewczyny. - powiedziała Mercedes.
- Ale serio, zgłoś się do tego konkursu! - mówiły wszystkie. Rozmawiałyśmy jeszcze jakąś godzinę. I w końcu przekonały mnie, żeby spróbować. I to postanowiłam zrobić. Skierowałam się z powrotem w stronę szkoły. Wpisałam się do kategorii wokalu. Wracając do domu kupiłam kubełek Francisco. Myślałam nad listem, który zostawił mi Jorge.
Kiedy już byłam w domu zastałam tylko Olgę, Ramallo i Fran. Kiedy zobaczył kubełek od razu mi go wyrwał i pobiegł na górę.
- On się nigdy nie nauczy... - powiedziała Olga.
- Olguś, a gdzie tata? - zapytałam.
- No właśnie, bo widzisz... Twój tata wyjechał na 4 miesiące z panienką Jade. Gdyby nie ona byłby tam tylko dwa, ale znasz ją... - powiedziała.
Zrozumiałam i poszłam do swojego pokoju. Tata często wyjeżdżał, więc zdążyłam się do tego przyzwyczaić. Resztę dnia spędziłam na ćwiczeniu piosenki (wybrałam "Naszą Drogę") i pisaniu w pamiętniku...
***
Dzisiejszy poranek był taki sam jak wczorajszy. Długo biegałam, zjadłam śniadanie...
Dzisiaj jest konkurs talentów. Bardzo się stresuję, nawet nie wiem czemu. Postanowiłam, że to idealna okazja na założenie sukienki od Jorge. Tak też zrobiłam. Ułożyłam włosy, zrobiłam makijaż, pomalowałam paznokcie i ubrałam sukienkę. Chwilę później byłam już pod szkołą. Udałam się czym prędzej do sali, w której odbywał się konkurs, nie zwracając uwagi na docinki ze strony innych. Ale to tak bardzo bolało. Czemu miłość tak boli? Tak, może według mediów jestem dziewczyną Jorge, ale to nie prawda! Dlaczego los jest dla mnie aż tak okrutny? Ale, zastanawiam się, jak ciężko by mi było, gdybym nie poznała Jorge, w końcu on jest moim wsparciem (i ukochanym, ale to szczegół)... Kiedy doszłam do sali, wszystko akurat się zaczęło. Obserwowałam wszystkim z wielkim zainteresowaniem i cierpliwością. Muszę przyznać, że konkurencja była ogromna. Nagle wywołali moje nazwisko. Weszłam na scenę. Oczy wszystkim były skierowane na mnie. Rozbrzmiały pierwsze dźwięki piosenki. Zaczęłam śpiewać. Czułam się tak... cudownie! Wszyscy patrzyli na mnie z zachwytem. To było takie miłe uczucie.
Dochodziłam do refrenu. Nagle usłyszałam znajomy głos, który łączył się z moim. Odwróciłam się i zobaczyłam... Jorge'a! Byłam tak oszołomiona, przecież on wyjechał! Ale skoro tak, to skąd wziął się tutaj? Nie ważne. Był tutaj, to się w tym momencie liczyło. Piosenka dobiegła końca. Patrzyliśmy sobie w oczy. Czułam się jak wybranka losu. Spojrzeliśmy na widownię, która aż gwizdała, ale pomimo tego, wszyscy byli zaszokowani zaistniałą sytuacją.
Biegałam półtorej godziny, cały czas rozmyślając o NIM. Tak. O chłopaku, który zawrócił mi w głowie. Dlaczego ten świat jest taki okrutny, i zawsze w przyjaźni damsko - męskiej któreś się zakocha? Dlaczego to musiałam być akurat ja?! Dlaczego teraz cierpię? Nie rozumiałam tego, jednak powiedziałam sobie, że dam radę. A ja obietnic dotrzymuję.
Wróciłam do domu. Jak zwykle nie było nikogo poza Olgą i Ramallo, który pracował w gabinecie taty. Udałam się zatem do kuchni na śniadanie i przy okazji małą pogawędkę z Olgitą.
- Cześć Olguś, zrobisz mi śniadanie? - zapytałam.
- Jasne kochanie. Mogą być tosty?
- Z dżemem truskawkowym. - obydwie się zaśmiałyśmy.
- Olga, dlaczego miłość tak bardzo boli? - zapytałam po chwili.
- Smyku... jakby ci to powiedzieć... Póki nie wiemy co odwzajemnia druga osoba, w tym przypadku ukochany, nie możemy powiedzieć, że boli. No spójrz na mnie. Taki Ramallo dobrze wie, że za nim szaleję, ale unika tego tematu na wszelkie możliwe sposoby... Ale czekaj, ty się zakochałaś? - odpowiedziała. Kurczę, miałam nadzieję, że nie spyta...
- Nie Olguś, zdawało ci się! - krzyknęłam zabierając talerz ze śniadaniem do swojego pokoju.
Po spałaszowaniu posiłku postanowiłam, że pora iść się ogarnąć, miałam tylko dwie godziny, a do szkoły trochę się jedzie. Udałam się w stronę łazienki gdzie wzięłam prysznic. Potem umyłam włosy szamponem Carambola. Mmm... Jak ja go uwielbiam. Rozczesałam i wysuszyłam włosy, po czym pokręciłam je lokówką. Następnie zabrałam się za lekki makijaż, w końcu muszę jakoś wyglądać. Wychodząc z łazienki zgarnęłam tylko czerwony lakier do paznokci i skierowałam się do swojego pokoju. Stanęłam przed szafą szukając jakiejś 'galowej' sukienki. Wreszcie znalazłam. Do tego dobrałam szpilki. Ubrałam się, pomalowałam paznokcie i założyłam biżuterię. Postanowiłam założyć dzisiaj inny naszyjnik. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Już miałam iść do Fran, ale nagle zauważyłam duże, czerwone pudełko zawiązane czarną kokardą. Widniał na nim napis
'Do Martiny". Spojrzałam na zegarek. Miałam jeszcze trochę czasu, więc mogłam spokojnie rozpakować paczkę. Kiedy odwinęłam kokardę, ujrzałam coś, czego się nie spodziewałam. Znajdowało się tam wspólne zdjęcie moje i Jorge, list i sukienka! Spojrzałam na zdjęcie. Pamiętam dokładnie tamten dzień. Zwiedzaliśmy Buenos Aires. To zdjęcie było oprawione w prześliczną ramkę. Od razu postawiłam je na komodzie. Następnie otworzyłam list, w celu przeczytania go.
"Kochana Martino!
Wiem, że nie spędziliśmy ze sobą tyle czasu ile byśmy chcieli.
Ale mogliśmy się spotkać po raz kolejny i to mnie cieszy najbardziej.
Dziękuję Ci za wspaniały dzień.
Dziękuję Ci za miły wieczór.
Dziękuję Ci za to że byłaś, jesteś i będziesz, mam nadzieję.
Bo wywróciłaś moje życie do góry nogami.
I za to także Ci dziękuję.
Pamiętaj, że jestem z Tobą, i drzwi mojego domu zawsze będą dla Ciebie otwarte.
Zostawiam Ci mały prezent. Mam nadzieję, że sukienka Ci się spodoba.
Chociaż tak mogę Ci wynagrodzić
nasze zbyt krótkie spotkanie.
Całuję
Twój na zawsze Jorge ♥"
Wyjęłam sukienkę. Oniemiałam. Była cudowna. Postanowiłam, że założę ją przy najbliższej okazji. Schowałam wszystko do pudełka i skierowałam się do pokoju Francisco. Zapukałam.
- Proszę. - usłyszałam zaspany głos Francisco. No tak, on może jeszcze spać, bo już szkołę skończył, w końcu to tylko rok różnicy. Teraz czeka na list, czy dostał się do college'u.
- Cześć bracie, słuchaj, jak tata wróci to powiedz mu, że wrócę trochę później, okej? Pójdę do Starbucksa. Chcesz coś? - zapytałam.
- Tak! Idź do KFC, i przynieś mi kubełek, błagam! - krzyknął.
- Hehe, jak ja cię dobrze znam braciszku... Dobra, lecę, Ramallo już na mnie czeka, na razie! - zawołałam zbiegając po schodach. I nie myliłam się. Lisandro już siedział w samochodzie i czekał tylko aż ja przyjdę. Przywitałam się z nim i po piętnastu minutach byłam już gmachem szkoły.
Wzięłam głęboki wdech i weszłam do budynku. Skierowałam swoje kroki do audytorium, gdyż tam miało się odbyć uroczyste otwarcie tego roku szkolnego. Weszłam do sali. Było już sporo osób. Wszyscy patrzyli na mnie. Słyszałam szepty. Wiedziałam, że będzie ciężko, ale że aż tak? Nie, może mówią po prostu o mojej sukience? Nie... To bez sensu. Nagle podeszły do mnie Agnes i Carla.
- Tini, jak miło cię znów widzieć... - powiedziała Agnes z sarkazmem.
- Nie mam zamiaru z wami rozmawiać. - powiedziałam i odeszłam. Pomimo tego wiedziałam, że to nie koniec.
Nagle do sali weszła dyrektorka.
- Witam was moi mili uczniowie w nowym roku szkolnym. Będzie to ciężki rok. Dla niektórych już ostatni. W tym roku, chcieliśmy zwiększyć godziny jednej konkretnej lekcji. Długo na ten temat rozmawialiśmy i stwierdziliśmy, że tą lekcją będzie... muzyka! Której u nas w szkole nie było, jednak od dziś się pojawi. Będziecie mieli dwie godziny w tygodniu. Odbędzie się dużo koncertów i konkursów. Zaczynamy już od jutra. Zamiast normalnych lekcji odbędzie się konkurs talentów. Każdy chętny może się zapisać dzisiaj w sekretariacie. Myślę, że to by było na tyle. A więc, uroczyście otwieram nowy rok szkolny! - wszyscy zaczęli klaskać.
Wyszłam ze szkoły. Długo myślałam nad tym czy wziąć udział w tym konkursie. Nim się spostrzegłam byłam już w Starbucksie. Zajęłam stolik i zamówiłam Frapuccino. Wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Alby, Cande, Mechi i Lodo. Bardzo zależało mi na tym, żeby z kimś teraz porozmawiać. Jak to dobrze, że istnieje opcja wieloosobowej rozmowy. Już po chwili odebrały.
- Halo? - powiedziałam.
- Tini! - krzyknęła Lodo.
- Jak miło cię słyszeć! - powiedziała Alba.
- Słyszałyśmy o akcji w kawiarence! - mówiła podekscytowana Candelaria.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszymy, że jesteście razem! - oznajmiła Mechi.
- Co? My nie jesteśmy razem. - powiedziałam zdziwiona.
- Ale jak to?! - wrzasnęła Alba.
- No tak to... Ja... skłamałam i powiedziałam, że nic nie poczułam podczas naszego pocałunku... - powiedziałam lekko smutna.
- Że co?! - wrzasnęła cała czwórka.
- Dziewczyny, uszanujcie moją decyzję. Tęsknię za nim, do tego w szkole wszyscy mnie obgadują i jeszcze jest jakiś głupi konkurs talentów... - mówiłam.
- Dobra, ona ma rację dziewczyny. - powiedziała Mercedes.
- Ale serio, zgłoś się do tego konkursu! - mówiły wszystkie. Rozmawiałyśmy jeszcze jakąś godzinę. I w końcu przekonały mnie, żeby spróbować. I to postanowiłam zrobić. Skierowałam się z powrotem w stronę szkoły. Wpisałam się do kategorii wokalu. Wracając do domu kupiłam kubełek Francisco. Myślałam nad listem, który zostawił mi Jorge.
Kiedy już byłam w domu zastałam tylko Olgę, Ramallo i Fran. Kiedy zobaczył kubełek od razu mi go wyrwał i pobiegł na górę.
- On się nigdy nie nauczy... - powiedziała Olga.
- Olguś, a gdzie tata? - zapytałam.
- No właśnie, bo widzisz... Twój tata wyjechał na 4 miesiące z panienką Jade. Gdyby nie ona byłby tam tylko dwa, ale znasz ją... - powiedziała.
Zrozumiałam i poszłam do swojego pokoju. Tata często wyjeżdżał, więc zdążyłam się do tego przyzwyczaić. Resztę dnia spędziłam na ćwiczeniu piosenki (wybrałam "Naszą Drogę") i pisaniu w pamiętniku...
***
Dzisiejszy poranek był taki sam jak wczorajszy. Długo biegałam, zjadłam śniadanie...
Dzisiaj jest konkurs talentów. Bardzo się stresuję, nawet nie wiem czemu. Postanowiłam, że to idealna okazja na założenie sukienki od Jorge. Tak też zrobiłam. Ułożyłam włosy, zrobiłam makijaż, pomalowałam paznokcie i ubrałam sukienkę. Chwilę później byłam już pod szkołą. Udałam się czym prędzej do sali, w której odbywał się konkurs, nie zwracając uwagi na docinki ze strony innych. Ale to tak bardzo bolało. Czemu miłość tak boli? Tak, może według mediów jestem dziewczyną Jorge, ale to nie prawda! Dlaczego los jest dla mnie aż tak okrutny? Ale, zastanawiam się, jak ciężko by mi było, gdybym nie poznała Jorge, w końcu on jest moim wsparciem (i ukochanym, ale to szczegół)... Kiedy doszłam do sali, wszystko akurat się zaczęło. Obserwowałam wszystkim z wielkim zainteresowaniem i cierpliwością. Muszę przyznać, że konkurencja była ogromna. Nagle wywołali moje nazwisko. Weszłam na scenę. Oczy wszystkim były skierowane na mnie. Rozbrzmiały pierwsze dźwięki piosenki. Zaczęłam śpiewać. Czułam się tak... cudownie! Wszyscy patrzyli na mnie z zachwytem. To było takie miłe uczucie.
Dochodziłam do refrenu. Nagle usłyszałam znajomy głos, który łączył się z moim. Odwróciłam się i zobaczyłam... Jorge'a! Byłam tak oszołomiona, przecież on wyjechał! Ale skoro tak, to skąd wziął się tutaj? Nie ważne. Był tutaj, to się w tym momencie liczyło. Piosenka dobiegła końca. Patrzyliśmy sobie w oczy. Czułam się jak wybranka losu. Spojrzeliśmy na widownię, która aż gwizdała, ale pomimo tego, wszyscy byli zaszokowani zaistniałą sytuacją.
♥♥♥♥♥♥
Hola!
Kochani, długi rozdział :)
I jest szybko!
Nawet nie wiem jak mam Wam dziękować :*
Daliście mi takiego powera komentarzami :)
Wczoraj blog był wyświetlony 320 razy!
GRACIAS!
Zapraszam na twittera :)
No, to na tyle :)
Dziękuję raz jeszcze!
Mrs.Blanco