środa, 30 listopada 2016

Moje Mikołajki z DDOB x Dawanda



Hola Kochani!
     W trakcie, gdy rozdział się pisze (będzie niebawem! ^^) , po dość długiej przerwie spowodowanej ogromnymi zmianami w moim życiu, postanowiłam wstawić tutaj - nie ukrywajmy - dość nietypowego posta. Dlaczego nietypowego?
     Cóż, mimo, że mamy jeszcze listopad, to wbrew pozorom święta zapasem! Zostało już naprawdę niewiele czasu, aż znów zbierzemy się przy rodzinnych stołach, będziemy śpiewać kolędy i cieszyć się tym cudownym czasem w roku.
     Osobiście uważam, że święta Bożego Narodzenia to najpiękniejsze chwile w naszym życiu. Zawsze niezwykle je przeżywam i pilnuję, abym również otaczała się tą niesamowitą aurą. W XXI wieku, kiedy życie każdego z nas musi być wyliczone co do minuty i idealnie zaplanowane, bardzo często zapominamy o pewnych wartościach...
     "Oto współcześni ludzie. Ciągle biegną, spieszą się. Jeżdżą samochodami, chodzą do szkół, biur, urzędów, odwiedzają sklepy. Wydaje im się, że nie marnują czasu, bo sporo osiągają. Gdy im się przypatruję, czasami mam wrażenie, że wielu z nich nie potrafi cieszyć się życiem. Ciążą im nawet, jak kamień u szyi, wizyty u dawno niewidzianego przyjaciela. Wyrzutem sumienia stają się wizyty u babci, mimo że jest przecież miła i serdeczna. Wyjazd w góry jest koniecznością, której domaga się rodzina, a nie potrzebą kontaktu z naturą i tęsknotą za widokiem zachodu słońca. Nie mają ochoty i czasu, by smakować życie i codziennie wychodzić naprzeciw przygodzie, drugiemu człowiekowi i sobie. W gruncie rzeczy są nieszczęśliwi i bardzo samotni. Chcę im pomóc... Myślę, że wiele mogliby nauczyć się od Małego Księcia, bo dobrze widzi się tylko sercem, a najważniejsze jest niewidoczne dla oczu."
     W święta kocham dawać. Uwielbiam patrzeć na uśmiech otaczających mnie osób. Dlatego też, abym mogła zobaczyć go u jak największej grupy ludzi, stawiam w tym roku na minimalizm. A prezentów potrzebuję naprawdę sporo, więc konkurs organizowany przez DDOB jest świetną okazją na wypatrzenie tych perełek dla bliskich <3!
     Zapraszam do posta, w którym przedstawię Wam, co podarowałabym najbliższym na święta. Bo małe rzeczy cieszą najbardziej.





M A M A


     Mama to osoba niesamowicie dla mnie ważna, zapewne dlatego też właśnie od niej zaczynam. Uwielbiam, gdy doradza mi, gdy mam jakikolwiek problem, wypije ze mną naszą ulubioną herbatę, gdy jest mi zimno (dwa z nas zmarzluchy), czy też po prostu przytuli, gdy jej potrzebuję. Jest z a w s z e wtedy, gdy czuję, że być powinna. Wybrałam dla niej koszulkę (M), bo każdy lubi, gdy się go dowartościowuje - "JESTEM MAMĄ. JAKA JEST TWOJA SUPER MOC?". T-shirt ten urzekł mnie od samego początku i jestem przekonana, że moja Mama nosiła by go z dumą, ale też i wzruszeniem.

KLIK




T A T A
Kto trzyma rękę na pulsie, stara się spełniać marzenia córki, ale także pilnuje, aby nie stała się jej krzywda? Oczywiście - tata, czyli prywatny ochroniarz każdej nastolatki. Tuta akurat trochę chciałam dopasować ich z Mamą i nawiązując właśnie do ochroniarza i obrońcy, ponownie wybrałam T-shirt. Mój tata uwielbia koszulki z tego typu tekstami i myślę, że skromnie mogłabym mu wręczyć taki oto prezent. Chciałabym zobaczyć go w tej koszulce w mieście! Zapewne siałby postrach wśród moich kolegów... :D





S I O S T R A

Poduszkopies"SHI TZU"Od czasu, kiedy w naszym domu zagościł mały piesek shih-tzu, moja siostra totalnie zwariowała na punkcie zwierzaków.     Malutka Pati totalnie skradła nasze serca!  Cóż, w tym wypadku chyba nie trzeba się dziwić, że wszystko co moja ukochana sisterka ma w pokoju musi być związane właśnie z tą rasą...
I okay - ta poduszka to najsłodsza rzecz, jaką w życiu widziałam.
Już widzę ten fangirling mojej siostry, gdyby ją ujrzała! *o*




B A B C I A

Z Babcią i Mamą od zawsze stanowiłyśmy genialne trio. To z nimi bardzo często dzieliłam i w zasadzie do teraz dzielę się różnymi sekretami, to do nich z a w s z e
mogę udać się po radę, zapytać o coś, bo wiem, że chętnie posłużą mi pomocą i dobrym słowem. Całą trójką także stanowimy "klub miłośników herbatki".
Hahaha, a tak naprawdę, po prostu trzymamy się zasady, że nie ma dobrych pogaduszek bez filiżanki ulubionej herbaty.
A uwierzcie, moja babcia robi naprawdę n a j l e p s z ą herbatę pod słońcem!
Wybrana przeze mnie filiżanka jest naprawdę idealna do degustacji ukochanego przez nas napoju :).

KLIK




D Z I A D K O W I E



Tak się składa, że obaj moi dziadkowie stawiają na praktykę.
Lubią przydatne gadżety, często także ładnie wykończone, aby było czym nacieszyć oko.
Nie będę ukrywać, że prezenty dla tych dwóch ważnych dla mnie Panów sprawiły mi
dosyć spory problem. Szukałam, szukałam...
No i znalazłam, bo w końcu ciężko nie znaleźć czegoś na Dawanda :P
Finalnie dla Dziadka często szukających swoich okularów wybrałam minimalistyczne etui,
natomiast dla Dziadka podróżnika wyszukałam gustowną torbę, "Zakupy Dziadka",
żeby nie musiał już chodzić ze starą, przetartą szmacianką.


KLIK
KLIK





C I O C I A


Tulipany widoczne na zdjęciu po lewej uwiodły mnie swoją pomysłowością.  Każda kobieta uwielbia kwiaty, my wiemy o tym chyba najlepiej. Wyobraziłam sobie bukiecik takich oto około dziesięciu roślinek, na parapecie u Cioci w domu.
Cieszą oczy, swoim kolorem z pewnością polepszają każdy dzień,
a poza tym, nie musimy martwić się, że zwiędną! Genialne!

KLIK




K U Z Y N K A

Kuzynka, choć szukając prezentu, myślałam o niej jak o przyjaciółce. To prawdziwa wariatka, którą bardzo kocham! Godziny spędzone na plotkach, zakupach i jedzeniu to nasz stały rytuał. Wiem, jak bardzo kocha bransoletki. Ta, którą wybrałam, nie dość, że jest naprawdę śliczna, ma także cudowny przekaz. Jestem pewna, że moja kuzynka, podobnie jak ja zakochałaby się w niej od pierwszego wejrzenia.




C I O C I A

Ponownie Ciocia, a w dodatku lubiąca kosmetyki.
Te piękne szminki na pewno przypadłyby jej do gustu!
Cudowne odcienie różu, ale... jak smakują?
Asia jak zwykle śmieszek (wiem, że nie jestem śmieszna ://)!
Czekoladowe szminki są świetnym pomysłem na prezent,
która moja Ciocia z pewnością by pokochała.
Poza tym... Nikt nie musi wiedzieć, że to czekolada, gdyż słodkości są wykonane tak precyzyjnie, że pierwotnie sama myślałam, że to prawdziwe pomadki! To będzie nasza słodka, kobieca tajemnica.





K U Z Y N K A


Druga kuzynka, nieco młodsza, to prawdziwa modnisia.
Miałam niemały problem, aby znaleźć coś odpowiedniego dla tej małej, uroczej blondyneczki. I jest!
Torebka sowa w ślicznym różowym kolorze sprawiła, że znów chciałabym mieć siedem lat... :(




W U J E K

Takiego dylematu, to ja jeszcze tutaj nie miałam, przysięgam.
Z racji, że mój wujek jest niezwykle wyluzowaną osobą, przypadły mi do gustu spinki oraz skarpetki, stawiając mnie tym samym przed trudnym wyborem. Analizując jednak wszystko, stwierdziłam, że najbardziej spodobają mu się właśnie spinki do mankietów. Myślę, że nadadzą się na każdą okazję,  zwłaszcza, jeśli ktoś ma takie poczucie humoru jak mój Wujek! :D







     Liczę, że post ten pomógł Wam w znalezieniu prezentów dla najbliższych. Cóż, mam także nadzieję, że niedługo także paczka z tymi upominkami trafi do mnie i będę mogła podarować je rodzinie już 24 grudnia. Szukanie tych rzeczy było dla mnie naprawdę świetną zabawą i myślę, że będę częściej korzystać z portalu Dawanda. Naprawdę gorąco Wam go polecam!
     Nastrój świąteczny udzielił się także pogodzie, bo za oknem jest zupełnie biało! Jak myślicie, czy możemy liczyć na śnieg podczas świąt? :o Zapraszam także do grupy Skoczki Asi na Facebooku! ♥



DDOB
- zapraszam na post na moim blogbooku!
Będzie mi miło, jeżeli oddacie także głos na tak, czyli docenicie moją pracę :*

KLIKNIJ TUTAJ, ABY PRZENIEŚĆ SIĘ DO DDOB


I może jest jeszcze wcześnie...
Ale wesołych świąt ♥
Nie zapomnijcie o tym, aby darzyć wszystkich wokół siebie miłością, chociaż ten jeden raz w roku,
w święta Bożego Narodzenia.


Besos, Asia ♥




wtorek, 19 lipca 2016

UJAWNIAM SIĘ - czyli poznajcie prawdziwą Mrs.Blanco

Hola kochani czytelnicy!

     Myślę, że w pewien sposób przyciągnęłam Waszą uwagę, tak więc zapraszam do dalszej części posta. I nie - to nie żart. Rzeczywiście przyszedł czas powiedzieć kim tak naprawdę jestem.
     Znacie mnie naprawdę dobrze, jak na to, ile o dałam o sobie powiedzieć, prawda? Nie kusiło Was czasem poznać mnie od tej prawdziwej strony, a nie tylko za pseudonimem, które przyjęłam w internetach - "Mrs.Blanco" (choć się ujawniam, ta sprawa nie ulega zmianie, z Jorge nie planujemy rozwodu)? Dzisiaj nadszedł ten właśnie dzień, ta dam! A więc cóż, może nie przedłużając...


***


     Hej, mam na imię Asia i mam naście lat. W ciągu ostatnich kilku dni spełnienie moich marzeń zaczęło stawać się czymś realnym, a i one w zasadzie od piątku nie są już tak odległe jak wcześniej. Moją pasją bowiem nie jest tylko pisanie, o czym mogliście się dotąd przekonać. 
     W moim sercu już od najmłodszych lat w zasadzie wyryła się muzyka, czyli coś, bez czego nie wyobrażam sobie życia. Nie są to słowa rzucone na wiatr, uwierzcie. Śpiewam i tańczę, albo raczej próbuję pląsać kiedy tylko mam do tego okazję, przez co ja rozumiem dosłownie każdy moment. Nie powiem, że czasami nie bywa to irytujące, bo ponoć bywa, jednak moi znajomi i przyjaciele wiedzą, że taka jest po prostu moja natura i (w zasadzie) nie widzą z tym żadnego problemu.
     Kocham aktorstwo. Scena to jedno ze słów, które idealnie mnie opisują. Adrenalina i mały stres, aby tylko się nie pomylić, czy możliwość wcielenia się w kogoś zupełnie innego jest czymś niesamowitym.
     Często łączę te wszystkie trzy pasje ze sobą, występując w kole aktorskim, a jednocześnie często dodając do wystawianych przez nas sztuk utwory muzyczne jak i własne, napisane przeze mnie teksty. Trio to niewątpliwie daje mi najwięcej szczęścia pod słońcem.
     Jestem V-lover, Tinista, Jorgista, Lodofanatica i Selenator. Bardzo lubię także muzykę Taylor Swift czy One Direction. Należę do marzycielek, ale także niepoprawnych romantyczek, ale czytając moje fanfiction, chyba zdążyliście się o tym przekonać. 
     Jeśli mówimy o spełnianiu marzeń...
Udało mi się dostać do programu Fanta Future Young Stars w dobrze myślę wszystkim znanym Radiu Young Stars. W piątek więc wzięłam udział w ostatnim odcinku eliminacyjnym i - ku mojemu pozytywnemu zaskoczeniu - udało mi się ten odcinek wygrać. 
     Marzenia zaczęły naprawdę się spełniać, powstała moja grupa na facebooku (link na końcu posta), zyskałam wielu nowych... "fanów"? "wielbicieli"? Nie mam pojęcia jak to określić.


***


     Wiem natomiast tyle, że to jest właśnie ten moment, kiedy po prostu powinniście dowiedzieć się kim jestem. Mój udział w programie równa się nowe obowiązki, co jest równe zmniejszeniu się czasu wolnego.
     Nie zostawiam bloga, nigdy w życiu! Musicie tylko wiedzieć, że rozdziały po prostu będą się pojawiać rzadziej. Spokojnie, nie raz na rok, ale na przykład raz w miesiącu, czy raz na dwa tygodnie. Proszę, zrozumcie to i nie zostawcie teraz, bo uwaga: nadszedł czas na jedną z bardzo ważnych dla mnie spraw.


***


     Potrzebuję Waszego wsparcia, aby to co zaczęłam, zakończyło się jak największym sukcesem. KONIECZNIE dołączajcie do grupy, która pierwotnie miała być właśnie tą, na którą konkurs był tu ogłoszony jakiś czas temu, to pokaże Waszą siłę, a ona jest jednym z priorytetów.

GRUPA: Skoczki Asi

     Już niebawem ćwierćfinały. Mam nadzieję, że mogę liczyć na Wasze wsparcie i głosy, aby udało mi się dostać do kolejnych etapów!


***


     A więc hej, jestem Asia. Nie tylko Mrs.Blanco, a Asia. Dziękuję, że ze mną byliście, jesteście i mam nadzieję będziecie. Jesteście naprawdę kochanymi ludźmi i cieszę się, że Was mam.

GRACIAS




Besos, Asia

niedziela, 12 czerwca 2016

Miniaturka: "Gracias Violettos"

















♥♥♥

     Życie bez marzeń jest jak szkic rysunku. Niby jest, ale jednak go nie ma. Zawsze byłam osobą o głowie przepełnionej marzeniami. Chciałam być śpiewać, tańczyć, grać, malować. Z czasem tego wszystkiego ubywało. Aż wreszcie przed oczami stanęło mi tylko jedno słowo. MUZYKA. To wielkie marzenie jednak, nabrało prawdziwych kolorów, w momencie, gdy poznałam Ich...




Razem dorastaliśmy, było tyle do zrobienia.
I chodziliśmy, było tyle do nauczenia.

     Doskonale pamiętam tamten dzień. Dzień, który zmienił w zasadzie wszystko. Wyrywał w mojej pamięci specjalne miejsce. Małe fioletowe serduszko.
   18 luty, 2013 rok, godzina 16. To był poniedziałek. Dzień jak co dzień, tak mi się mogło przynajmniej wydawać. "Violetta", nowa produkcja Disney'a, miała mieć wtedy swoją premierę.              Zwiastun, który początkowo wydawał mi się taki tajemniczy. 
Twarze, które po raz pierwszy ujrzałam na oczy.
Muzyka, która na zawsze utkwiła w mojej pamięci.
Początek tej niezwykłej historii, która zmieniła wszystko.




Razem dorastaliśmy
i przypadkowo natknęłam się na Twoje dłonie.

     Byłam osobą, która od pierwszego odcinka zauroczona była Tomasettą. Słysząc, że Violetta miała by być z Leonem, czułam wstręt i obrzydzenie. Do pewnego momentu.
     Kochał ją od pierwszego spotkania. Kochał jej uśmiech, oczy, włosy. Jej głos, dotyk jej kruchej, jej piosenki. Kochał ją, kochał bezbronną księżniczkę uwięzioną w wieży.
     Narodziło się nowe marzenie. Marzenie prawdziwej miłości. Poczucie bezpieczeństwa, w czyichś ramionach, najlepiej w Jego ramionach. On stał się ideałem każdej nastolatki. Moim też. To, że nie miał pojęcia o moim istnieniu, nie było wtedy ważne. Ważne było jego szczęście. Szczęście idola, szczęście Blanco.




Dorastaliśmy
z każdą nutą tamtego fortepianu.

     Mimo wszystkiego co ich dzieliło, konfliktów, różności zdań, podziału na grupki, była jedna rzecz, która ich łączyła. Studio. A w Studiu fortepian. Siadali tam i nagle wszystkie problemy znikały. Palce pływające po białych i czarnych klawiszach ogromnego instrumentu w kolorze czekolady przyprawiały mnie o ciarki. 
     Przysięgam, nigdy nie zapomnę tego, z jaką miłością śpiewali i oddawali emocje właśnie w tamtym miejscu. Uwielbiałam patrzeć na te sceny. Chciałam być z nimi i bez wstydu ani lęku przed krytyką pokazywać światu co czuję.
     Ich życie było jak fortepian. Białe klawisze oznaczały szczęście, a czarne smutek. Dlatego grali na wszystkich. Bo przeżywając przygodę swojego życia pamiętali o tym, że czarne klawisze również tworzą muzykę.




I co teraz?
Gdzie pójdą Ci, których znaliśmy?
Ci, którzy zbliżają się do końca.


     Nadal zastanawiam się jak szybko minęło te pierwsze osiemdziesiąt odcinków. 31 sierpnia byłam pewna, że to koniec. Że te osiemdziesiąt odcinków miało być jedynymi, jakie powstały. Płakałam cały wieczór. To stało się jak rutyna. W ciągu tych kilku miesięcy zdążyli stać się jednymi z najważniejszych ludzi w moim życiu.
     Nie śmiałam wtedy nawet marzyć, że kiedykolwiek będą w moim kraju, czy zobaczę ich na żywo. Że będę śpiewać z nimi na koncercie dławiąc się łzami szczęścia i wzruszenia. Mimo tego czułam, że są blisko. 
     Byłam V-lover. I nie wstydziłam się tego. Moi znajomi wtedy jeszcze dzielili się na typowych hejterów jak i zwolenników. Nie obchodziło mnie to jednak. Żyłam w moim świecie.





Idę ku nowym drogom
z tym, co przeżyliśmy.


     Zawsze utożsamiałam się z Violettą, głównie w kwestii jej charakteru i stylu. Byłyśmy wręcz identyczne. Niby delikatna dziewczyna, jednakże w środku płonęło ognisko marzeń i uczuć. Obydwie byłyśmy, a w zasadzie cały czas jesteśmy niezwykle wrażliwe.
     Już po pierwszym sezonie zdałam sobie sprawę, że o marzenia trzeba walczyć, że one nie mogą po prostu zniknąć. Kochałam przesłanie i duszę tej niby kolejnej idiotycznej telenoweli.
     We "Violetcie" odnalazłam siebie. Rozpoczęłam nowy rozdział z nowymi marzeniami. Uwierzyłam w nie.




Magia i kreatywność.
Prawda w sercach.
Niebo w milionach kolorów.

     Czy można było stać się kimś zupełnie innym? Odnaleźć prawdziwe ja? Przez kolejny "głupi serial Disney'a"? 
     To jak bardzo ta historia pobudziła mnie do działania jest niesamowite. Ci ludzie, którzy pokazali mi, że dla spełniania marzeń warto żyć! Rozwinęłam się pod każdym względem, zwłaszcza emocjonalnym. 
     Miłość, muzyka, pasja, to właśnie ja. Tak, nie tylko Violetta. Ale także ja. Zwykłe rzeczy nabrały niecodziennych barw. Teraz potrafię uśmiechać się bez powodu.




To chcę zapamiętać.
Twoja dłoń zawsze u mojego boku.

     Zawsze mówiłam sobie, że to nie koniec, to nowy początek. Wieść o drugim sezonie była niczym spełnienie marzeń.
     Powrót ludzi, których choć nie znałam, to pokochałam cały sercem. Powrót wiary w marzenia, uśmiechu od ucha do ucha, powrót do siedzenia przed telewizorem codziennie od szesnastej.
     Czułam, że jestem szczęśliwa i spełniona. Czułam, że mam przy sobie kogoś, kto da mi siłę. 
Dziękuję, Violettos, za to, że przez niewinne osiemdziesiąt odcinków potrafiliście wywrócić mój tok myślenia i spojrzenie na świat do góry nogami.




Razem dorastaliśmy, z marzeniem w każdym spojrzeniu.
I chodziliśmy, z pasją, która nas prowadziła.

     Minęły wakacje. 21 października 2013r. Wielki powrót. Płakałam widząc ich znów razem. I płaczę w tej chwili, oglądając fragmenty tamtego odcinka. 
     Znów byli razem. Znów byli szczęśliwi i uśmiechnięci. Bo znów mogli spełniać marzenia. Nadeszły nowe kłopoty, przyjaźnie, miłości. Nadeszła nowa przygoda.
     Każdy się zmienił. Dorośli, dojrzeli. Nauczyli się tak wiele, nie tylko jako postacie, ale też prawdziwe osoby.
    A ja razem z nimi.




Razem dorastaliśmy
i mogliśmy tak się odzwierciedlać.

     Miłość powróciła. Wielka i prawdziwa. Wystarczyło jedno słowo, aby każda fanka mogła poopaść w typowy atak tak zwanego "fangirlingu". Leonetta.
     To uczucie było dla mnie zawsze odzwierciedleniem rozkwitającej róży. Z początku coś niewinnego. Rozwijała się powoli i ostrożnie. I choć miała kolce, to była piękna.
     Jedyne czego żałuję, to to, że mężczyźni tacy jak Leon nie istnieją. No chyba, że Jorge, który nie ma pojęcia o moim istnieniu. Lecz warto marzyć, prawda, Violetto?
     Moje uczucia dorastały razem z nimi. 




Zmienialiśmy się,
ale zawsze się podnosiliśmy.

     Minął szmat czasu, nie prawdaż? Ale kto to odczuł? Patrząc na nich widzę, ile dla nich samych znaczyła ta przygoda. Przygoda, której nadano imię "Violetta".
     Pod tymi ośmioma literami kryje się tak wiele wspomnień i łez. Mimo tylu porażek, które ponieśli nie poddawali się i walczyli dalej. Dzięki temu dzisiaj są tam, gdzie są. Na szczycie. Ich własnym, osobistym Mont Everescie. 
     Jestem z nich tak cholernie dumna.




I co teraz?
Gdzie pójdą ci, których znaliśmy?
Ci, których nie ma.

     Rozstania bolą. Tak samo bolało nas rozstanie z fioletową telenowelą. Czy mogło stać się coś, co spowodowałoby trzeci sezon? Podobno sto sześćdziesiąt odcinków miało nas wystarczyć.
     Ale przecież w nas V-lovers tkwi siła, nie ma dla nas rzeczy niemożliwych. Byliśmy, jesteśmy i będziemy fandomem silnym niczym Mur Chiński.
     Violettos kochają nas za to, że zawsze byliśmy z nimi. A dlaczego? Bo oni są zawsze z nami. Nigdzie nie odeszli. Czujecie ciepło? To oni. To oni są blisko. Zawsze blisko naszych serc.




Ci, którymi jesteśmy
i ci, którzy pewnego dnia powrócą.

     Ale przecież oni nie zniknęli. Nadal są, byli i będą Violettos. Drugi sezon nie był końcem. Bo nadeszła nadzieja, nazywana trzecią transzą. W fioletowej rodzinie jest coś takiego, czego nie ma żaden inny fandom.
     To ciepło i światełko, które przekazujemy między sobą. Pojawia się wtedy, gdy jest potrzebne. Każda czy też każdy z nas jest wyjątkowy. Tak jak po kolei Tini, Jorge, Lodo, Cande, Alba, Facu, Samu, Ruggero, Mechi i caluśka reszta.
     Bo ta piosenka trwa nadal.




I teraz wiem,
zawsze będziesz przy moim boku,
widzę światło, które mi dajesz.

     W życiu spotkałam ludzi na których się zawiodłam, takich którzy mnie zranili, ale też takich, którzy dawali nadzieję na lepsze jutro, dodawali sił, obdarzali zwykłym uśmiechem. Po prostu byli.
     Kim dla Violetty była Francesca czy też Leon? Oprócz ogromnej przyjaźni i miłości? 
Francesca to synonim od słowa wsparcie, pomoc i wiara, natomiast Leon... Verdas to ciepło, to gwiazda i kwiat, to pomoc i silne przytulenie. To pocałunek i zatrzymujący się świat.
     Czy masz swojego Leona i Francescę...?




Idę ku nowym drogom
z wszystkim tym,
co już przeżyliśmy.

     Ponad dwa lata. Dwa najlepsze lata mojego życia. Odkrycie czegoś, czego tak długo szukałam. Znalazłam rozwiązanie, którego potrzebowałam. 
     Violettę tworzymy nie tylko my i Violettos. To przecież też wszyscy choreografowie, kamerzyści, reżyserzy, scenarzyści. Co zrobilibyśmy bez naszego kochanego Pancho? Kocham tych ludzi i do dziś żałuję, że nie zatrzymałam ich pod hotelem. Bo to oni także stworzyli ten serial.
     Wszyscy to zrobiliśmy.




Magia i kreatywność,
kreatywność.
Prawda w sercach,
niebo w milionach kolorów.

     Bo kto by pomyślał, że za tymi ludźmi byłam, a w zasadzie jestem w stanie siedzieć do później nocy, śledzić samoloty, oglądać lotnisko, czy też stać kilka godzin pod hotelem? Spamować setkami wiadomości na Twitterze i innych portalach, uczyć się hiszpańskiego?
     Czy zwariowałam? Może i tak. Ale jestem z tego powodu szczęśliwa. Bo to moje własne, osobiste, fioletowe szaleństwo.
     Fala hejtu napływająca na mnie za moją przynależność do tego fandomu jest ogromna. Ale oni się po prostu nie znają. I nie wiedzą, że to właśnie V-lovers są niczym prawdziwa rodzina.




To chcę zapamiętać.

     Łzy kapały mi po policzkach, bo byłam pewna, że to już koniec. Czy tylko ja umiałam choreografię do tego na pamięć? 
     Pamiętam, jak z przyjaciółką zawsze tańczyłyśmy ją na przerwach, na boisku. Zresztą robię to nadal. Jeszcze w czwartek śpiewałam i tańczyłam na dodatkowych zajęciach wf-u z tańca. Otrzymałam oklaski, ale czułam, że mimo wszystko było to bardziej wyśmianie za fandom, niż jakikolwiek prawdziwy zachwyt.
     Bo w końcu jestem V-lover, więc jestem gorsza, prawda?
Nie. I nie pozwólcie sobie tego wmówić.
Jesteśmy najwspanialszymi ludźmi na świecie, bo bije od nas fioletowy blask.




Twoja dłoń zawsze u mego boku
pomaga mi dalej trwać.

     Uwierzycie, że to już naprawdę koniec? Że to prawdziwe ostatnie odcinki? Czy świadomość, że każdy obejrzany odcinek może być ostatnim jest pozytywna czy może i normalna? Nie.
     Nie umiałam się z tym pogodzić i nie potrafię nadal. Bo ta historia zaczęła biec ku końcowi.
Wyruszenie w trasę koncertową jest też i moim marzeniem, podobnie jak nagranie płyty, wydanie książki i zagranie w filmie, ale to nieważne.
     Spełnili marzenia, nie tylko jako postacie, ale i prawdziwe osoby. Bo czym w końcu jest Violetta en vivo, czy Violetta Live...?




I razem zbliżamy się już do końca,
podobnie jak w piosence.

     Szkoda, że nie umiałam powiedzieć stop, że moje usta nie są magicznym przyciskiem, który spowodowałby, że "Violetta" trwałaby dalej.
     Piosenka dobiega końca, ta strona pamiętnika również się kończy, kończy się nasza ukochana fioletowa przygoda. 
     Bo nieuchronnie zbliżamy się końca. Mimo tego nie możecie pozwolić na to, aby fioletowe światło w was zgasło.
     Już płaczesz?




Kiedy powtarzamy jeszcze raz,
aby dać nadzieję sercu...
Nie ma końca.


     Oczywiście, że nie ma końca. Dla nas nie ma końca. Nie ma go dla mnie. Bo "Violetta" to imię na zawsze wyryte w moim sercu. Fioletowa iskra ciągle płonie w moim piwnym oku, a melodia "En mi mundo" nadal gra w moim umyśle, nadal przy niej zasypiam.
     Choć na początku myślałam, że będę płakać, to mimo, że to robię, to jestem szczęśliwa. Bo każdy teraz wie, że nie jestem "sezonówką" czy "przypadkową fanką".
     Cześć, jestem Asia. I tak. Kocham Violettę.




Wiesz jak to jest,
niczego się nie obawiać, nie bać się.
Niczego się nie bać.

     Płacz, łzy, niedowierzanie.
- To naprawdę koniec? - tak. Nie chcę, ale muszę ci to powiedzieć.
     To już koniec. Nie ma już nic. Żartuję.
     Są wspomnienia. Uśmiech. Pamiętasz, jak Leon uratował Violettę przed deskorolkarzami? Jak Tomas ją złapał? Jak Diego ją uwodził, a Alex okłamywał? Jak Ludmiła jej nienawidziła, Lara chciała się jej pozbyć ze swojego życia, jak Gery robiła wszystko, aby zniknęła ze wspomnień Verdasa? Jak Francesca i Camila ją kochały? Jak Angie się nią opiekowała? Jak Priscilla i Jade chciały aby zniknęła? Pamiętasz?
     Masz swoich Violettos? Rozejrzyj się, może są blisko...




Idę ku nowym drogom
z tym, co już przeżyliśmy.

     Ostatnia trasa. Ostatnie koncerty. Ostatnie chwile razem. Koniec serialu, ale nie koniec bycia razem. Pokochali się nawzajem. Nazywali się rodziną. Nazywali się Violettos.
     Moja walka o bilety była strasznie długa. Strona odmawiała posłuszeństwa, a bilety schodziły. Ale w końcu się udało. Miałam je. Przyszły jakoś po świętach. I odliczałam. Najpierw, miesiące, potem tygodnie, aż w końcu dni, godziny, a nawet minuty.
     Byłam wniebowzięta. Miałam zobaczyć idoli. Mieli odwiedzić mój kraj.
     A przecież kilka akapitów wyżej nawet bałam się o tym marzyć...





Magia i kreatywność.

     Kto by pomyślał. Siedziałam do późnych godzin na Twitterze, brałam udział w akcjach, oglądałam twitcamy, szukałam informacji, odświeżałam strony, śledziłam tak wiele kont. Zwariowałam? Nie. Zakochałam się.
     Zakochałam się w ludziach, którzy każdego dnia tak jak wstawali, tak żyli. Tak pokazywali siebie. Nie zakładali masek, nie udawali kogoś innego. Byli sobą i cieszyli się życiem.
     Pokochałam ich za to, że ze zwykłych i przypadkowych ludzi, swoim charakterem i temperamentem stali się moimi idolami i autorytetami, mentorami.
     Gdy w moim życiu zaczął padać deszcz, oni zapalali słońce.




Prawda w sercach.

     Ich relacja z fanami jest niczym wygrana na loterii, zdecydowanie niesamowita. Traktują nas jak największe skarby świata. Zawsze potrafią rozjaśnić nasz dzień, zawsze sprawiają, że stajemy się lepsi.
     Nie chciałabym nic w nich zmieniać. Jedyne czego żałuję, to to, że mieszkają tak daleko. Polskę odwiedzili na razie tylko kilka razy. Chciałabym, aby z tych kilku stało się kilkanaście, a później kilkadziesiąt. Dla mnie są moimi meksykańskimi, argentyńskimi, czy też włoskimi Polakami.
     To moje anioły. Najprawdziwsze anioły. Może nie są idealni, ale mimo wszystko, to moje kochane aniołki.




Niebo w milionach kolorów.

     Do Łodzi przyjechałam około godziny 10, a koncert miał się zacząć o 14:30. Ich pierwszy koncert w Polsce. A więc cel? Hilton.
     Wyskoczyłam z samochodu jak poparzona, pamiętam, że ludzie śmiali się ze mnie. Bramek jeszcze nie było. Na razie stała tam jedynie grupka dziewcząt śpiewających ukochane hity z serialu. Początkowo onieśmielona, lecz później pełna energii śpiewałam i wiwatowałam z nimi. Spotkałam dużo znajomych twarzy, to było coś niesamowitego.
     Kilka minut po 13 staliśmy już poddenerwowani za bramkami. Aż nagle pisk. To była Ona.
     Z hotelu, razem z tatą wyszła Tini. Jedyna, moja największa idolka, Martina Stoessel. Płacz, łzy i nacisk na barierki. Wystawione zdjęcie. I moment gdy patrzyłam na nią, była tak blisko. Nie byłam w stanie powiedzieć nic.
     Spojrzałam na zdjęcie. Był tam. Jej przepiękny autograf. Udało się. Pomachała nam. I odjechała.





To chcę zapamiętać.

     Koncert i możliwość zobaczenia ich była najpiękniejszym dniem mojego życia. Byłam wtedy najszczęśliwszą dziewczyną na świecie, przysięgam.
     Lecz nie byłam nią już 1 listopada 2015 roku. Bo rozstali się. Każdy poszedł w swoją stronę. Ostatni raz zabrzmiały dźwięki piosenek.
     Ostatni koncert. Płakałam jak głupia, przysięgam. Lecz moment.
     Czy na pewno byłam nieszczęśliwa? Przecież...
Mam najwspanialszych idoli na świecie. Kocham ich, a oni kochają mnie. I wierzę, że kiedyś będę mogła im powiedzieć to co właśnie piszę prosto w oczy. Rozpoczęli kariery solowe. Ale ani ja, ani oni, ani nikt nigdy nie zapomni, że...
     Że to zawsze będą Violettos. Zawsze.




Twoja dłoń zawsze u mojego boku
pomaga mi dalej trwać.

     Pisząc to zdałam sobie sprawę, że coś się właśnie zakończyło. A w zasadzie już rok temu. Bo rok temu, argentyńska telenowela produkcji Disney Channel i Pol-ka, "Violetta", w naszym kraju, w Polsce, dobiegła końca.
     Czuję ich obecność na każdym kroku. Myślę o nich, o Violettos, cały czas. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś spotkają się wszyscy razem, że razem zaśpiewają. Że znów poczują się jak wtedy na planie.
     Ja zawsze będę ich kochać. Bo obudzili we mnie coś, czego nikt obudzić nie mógł.




I razem już, zbliżamy się do końca...

     Cześć, jestem Asia. Jestem nastolatką, bo wiek tu nie ma znaczenia. Uczę się bardzo dobrze. Moją pasją odwiecznie była muzyka, a od niedawna także pisarstwo i aktorstwo. Gram na fortepianie i śpiewam. Piszę fanfiction i występuję na scenie.
     Moim marzeniem jest przede wszystkim bycie szczęśliwym człowiekiem, ze spełnionymi marzeniami. Chciałabym spotkać idoli, jak każda dziewczyna w moim wieku, ale także zaśpiewać z nimi. I przede wszystkim... podziękować.
     Droga Obsado, drodzy reżyserzy i cała obsługo techniczna serialu.
W życiu każdej fanki przychodzi taki moment, gdy postanawia po prostu wylać swoje uczucia na papier i powiedzieć to, czego normalnie nie może.
     Obsado, chciałam podziękować za Wasz każdy uśmiech, który sprawia, że dzień staje się piękniejszy. Za każde słowo i wiarę w nas, w Waszych fanów. Za serce, które wkładaliście w stworzenie tego serialu. Za bycie sobą i nieudawanie wielkich gwiazd. Dziękuję, że tak dbacie o to, abyśmy byli szczęśliwi. Dziękuję, że sprawiliście, że moje życie stało się lepsze. Dziękuję, że możecie być moimi idolami.
     Obsługo, Disney'u, wszystkie firmy sprowadzające obsadę do Polski, po prostu wszyscy, którzy wkładali serce w spełnianie naszych marzeń i nieustanne ich pielęgnowanie. Dziękuję za to, że chciało Wam się to robić, bo gdyby nie Wy, to nic by się nie wydarzyło. Nie zobaczyłabym idoli, a może nawet bym nigdy o nich nie usłyszała. Dziękuję, że pracowaliście w pocie czoła, aby wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Drodzy rodzice moich idoli, dziękuję, że wychowaliście ich na tak wspaniałych ludzi.
     I w końcu drodzy V-lovers... Dziękuję, że razem tworzymy cudowny fandom i rodzinę.
     Cześć, jestem Asia i jestem szczęśliwa. Jestem szczęśliwa, bo w moim życiu są tacy ludzie, jak Wy.


GRACIAS VIOLETTOS



sobota, 14 maja 2016

Rozdział 39/ Wyjdziesz za mnie?



Hej hej!
Chciałam tylko napisać,
że wyniki konkursu
pojawią się niebawem,
także no ^^
Wyczekujcie ♥
Miłej lektury ;***


♥♥♥


Martina

     Dzwonek. Tylko na to czekałam cały dzień. Szybko spakowałam rzeczy i wyszłam z klasy. Wzięłam
moją skórzaną kurtkę z szafki i opuściłam to paskudne miejsce. Wzrokiem zaczęłam szukać Jorge. Póki jeszcze u mnie jest codziennie po mnie przyjeżdża i zawozi, bojąc się, że coś mi się stanie. Zazdrośnik. Mój zazdrośnik, ha.
     Dziewczyny i reszta chłopaków wrócili kilka dni temu do Argentyny. Było mi ciężko, lecz wiem, że niebawem znów się zobaczymy. Castingi do Violetty dopiero za kilka miesięcy, ale myślę, że już wcześniej odwiedzę Buenos Aires. Tak, zdecydowałam się spróbować. Kto wie, może mi się uda? Poza tym... to najlepsza wymówka, aby przeprowadzić się do Argentyny i Jorge. Właśnie, o wilku mowa.
     Pod moją szkołę podjechało czerwone Porsche, a już po chwili wysiadł z niego mój król. Przeczesał włosy palcami i zdjął okulary. Uśmiechnął się pod nosem widząc mnie. Czyli robimy szopkę, jak co dzień. Blanco postanowił się tak zachowywać, chcąc pokazać wszystkim, że jestem jego, a dodatkowo wkurzyć Agnes i Carlę. Szatyn podszedł do mnie i rozejrzał się dookoła.
- Panienka na kogoś czeka? - zapytał mnie.
- A i owszem. - uśmiechnęłam się lekko.
- To może gdzieś panienkę podrzucę. - zaproponował chwytając mnie w pasie i przyciągając do siebie - najlepiej gdzieś daleko... no nie wiem, może do Barcelony? - ostatnie słowa szepnął mi do ucha. Zaśmiałam się i zmniejszyłam odległość między nami do zera - albo lepiej do ołtarza. - powiedział po chwili. Spojrzałam na niego.
- Ah tak? Miałabym wyjść, za takiego mężczyznę jak pan? No nie wiem, musiałabym się zastanowić. - odparłam poprawiając jego marynarkę.
- Czujcie się zaproszeni na nasz ślub! - krzyknął na cały plac. Ludzie popatrzyli na nas, a ja wybuchłam śmiechem.
- Hej Kochanie. - szepnęłam w końcu i znów musnęłam jego usta - mamy piątek, weekendu początek i masz zgodę na porwanie mnie. - puściłam mu oczko. Szybko jednak pożałowałam swoich słów. Blanco z cwaniackim uśmiechem przerzucił mnie sobie przez ramię i posadził w samochodzie, zapinając moje pasy. Odjechaliśmy z piskiem opon, zostawiając moich "znajomych" w osłupieniu.


Jorge

     W momencie, gdy samolot wzbił się w powietrze Stoessel mocno splotła nasze dłonie razem.
- Tak bardzo jestem przy Tobie szczęśliwa. - powiedziała spoglądając na mnie.
- Ja przy Tobie też, kochanie. - pocałowałem ją we włosy i podałem jej jedną słuchawkę, po czym sam założyłem drugą. Włączyłem naszą ulubioną piosenkę i zamknąłem oczy, po czym zupełnie odpłynąłem.
     - I tak każdy dowie się kim jesteś! Nie ukryjesz się przed prawdą. Bo prawda niedługo powróci, a ty znikniesz. - odezwał się jeden głos.
- Ranisz ją, nie widzisz? Kiedy ona dowie się prawdy odbierze sobie życie, popadnie w depresję... kocha cię, a ty ją tak oszukujesz. - gdzieś z zaświatów wydobył się kolejny.
- Zniszczyłeś im życie. Teraz módl się, aby na siebie ponownie trafili. Módl się, żeby odnaleźli w sobie to, czego potrzebują. To, co niebawem przez ciebie stracą.
     Obudziłem się przerażony i oblany potem.
- Jorge, wszystko w porządku? - zapytała mnie szatynka. 
- Tak tak, w jak najlepszym. - wymamrotałem.
- Zaraz lądujemy. - dodała. Skinąłem głową i udałem się do toalety. Obmyłem twarz zimną wodą i westchnąłem.
     - Miałem rezerwację, na nazwisko Blanco. Apartament dwuosobowy. - powiedziałem do recepcjonistki. Nadal jestem w szoku, że jeszcze żadne paparazzi nas nie wyłapali. Oby tak pozostało przez cały weekend.
- Oczywiście. Tutaj jest państwa klucz. Apartament numer 2000, na samej górze. - poinformowała nas. Grzecznie podziękowałem, po czym wsiadłem z nią do windy.|
     - Jorge tu jest cudownie. - powiedziała dziewczyna opadając na łóżko. Zaśmiałem się i położyłem się obok niej.
- Dopiero siedemnasta. - zauważyłem - co chcesz robić? 
- Zdaję się na Ciebie. - odparła.


Martina

     - Tutaj jest tak pięknie. - zachwycałam się miastem - naprawdę, uwierz mi czy nie, ale po raz
pierwszy w życiu jestem w Barcelonie. - zaśmiałam się, po czym wtuliłam w niego - tak dużo dla mnie robisz. Chciałabym Ci jakoś podziękować, tylko nie mam pojęcia jak. - westchnęłam jeszcze bardziej oplatając go swoimi dłońmi. Zapewne wyglądałam jak mała dziewczynka, w końcu chłopak był ode mnie sporo wyższy. Podniosłam wzrok i uśmiechnęłam się do niego - kocham Cię. - szepnęłam i stanęłam na palcach, po czym dałam mu słodkiego buziaka.
     - Idziemy coś zjeść? - zaproponował mi Blanco. Mimo, że uwielbiam zwiedzać i jestem niesamowicie zafascynowana Barceloną miałam już dość i byłam zmęczona.  Pokiwałam głową lekko ziewając. Spojrzałam na ogromny zegar, który wskazywał godzinę siedemnastą.
- Jeszcze tak wcześnie? - zdziwiłam się lekko przecierając oczy - czuję się, jakby była co najmniej dwudziesta pierwsza. - śmieję się lekko. Po chwili poczułam, że moje ciało podnosi się w górę, by wylądować na ramionach szatyna.
- Co Ty robisz? - zaśmiałam się wtulając w niego i opierając swój podbródek na jego głowie.
- Kocham Cię. - odpowiedział. Uśmiechnęłam się lekko i zamknęłam oczy.
- Ja Ciebie też. - wymamrotałam.
- Zróbmy tak. Teraz weźmiemy sobie coś na wynos i wrócimy do hotelu. Ty się zdrzemniesz, a potem...
- A potem pan Blanco się uciszy i tak jak panienka Stoessel zaplanowała, pójdziemy na spacer. - postanowiłam - spędźmy po prostu trochę czasu razem, porozmawiajmy. - zaproponowałam. Jorge podniósł na mnie wzrok i uśmiechnął się do mnie.
- Bardzo dobry pomysł. - puścił mi oczko i musnął moje wargi, chyba po raz setny tego pięknego sobotniego popołudnia.


Jorge

     Finalnie padło na sushi. Zamówiłem dla nas zestaw, po czym ze śpiącą Martiną na barkach wróciłem do hotelu. 
- Tini, wstawaj. - szepnąłem w miarę głośno, kładąc ją na łóżku. 
- Mhm. - mruknęła jedynie i przewróciła się na drugi bok. Zaśmiałem się cicho i odstawiłem nasz obiad do małej lodówki, która znajdowała się w pokoju. Położyłem się obok dziewczyny i delikatnie uśmiechnąłem, odgarniając jej włosy za ucho. 
     Była taka mała i niewinna. Musnąłem jej czoło. Jej skórę możnaby porównać do płatka róży. Była blada i bardzo delikatna. Pełne malinowe usta wyginały się w lekkim uśmiechu, co powodowało, że i moje kąciki uniosły się ku górze. Pocałowałem ją we włosy, po czym sam odpłynąłem.
     Obudził mnie śmiech ukochanej. Przetarłem oczy i spojrzałem na nią. Jadła sushi i przeglądała galerię w... moim telefonie?
- Tinka co Ty robisz? - zapytałem jeszcze lekko zaspany.
- Jorguś kochanie, wstałeś. - zachichotała i wpakowała mi do buzi kawałek sushi.
- Co Ty taka szczęśliwa? - zapytałem z uśmiechem przeżuwając rybę.
- Pisałam z chłopakami z Twojego konta i mam dużo Twoich głupich zdjęć. No i przy okazji nową tapetę. - oznajmiła mi pokazując swój telefon, a na nim śpiącego mnie. Spojrzałem na dziewczynę.
- A więc tak się bawimy. - powiedziałem udając zdenerwowanego. Tini najwyraźniej się przestraszyła, bo na moment wstrzymała oddech. Wykorzystałem idealnie tę sytuację i zacząłem ją łaskotać. Jestem wręcz pewien, że ludzie w całym hotelu zdążyli usłyszeć, że panienka Stoessel ma łaskotki.


Martina

     - Nawet nie wiesz jak się cieszę, że mnie tutaj zabrałeś. - uśmiechnęłam się wtulając w ramię
szatyna. Po godzinie dwudziestej pierwszej te okolice Barcelony jak widzę usypiają... Delektowałam się tym widokiem. Pięknie oświetlone uliczki, woda, księżyc, gwiazdy... No i oczywiście my. Szczęśliwi my.
- A ja się cieszę, że się zgodziłaś. - pocałował mnie we włosy. Przymknęłam powieki na ten gest. Uwielbiam gdy mnie całuje. W nos, czółko czy usta. To sprawia, że moje serce zaczyna po prostu wariować. Czuję tysiące dreszczy, a i oczywiście wytwarza się coraz to więcej kochanych endorfin szczęścia. 
     Hmm, ciekawe jak to będzie wyglądało za kilka lat. Jak ja będę wyglądać, a jak on? Zmienimy się? Może staniemy się lepsi, a może nasze charaktery zupełnie się zepsują? Będziemy jeszcze razem? W jakim momencie kariery będzie Blanco, a i gdzie ja wyląduję? Na wielkiej scenie, czy za biurkiem w wysokim wieżowcu? Będę szczęśliwa, popadnę w depresję? Będę płakać po nocach czy śmiać się do upadłego? Jak za kilka lat będzie wyglądało moje życie?
     - O czym myślisz? - z zamyślenia wyrwał mnie Jorge, gdy przystanęliśmy na niewielkim mostku. Przysięgam, to było chyba najpiękniejsze miejsce jakie widziałam w Barcelonie. Co więcej - już doskonale wiedziałam, że jest tylko i wyłącznie nasze.
- Myślę o nas. - odpowiedziałam z uroczym uśmiechem spoglądając na niego - o tym jak bardzo jesteśmy szczęśliwi. Że się kochamy, że radzimy sobie z problemami... Że oprócz miłości jest między nami przyjaźń, szczerość i wsparcie. Że właśnie na tym zbudowaliśmy nasz związek. - powiedziałam, zanim zdążył się odezwać - Jorge... Nigdy byś mnie nie zranił, prawda? Nie okłamał. Proszę Cię, obiecaj mi, że nigdy mnie nie zostawisz. - poprosiłam, patrząc w jego oczy. Przełknął ślinę, jakby się denerwował.
- Obiecuję. - szepnął i musnął moje czoło.
- A wiesz co? - zapytałam chichocząc i rumieniąc się jak mała dziewczynka.
- Tak? - uśmiechnął się, pokazując szereg swoich białych zębów.
- Od pierwszego spojrzenia wiedziałam, że kiedyś się w Tobie zakocham. - wyszeptałam mu do ucha.
- Ojj Tini. - zaśmiał się tuląc mnie do siebie.


Jorge

     - Gdzie Ty mnie ciągniesz? - westchnąłem za śmiechem idąc za dziewczyną. Cieszyła się niesamowicie i usilnie ciągnęła mnie za rękę, najwyraźniej w stronę plaży - słońce jest już jedenasta. - dodałem. Nie twierdzę, żebym był zmęczony, ale już ciemno, a mimo, że Martina jest ze mną, to nie chcę, aby cokolwiek jej się stało.
- Zobaczysz, no nie bez powodu kazałam Ci ubrać kąpielówki. - zachichotała. Ona coś piła, że jest taka wesoła? 
     Po chwili weszliśmy na plażę, gdzie stało kilka pochodni oraz leżała deska do surfingu. Gdzieś w tle leciała moja ulubiona playlista, a na stoliku stały dwa koktajle owocowe. Tini zaciągnęła mnie do niego.
- O co chodzi? - zapytałem zdezorientowany. Dziewczyna chwyciła moje dłonie i spojrzała w oczy.
- Chciałam Ci podziękować. - szepnęła - chciałam Ci powiedzieć, że... - zaczęła i westchnęła z lekkim śmiechem spuszczając wzrok, po czym z powrotem wróciła nim do mnie. Patrzyłem na nią z lekkim uśmiechem - że Cię kocham. Podziękować, bo dajesz mi tyle szczęścia, ile jeszcze nikt mi nigdy nie przekazał. Jesteś tak wspaniałym chłopakiem, że uwierz... Każda dziewczyna chciałaby takiego faceta. Dziękuję za każdy uśmiech, pocałunek, za każdy objęcie silnymi ramionami, dzięki którym czuję się bezpieczna. Dziękuję, że każdego dnia uświadamiasz mnie, że jestem ogromną szczęściarą, że Cię mam. Dziękuję za każde "kocham cię", za każde spojrzenie, każde wyjście gdziekolwiek, każdą rozmowę, każdą wiadomość. Dziękuję Ci, że pokochałeś mnie taką jaką byłam i jestem, że nie próbowałeś mnie zmieniać. Jorge, daajesz mi tyle powodów do tego by Cię kochać, że... - położyłem jej palec na ustach.
- Ciii. Nie mów nic. Kocha się za nic. Nie istnieje żaden powód do miłości. A przynajmniej tak mawia Paulo Coelho. I wiesz co? Ma rację. - powiedziałem cicho, po czym złożyłem na jej wargach delikatny pocałunek. Jednak przysięgam, to był nasz najpiękniejszy pocałunek. To wszystko co sobie dziś obiecaliśmy i to ile miłości z nas wyszło w słowach. Ten wyjątkowy pocałunek był zwieńczeniem tego wszystkiego. Pocałunek, który uświadomił nam, że to właśnie na siebie czekaliśmy całe życie.
     - Tini. - szepnąłem siedząc z nią na desce surfingowej trochę od plaży.
- Hm? - szepnęła opierając swoje czoło o moje.
- Obiecasz mi coś? - zapytałem. Dziewczyna skinęła głową.
- Kiedy skończysz szkołę... - nasze spojrzenia spotkały się - przyjedziesz do mnie, do Argentyny. I zamieszkasz ze mną. - szatynka nie kryła zdziwienia, a to był dopiero początek - później ja Ci się oświadczę i pobierzemy się. I pobuduję nam dom. I posadzę drzewo naszym dzieciom. - wyznałem. W jej oczach dostrzegłem łzy, mam nadzieję, że wzruszenia, które już po chwili spłynęły po jej policzkach.
- Oświadczasz mi się? - zaśmiała się lekko uśmiechając szeroko.
- W pewnym sensie tak. Tylko nie mam pierścionka, ale spokojnie, na to jeszcze przyjdzie czas. - odparłem cicho - więc jak będzie? Wyjdziesz za mnie? - poczułem jak jej mokre wargi stykają się z moimi.
- Tak Jorge. Zostanę Twoją żoną. - ja kochałem ją, ona kochała mnie. I byliśmy szczęśliwi.


♥♥♥


     No i jak? Okay, ja się popłakałam, okay, ja naprawdę płaczę, okay, no nie mogę no :((((. Jakoś potrzebowałam napisać coś takiego. Coś od serca. Po prostu. Myślę, że niektóre osoby, które czytają uważnie, mogą zauważyć malutkie znaki, że coś się niedługo wydarzy... Ale jestem pewna, że nikt z Was nie wpadnie na to co. A może zostanie tak jak jest? No nic, musicie czekać i czytać ♥
     Pal licho, że jest rozdział, a nie było 20 komentarzy, będę dla Was dobra. I rozdział taki długo, nono, Asia robi postępy :D. Tak czy siak, pamiętajcie, że jeśli zajmuję komuś miejsce, to moje komentarze się nie wliczają, haha ;P. Wyniki konkursu na nazwę grupy już niedługo, ogarniam sprawy techniczne, bo z tym mam niemały problem... ;_;
     Teraz uwaga moi mili, bardzo ważna sprawa, a raczej dwie.
     Po pierwsze: serdecznie zapraszam Was na najwspanialszą grupkę pod słońcem, Polish Tinistas Forever ♥. No mówię Wam, tam są tacy kochani ludzie, że ajjjj <333 ja też tam jestem ^^
     Po drugie: może wiecie, a może nie, w Radiu Young Stars trwa Fandoms Cup 2016. Fandomy walczą o oficjalny zlot. Walczymy też my, Vlovers. Uwaga - pod nas wliczają się wszystkie fandomy Violettos prócz Lodofanaticas i Samukistas (chociaż ważne - wspieramy się nawzajem!). Już w poniedzałek nadchodzi nasze kolejne starcie. Tym razem walczymy z Selenators i Łabądkami. Bitwa rozpoczyna się o godzinie 19 w radiu, którego możecie słuchać pod adresem www.radioyoungstars.pl. Niestety, jesteśmy pierwszą grupą i nie mamy pojęcia, co tym razem nas czeka, zwłaszcza, że dochodzą nam teraz wyzwania. Także już przed 19 zacznijcie spamować na Twitterze pod hastagiem #ViolettaOnRYS, a podczas audycji dowiecie się pod jaki numer wysyłamy sms-y. Dzwońcie też o premię, pod numer 61 625 59 59. Na grupie Violetta Polska został ponownie przeprowadzony quiz i mamy także wybraną reprezentację, która będzie odpowiadała na pytania. Uwaga - JA TEŻ TAM JESTEM, TAKŻE KOCHANI, SŁYSZYMY SIĘ JUŻ W PONIEDZIAŁEK O GODZINIE 19 W RADIU YOUNG STARS!
     Tymczasem tradycyjnie:


20 komentarzy ~ rozdział 40

Besos, aniołki moje!
Mrs.Blanco







Chat~!~