czwartek, 21 sierpnia 2014

Rozdział 21/ Kocham Cię Tini.

Rozdział dedykuję
Natalii ♥
Dziękuję za te 
cudowne komentarze :) 
Miłej lekturki ^^
Mam nadzieję, 
że ten rozdział
(o ile można 
to tak nazwać)
Was zadowoli :*


Jorge

Muszę przyznać, że atmosfera w rodzinie Stoessel jest dosyć... specyficzna. Z jednej strony wydaje mi się, że jest tu tak ciepło i rodzinnie, a z drugiej że to wszystko na pokaz. W końcu nie raz słyszałem historie Martiny. Widać w ich oczach miłość, ale także dyscyplinę. Pan German wydaje mi się być dość ciężkim człowiekiem, przez co trudno się z nim porozumieć. Kolejną rzeczą, która mnie dziwi jest to, że panuje to taka cisza. Dobrze, że pani Olga ją przerwała, chociaż wolałbym, żeby był to inny temat, a nie dyskusje o tym, czy Tini i ja jesteśmy ze sobą. Ta takie... Absurdalne. Pomimo tego, w głębi serca, gdzieś tam daleko wiem, że ja ją... darzę... sympatią... 
Nagle z transu wyrwał mnie ojciec przyjaciółki.
- A więc Jorge, Martino... Jak się poznaliście? - padło pytanie z jego ust. Słyszałem już takie, kiedy poznawałem rodziców mojej byłej, podkreślam b y ł e j dziewczyny, Stephie. Spojrzałem porozumiewawczo na Tini i postanowiliśmy że ona zacznie mówić.
- Wysiadałam z samolotu i kiedy już zeszłam ze schodów potknęłam się. Byłam pewna, że zaraz zaliczę spotkanie trzeciego stopnia z gruntem. Jednak tak się nie stało. Poczułam, jak ktoś mnie łapie. Po chwili znalazłam się w czyichś ramionach. 
- Na początku miała zamknięte oczy, ale kiedy je otworzyła uśmiechnęła się lekko. - dodałem.
- No i tak to wyglądało. - zakończyła Tini.
- O jejku, jaka piękna historia! Jorge, masz ochotę na jeszcze jeden kawałek tortu czekoladowego? - powiedziała pani Olga.
- Nie, dziękuję pani. - oznajmiłem.
- Dobrze, więc ci przyniosę. A i jeszcze jedno. Nie mów do mnie pani, tylko po prostu ciociu Olgo, albo Olgito, albo Olgo. - Martina zaśmiała się na te słowa 'cioci Olgi'.
Rozmowa z panem German była długa. Jednak mi to nie przeszkadzało. Odpowiadaliśmy na zmianę z Tini. Wydawało mi się, że stawał się coraz bardziej... wyluzowany? 
- A więc Jorge, zajmujesz się muzyką i aktorstwem tak? - zapytał pod koniec naszej rozmowy. 
- Tak. Uwielbiam to. Mógłbym to robić cały czas. Mam okazję do poznawania wielu ludzi, a także do podróżowania. - odpowiedziałem.
- Fantastycznie! Ale moja córka wybiera się medycynę i nigdy - zaakcentował ten wyraz - nie będzie w tej branży co ty. Już to uzgodniliśmy, prawda córciu? - powiedział. Spojrzałem na Martinę lekko zasmucony. Widziałem, że spuściła głowę. Czułem, że zaraz dojdzie do awantury. Ale niech się wyżyje. W końcu jeżeli tak bardzo tego potrzebuje...


Martina

Teraz przesadził. A już miałam nadzieję, że będzie tak pięknie. Ale cóż, życie to nie bajka, co nie?!
- Wiesz co, mam tego dosyć. Nie wyobrażasz sobie nawet, jak bardzo mnie ranisz. Myślisz tylko i wyłącznie o sobie. Nic o mnie nie wiesz. Nie wiesz jak to jest nie mieć rodziców. Ale przepraszam, przecież jesteś ty. Tylko dlaczego tego nie czuję? Dlaczego przez te siedemnaście lat nie okazałeś mi miłości i sympatii? Dlaczego nie okazałeś mi przynajmniej przyjaźni? Dlaczego Jorge potrafił to zrobić w dwa miesiące? Pozwolisz, że sama zaplanuję swoją przyszłość? Tato proszę cię. Ja nie chcę się kłócić. Nie dajesz mi możliwości. Wszyscy się rozwijają, tylko ja stoję w miejscu. I co to w ogóle za panienka Jade? Tato, dlaczego nic mi nie mówisz? - już prawie płakałam. Jedynie spojrzenie na Jorge mnie ratowało.
- Jade to... to moja narzeczona. Kochanie! - nagle moim oczom ukazała się ta, przez którą pojawiły się moje problemy z ojcem. Jade LaFontaine. Nie nawidziłam jej.
- Kochanie, co się stało? Czemu przerywasz mi film? Teletubisie nie będą czekać! Mój brat już zasnął, ale to się dobrze składa! Bo dzisiaj wątek kryminalny ciąg dalszy! No bo wczoraj było, że Po ukradła Lali ciastko! No i była przesłuchiwana, ale nastąpił nieoczekiwany zwrot akcji, bo okazało się, że to ciastko nigdy nie było Lali, lecz Po! Więc gdzie jest ciastko Lali? Germanie, pomóż mi! Głowa mi od tego myślenia eksploduje! Olgita, zaparz mi zielonej herbatki! - oboje patrzyliśmy na nią dziwnie. A oboje mam na myśli mnie i Jorge. Postanowiłam, że zanim oboje wylądują w idiotycznej krainie Teletubisiów, ja muszę dokończyć.
- Ciekawe, czemu dla niej zawsze masz czas, ale dla mnie nigdy nie miałeś. Dlaczego cały czas mnie wywoziłeś? Dlaczego nie pozwalałeś mi na wyjścia z przyjaciółmi? A przepraszam, ja nie mogłam mieć przyjaciół! Dlaczego nie pozwalałeś mi spełniać marzeń? Dlaczego on - wskazałam na Jorge'a - potrafił mi dać to wszystko i jeszcze więcej w dwa miesiące, a ty nie potrafiłeś w siedemnaście lat? Ciekawe, co by zrobiła mama, gdyby tutaj była a ty byś się tak zachowywał... - nie mogłam już więcej tłumić uczuć. Jedna łza spłynęła, potem kolejna i kolejna... Ale tata oczywiście się tym wszystkim nie przejął, tylko poszedł gdzieś razem z Jade. Usiadłam na sofie. Ukryłam twarz w dłoniach, nie chciałam, żeby widział, że płaczę. Nagle poczułam, że ktoś siada koło mnie. Ten zapach perfum mógł należeć tylko do jednej osoby.
- Jorge... Przepraszam. Przepraszam, że musiałeś to wszystko oglądać. - powiedziałam cała we łzach.
- Tini. Nie przejmuj się tym. I nie płacz. Nie nawidzę kiedy płaczesz. Pamiętaj o tym. - lekko dotknął mojego nosa. Wstaliśmy i już mieliśmy iść na górę do mnie, jednak on jeszcze chciał coś dopowiedzieć.
- I pamiętaj. Cokolwiek by się nie stało, możesz na mnie liczyć. Możesz w każdej chwili przyjechać do mnie. A jeżeli nie będziesz mogła, to po prostu zadzwoń, a ja przyjadę do ciebie. - mimowolnie uśmiechnęłam się. Czym ja sobie zasłużyłam na takiego przyjaciela? Chwilę na niego patrzyłam i myślałam nad tym wszystkim, a po chwili przytuliłam go najmocniej jak tylko potrafiłam. On to odwzajemnił.
- Dziękuję. - szepnęłam mu na ucho, a on się uśmiechnął.
- Wiesz, co może mi jeszcze poprawić humor?  - odpowiedziałam, kiedy już się od siebie oderwaliśmy.
- Hmm... niech pomyślę... ciastka? - zaczął zgadywać.
- Nie.
- Spacer?
- Nie.
- Przytulas?
- Hm... chętnie, ale nie w tym momencie.
- No to nie wiem. - odpowiedział zrezygnowany.
- To ja ci powiem. Piosenka! - śmieję się.
- Czemu na to nie wpadłem? - śmialiśmy się, a kiedy już się ogarnęliśmy włączyliśmy płytę z pokładem do "Naszej Drogi".  Zaczęliśmy śpiewać. I znowu to samo uczucie.
Problemy znikają. Cały świat się zatrzymuje. Jesteśmy tylko my. I piosenka. Patrzyliśmy sobie w oczy myśląc o przyszłości. Czy będzie tak cudowna jak ta chwila?
Na ziemię powróciliśmy dopiero kiedy piosenka dobiega końca. Uśmiechnęliśmy się do siebie. Nagle usłyszeliśmy brawa. Obróciliśmy się, a tam stała Olga i Ramallo. Czy oni wszystkiemu się przysłuchiwali?
- Pięknie! Tini, masz taki cudowny głos! A z głosem Jorge brzmi jeszcze piękniej! - powiedział Ramallo.
- Bylibyście cudowną parą... - znowu rozmarzyła się Olgita. Śmialiśmy się długo.
Ale niestety, wszystko co dobre, kiedyś się kończy...


Jorge

Nastała ta godzina. Kolejny raz musieliśmy się żegnać. Podziękowałem wszystkim domownikom za wspaniały wieczór. Martina zadzwoniła do swojej cioci, czy mogłaby nas odwieźć. Po piętnastu minutach była już pod domem. Przedstawiła mi się, po czym pojechaliśmy na lotnisko. Stanąłem przy wejściu do samolotu, cały czas trzymając bagaże. Towarzyszyła mi Martina.
- Tutaj chyba musimy się rozstać. - powiedziałem. Popatrzyłem na nią. Myślałem nad tym co teraz zrobić.
- Chciałbym móc ci powiedzieć, że cię kocham... chciałbym móc dać ci teraz buziaka, a jedyną rzeczą którą mogę co najwyżej zrobić jest buziak w policzek... - pomyślałem.
Podszedłem do Martiny i mocno ją przytuliłem, a ona odwzajemniła ten uścisk.
Kiedy się od siebie oderwaliśmy zauważyłem jedną łzę na jej policzku.
- Hej, mała, nie płacz. Przecież nie rozstajemy się na zawsze... - starłem jej łzę.
- Będę tęsknić. - powiedziała.
- Ja też. Do zobaczenia. - odpowiedziałem, po czym musnąłem jej policzek. Odszedłem dalej.
Widziałem tylko jeszcze parę łez spadających na beton. Miała głowę spuszczoną w dół. I odeszła stamtąd udając się w stronę swojej cioci. Widząc całą sytuację, powiedziałem tylko po cichu sam do siebie:
- Kocham cię Tini. - i poleciałem z powrotem do Argentyny. Ale czy na pewno???



Martina

*Kolejny dzień*
Jorge wczoraj wrócił do Buenos Aires. Cierpiałam przez to. I to bardzo. Ale musiałam się pozbierać.
Wstałam dzisiaj wcześniej, w końcu rozpoczyna się nowy rok szkolny. A przez to, nie będę miała zbyt wiele czasu na dbanie o figurę. Postanowiłam, że będę biegać co poranek, albo jeździć na rolkach. Tak też zrobiłam. Ubrałam się w strój sportowy, wzięłam butelkę wody oraz okulary przeciwsłoneczne i ruszyłam w stronę parku. Do apelu kończącego tegoroczne wakacje zostało mi pięc godzin. To wystarczająco dużo, aby móc pobiegać, wrócić do domu, zjeść śniadanie, ogarnąć się i dotrzeć na miejsce, w międzyczasie może nawet dzwoniąc do Jorge.
Biegałam półtorej godziny, cały czas rozmyślając o NIM. Tak. O chłopaku, który zawrócił mi w głowie. Dlaczego ten świat jest taki okrutny, i zawsze w przyjaźni damsko - męskiej któreś się zakocha? Dlaczego to musiałam być akurat ja?! Dlaczego teraz cierpię? Nie rozumiałam tego, jednak powiedziałam sobie, że dam radę. A ja obietnic dotrzymuję.
Wróciłam do domu. Jak zwykle nie było nikogo poza Olgą i Ramallo, który pracował w gabinecie taty. Udałam się zatem do kuchni na śniadanie i przy okazji małą pogawędkę z Olgitą.
- Cześć Olguś, zrobisz mi śniadanie? - zapytałam.
- Jasne kochanie. Mogą być tosty?
- Z dżemem truskawkowym. - obydwie się zaśmiałyśmy.
- Olga, dlaczego miłość tak bardzo boli? - zapytałam po chwili.
- Smyku... jakby ci to powiedzieć... Póki nie wiemy co odwzajemnia druga osoba, w tym przypadku ukochany, nie możemy powiedzieć, że boli. No spójrz na mnie. Taki Ramallo dobrze wie, że za nim szaleję, ale unika tego tematu na wszelkie możliwe sposoby... Ale czekaj, ty się zakochałaś? - odpowiedziała. Kurczę, miałam nadzieję, że nie spyta...
- Nie Olguś, zdawało ci się! - krzyknęłam zabierając talerz ze śniadaniem do swojego pokoju.

Po spałaszowaniu posiłku postanowiłam, że pora iść się ogarnąć, miałam tylko dwie godziny, a do szkoły trochę się jedzie. Udałam się w stronę łazienki gdzie wzięłam prysznic. Potem umyłam włosy szamponem Carambola. Mmm... Jak ja go uwielbiam. Rozczesałam i wysuszyłam włosy, po czym pokręciłam je lokówką. Następnie zabrałam się za lekki makijaż, w końcu muszę jakoś wyglądać. Wychodząc z łazienki zgarnęłam tylko czerwony lakier do paznokci i skierowałam się do swojego pokoju. Stanęłam przed szafą szukając jakiejś 'galowej' sukienki. Wreszcie znalazłam. Do tego dobrałam szpilki. Ubrałam się, pomalowałam paznokcie i założyłam biżuterię. Postanowiłam założyć dzisiaj inny naszyjnik. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Już miałam iść do Fran, ale nagle zauważyłam duże, czerwone pudełko zawiązane czarną kokardą. Widniał na nim napis
'Do Martiny". Spojrzałam na zegarek. Miałam jeszcze trochę czasu, więc mogłam spokojnie rozpakować paczkę. Kiedy odwinęłam kokardę, ujrzałam coś, czego się nie spodziewałam. Znajdowało się tam wspólne zdjęcie moje i Jorge, list i sukienka! Spojrzałam na zdjęcie. Pamiętam dokładnie tamten dzień. Zwiedzaliśmy Buenos Aires. To zdjęcie było oprawione w prześliczną ramkę. Od razu postawiłam je na komodzie. Następnie otworzyłam list, w celu przeczytania go.
"Kochana Martino!
Wiem, że nie spędziliśmy ze sobą tyle czasu ile byśmy chcieli. 
Ale mogliśmy się spotkać po raz kolejny i to mnie cieszy najbardziej.
Dziękuję Ci za wspaniały dzień.
Dziękuję Ci za miły wieczór.
Dziękuję Ci za to że byłaś, jesteś i będziesz, mam nadzieję.
Bo wywróciłaś moje życie do góry nogami.
I za to także Ci dziękuję.
Pamiętaj, że jestem z Tobą, i drzwi mojego domu zawsze będą dla Ciebie otwarte.
Zostawiam Ci mały prezent. Mam nadzieję, że sukienka Ci się spodoba.
Chociaż tak mogę Ci wynagrodzić
nasze zbyt krótkie spotkanie.
                                       Całuję
                                                 Twój na zawsze Jorge ♥"


Mimowolnie uroniłam łzę. Łzę wzruszenia. Jak to możliwe, że tak reaguje? No tak, przecież to miłość... Nie, nie miłość, tylko przelotne zauroczenie. Na pewno tak, t-tak...

Wyjęłam sukienkę. Oniemiałam. Była cudowna. Postanowiłam, że założę ją przy najbliższej okazji. Schowałam wszystko do pudełka i skierowałam się do pokoju Francisco. Zapukałam.
- Proszę. - usłyszałam zaspany głos Francisco. No tak, on może jeszcze spać, bo już szkołę skończył, w końcu to tylko rok różnicy. Teraz czeka na list, czy dostał się do college'u.
- Cześć bracie, słuchaj, jak tata wróci to powiedz mu, że wrócę trochę później, okej? Pójdę do Starbucksa. Chcesz coś? - zapytałam.
- Tak! Idź do KFC, i przynieś mi kubełek, błagam! - krzyknął.
- Hehe, jak ja cię dobrze znam braciszku... Dobra, lecę, Ramallo już na mnie czeka, na razie! - zawołałam zbiegając po schodach. I nie myliłam się. Lisandro już siedział w samochodzie i czekał tylko aż ja przyjdę. Przywitałam się z nim i po piętnastu minutach byłam już gmachem szkoły.
Wzięłam głęboki wdech i weszłam do budynku. Skierowałam swoje kroki do audytorium, gdyż tam miało się odbyć uroczyste otwarcie tego roku szkolnego. Weszłam do sali. Było już sporo osób. Wszyscy patrzyli na mnie. Słyszałam szepty. Wiedziałam, że będzie ciężko, ale że aż tak? Nie, może mówią po prostu o mojej sukience? Nie... To bez sensu. Nagle podeszły do mnie Agnes i Carla.
- Tini, jak miło cię znów widzieć... - powiedziała Agnes z sarkazmem.
- Nie mam zamiaru z wami rozmawiać. - powiedziałam i odeszłam. Pomimo tego wiedziałam, że to nie koniec.
Nagle do sali weszła dyrektorka.
- Witam was moi mili uczniowie w nowym roku szkolnym. Będzie to ciężki rok. Dla niektórych już ostatni. W tym roku, chcieliśmy zwiększyć godziny jednej konkretnej lekcji. Długo na ten temat rozmawialiśmy i stwierdziliśmy, że tą lekcją będzie... muzyka! Której u nas w szkole nie było, jednak od dziś się pojawi. Będziecie mieli dwie godziny w tygodniu. Odbędzie się dużo koncertów i konkursów. Zaczynamy już od jutra. Zamiast normalnych lekcji odbędzie się konkurs talentów. Każdy chętny może się zapisać dzisiaj w sekretariacie. Myślę, że to by było na tyle. A więc, uroczyście otwieram nowy rok szkolny! - wszyscy zaczęli klaskać.
Wyszłam ze szkoły. Długo myślałam nad tym czy wziąć udział w tym konkursie. Nim się spostrzegłam byłam już w Starbucksie. Zajęłam stolik i zamówiłam Frapuccino. Wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Alby, Cande, Mechi i Lodo. Bardzo zależało mi na tym, żeby z kimś teraz porozmawiać. Jak to dobrze, że istnieje opcja wieloosobowej rozmowy. Już po chwili odebrały.
- Halo? - powiedziałam.
- Tini! - krzyknęła Lodo.
- Jak miło cię słyszeć! - powiedziała Alba.
- Słyszałyśmy o akcji w kawiarence! - mówiła podekscytowana Candelaria.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszymy, że jesteście razem! - oznajmiła Mechi.
- Co? My nie jesteśmy razem. - powiedziałam zdziwiona.
- Ale jak to?! - wrzasnęła Alba.
- No tak to... Ja... skłamałam i powiedziałam, że nic nie poczułam podczas naszego pocałunku... - powiedziałam lekko smutna.
- Że co?! - wrzasnęła cała czwórka.
- Dziewczyny, uszanujcie moją decyzję. Tęsknię za nim, do tego w szkole wszyscy mnie obgadują i jeszcze jest jakiś głupi konkurs talentów... - mówiłam.
- Dobra, ona ma rację dziewczyny. - powiedziała Mercedes.
- Ale serio, zgłoś się do tego konkursu! - mówiły wszystkie. Rozmawiałyśmy jeszcze jakąś godzinę. I w końcu przekonały mnie, żeby spróbować. I to postanowiłam zrobić. Skierowałam się z powrotem w stronę szkoły. Wpisałam się do kategorii wokalu. Wracając do domu kupiłam kubełek Francisco. Myślałam nad listem, który zostawił mi Jorge.
Kiedy już byłam w domu zastałam tylko Olgę, Ramallo i Fran. Kiedy zobaczył kubełek od razu mi go wyrwał i pobiegł na górę.
- On się nigdy nie nauczy... - powiedziała Olga.
- Olguś, a gdzie tata? - zapytałam.
- No właśnie, bo widzisz... Twój tata wyjechał na 4 miesiące z panienką Jade. Gdyby nie ona byłby tam tylko dwa, ale znasz ją... - powiedziała.
Zrozumiałam i poszłam do swojego pokoju. Tata często wyjeżdżał, więc zdążyłam się do tego przyzwyczaić. Resztę dnia spędziłam na ćwiczeniu piosenki (wybrałam "Naszą Drogę") i pisaniu w pamiętniku...

***

Dzisiejszy poranek był taki sam jak wczorajszy. Długo biegałam, zjadłam śniadanie...
Dzisiaj jest konkurs talentów. Bardzo się stresuję, nawet nie wiem czemu. Postanowiłam, że to idealna okazja na założenie sukienki od Jorge. Tak też zrobiłam. Ułożyłam włosy, zrobiłam makijaż, pomalowałam paznokcie i ubrałam sukienkę. Chwilę później byłam już pod szkołą. Udałam się czym prędzej do sali, w której odbywał się konkurs, nie zwracając uwagi  na docinki ze strony innych. Ale to tak bardzo bolało. Czemu miłość tak boli? Tak, może według mediów jestem dziewczyną Jorge, ale to nie prawda! Dlaczego los jest dla mnie aż tak okrutny? Ale, zastanawiam się, jak ciężko by mi było, gdybym nie poznała Jorge, w końcu on jest moim wsparciem (i ukochanym, ale to szczegół)... Kiedy doszłam do sali, wszystko akurat się zaczęło. Obserwowałam wszystkim z wielkim zainteresowaniem i cierpliwością. Muszę przyznać, że konkurencja była ogromna. Nagle wywołali moje nazwisko. Weszłam na scenę. Oczy wszystkim były skierowane na mnie. Rozbrzmiały pierwsze dźwięki piosenki. Zaczęłam śpiewać. Czułam się tak... cudownie! Wszyscy patrzyli na mnie z zachwytem. To było takie miłe uczucie.

Dochodziłam do refrenu. Nagle usłyszałam znajomy głos, który łączył się z moim. Odwróciłam się i zobaczyłam... Jorge'a! Byłam tak oszołomiona, przecież on wyjechał! Ale skoro tak, to skąd wziął się tutaj? Nie ważne. Był tutaj, to się w tym momencie liczyło. Piosenka dobiegła końca. Patrzyliśmy sobie w oczy. Czułam się jak wybranka losu. Spojrzeliśmy na widownię, która aż gwizdała, ale pomimo tego, wszyscy byli zaszokowani zaistniałą sytuacją.


♥♥♥♥♥♥

Hola!
Kochani, długi rozdział :) 
I jest szybko!
Nawet nie wiem jak mam Wam dziękować :*
Daliście mi takiego powera komentarzami :) 
Wczoraj blog był wyświetlony 320 razy! 
GRACIAS!
Zapraszam na twittera :) 
No, to na tyle :) 
Dziękuję raz jeszcze!
Mrs.Blanco







środa, 20 sierpnia 2014

Profil na twitterze ♥

Hola!
Tak na szybko pisane ;) 
Chciałam Was powiadomić, ż
e profil na twitterze jest już założony :) 
Pierwsze tweety już za mną ♥
 Mam nadzieję, że zaobserwujecie i 
będzie mnie śledzić, aby być na bieżąco :*** 
Besos! 
Mrs.Blanco


wtorek, 19 sierpnia 2014

Rozdział 20/ To ten przez którego płakałaś dwa tygodnie?


Rozdział dedykuję Martinie Blanco :*
Miłej lekturki ^^

♥♥♥

Martina

Stałam w bezruchu. Jedynie moje usta były lekko otwarte. Nerwowo przełykałam ślinę. Uszczypnęłam się - nie, to nie sen... Nie mogłam nic zrobić. Tylko słuchałam. Sama nie wiedziałam, czy wykonywać jakikolwiek ruch, to był szok. Po moim policzku spłynęła jedna, słona łza. Zaczęłam iść w JEGO kierunku. Śpiewał te samą piosenkę, którą mi prezentował. Nie widział mnie.
- Te piosenkę, dedykuję dziewczynie, która wywróciła moje życie do góry nogami. Nie widzę jej tutaj, ale pomimo tego wiem, że jest najwspanialszą osobą na świecie. - powiedział po chwili. Zaczął śpiewać TEN utwór. Ten, który trzymał mnie przy życiu, kiedy podzieliły nas kilometry.     I nie wytrzymałam. Zapomniałam o pocałunku. Świat się zatrzymał. Był tylko on i ja. Wydawało mi się, że nikogo poza nami nie ma, pomimo tego, że jeszcze mnie nie zauważył. Kroczyłam coraz to pewniejszym krokiem. Stałam lekko za publicznością. Patrzyłam na niego. Widziałam w jego oczach pasję, ale także smutek. I wtedy to się stało. Nasze spojrzenia się spotkały. Uśmiechnęłam się lekko. Moje oczy wypełniły się wzruszeniem. Kiedy mnie zobaczył, jego wokal stał się zupełnie inny. Śpiewał tak jak w Buenos Aires. Z taką radością. Patrzyliśmy sobie w oczy. Ja szłam w jego kierunku. On zszedł ze sceny i uczynił to samo. Byliśmy ze sobą twarzą w twarz. Nasze dłonie splotły się razem. Właśnie śpiewał refren. Pociągnął mnie na scenę i podał mikrofon. Śpiewaliśmy obydwoje z taką radością. Pomimo tego, że widziałam go dwa tygodnie temu, stęskniłam się za nim niewiarygodnie. 
- Chcę patrzeć na ciebie
chcę śnić o tobie,
chcę przeżyć z tobą każdą chwilę.
Chcę cię przytulić,
chcę pocałować,
chcę ciebie mieć blisko siebie...
Jesteś tym czego potrzebuje,
Przecież tym co czuję jest
Miłość... - zaśpiewaliśmy ostatni refren. To było magiczne. Przytuliłam się do niego. Znowu poczułam to ciepło i bezpieczeństwo. Podniosłam głowę do góry i zobaczyłam jego szmaragdowe oczy. Wytarł mi łzy.
- Już dobrze Tini. Jestem tutaj, teraz wszystko będzie tak jak dawniej... - przytulił mnie jeszcze mocniej. Po chwili uświadomiliśmy sobie, że ludzie nadal na nas patrzą. Pożegnał się z publicznością i pomógł mi zejść ze sceny. Kiedy już byliśmy za kulisami rzuciłam mu się na szyję. On przytulił mnie jeszcze mocniej. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz.
- Ale potem znowu będziemy musieli się pożegnać, bo będziesz wracał do Buenos Aires...
- Nie myśl o tym teraz, Tini. Żyjmy chwilą. - powiedział i przytulił.
- My... My musimy porozmawiać. - zaczęłam po chwili dosyć poważnym tonem.
- Tak, wiem... - usiedliśmy przy jednym ze stolików. Wiedziałam, że Alba obserwuje całą sytuację z daleka. Jednak teraz najważniejszą dla mnie rzeczą, była szczera rozmowa z Jorge.
- No więc... - próbowałam zacząć.
- Zdaję sobie sprawę, że chodzi ci, o... o nasz pocałunek na lotnisku. - powiedział delikatnie, nie chcąc dopuścić do sprzeczki.
- Bałam się do ciebie zadzwonić albo napisać, ponieważ nie wiedziałabym co ci powiedzieć... - kontynuowałam.
- Rozumiem cię. Miałem tak samo... - tym mnie zaszokował... - Martina, przepraszam, ale... ale ja muszę o to zapytać. Zbyt wiele znaczy dla mnie nasza znajomość, to wszystko zbyt wiele dla mnie znaczy. Chcę wiedzieć, czy... Czy ten pocałunek coś dla ciebie znaczył? Poczułaś coś? - zamarłam. Pomimo tego, że przygotowywałam się na to pytanie od dawna, wiedziałam co chcę mu powiedzieć, teraz w gardle stanęła mi kula. Zapomniałam o wszystkim. W jego oczach widać było, że przeszedł to samo co ja... Ale... Ale przecież jemu ktoś się podoba! Przypomniałam sobie teraz jego rozmowę z Ruggiem.  Więc... Co ja mam odpowiedzieć? "Tak, podobasz mi się już długi czas i pocałunek był magiczny, nie zostawisz mnie już, prawda?"... No właśnie ... To był okropny dylemat. Jednak on nie odwzajemnia moich uczuć. Nie chce, żeby to wpłynęło na nasze relacje...
- J-ja... - patrzył na mnie spokojnym wzrokiem, ale nie uśmiechał się. Był zestresowany.
- Spokojnie. Jeżeli nie jesteś jeszcze gotowa na odpowiedź, to powiedz. - jego kąciki ust lekko uniosły się do góry.
- Ale Jorge. Ja chcę to powiedzieć teraz. Ja... ja nic nie poczułam, poza tym, że powinniśmy o tym zapomnieć i pozostać przyjaciółmi. A-a ty coś poczułeś? - milczał. Czy powiedziałam coś nie tak?
- Nie. Ja też... twierdzę tak samo. Zapomnijmy. - uśmiechnęliśmy się do siebie szeroko.
- Przyjaciele? - zapytałam.
- Przyjaciele. - odpowiedział uśmiechnięty. Cieszę się, że wszystko wróciło do normy. Możemy się przy sobie zachowywać normalnie.
- A więc, co cię sprowadza do Madrytu? - zapytałam po chwili.
- Chciałem przylecieć do ciebie. Poza tym, akurat, co trochę mnie dziwi, zaproszono mnie na otwarcie tej kawiarenki. Nie sądziłem, że przyjdziesz. A poza tym... Już jutro rano wylatuję. Dlatego bałem się, że odwiedzę Madryt i cię nie zobaczę. Ale jednak stało się inaczej. I jesteś tutaj! - uśmiechnął się szeroko.


Jorge

Rozmawiamy już tyle czasu, ale jeszcze nie zabrakło nam tematów do rozmowy. Pocałunek... Wiedziałem, że powie nie, więc nie mogłem powiedzieć, że ja coś poczułem. Przez te dwa tygodnie odłożyłem karierę na boczny tor. Musiałem się pozbierać po wyjeździe Martiny - najcudowniejszej dziewczyny jaką znam. Ale dałem radę. I powróciłem. Mam tyle ofert. Nagranie nowej płyty, teledysku, wywiady, programy. Ale dam radę. Bo wiem, że ona będzie przy mnie. Daje mi siłę.
- Jorge, jesteś tam? - usłyszałem ten aksamitny głos.
- C-co? Tak, tak, yhm... - próbowałem się ocknąć - słuchaj Tini, chciałbym ci kogoś przedstawić. - oznajmiłem. Ona lekko przekręciła głową i obdarzyła mnie wzrokiem "o co chodzi?". Skierowaliśmy się w stronę sceny.
- Tini, poznaj moich przyjaciół z zespołu. - powiedziałem a ona tylko się uśmiechnęła i wystawiła rękę.
- Martina, dla przyjaciół Tini. Miło mi was poznać. - powiedziała.
- Cześć, jestem Facu, a to Rugg, Nico i Samuel. - przedstawili się każdy po kolei. Od razu było widać, że Martina im się spodobała. Nagle usłyszeliśmy, że ktoś nas woła. Okazało się, że wszyscy chcieli, aby mój zespół zagrał jeszcze. Spojrzałem pytająco na Tini. Chcieliśmy ten czas spędzić razem.
- Leć. Pokaż im, na co cię stać. - dała mi buziaka w policzek i puściła moją rękę. Dałem znać chłopakom, że idziemy. Ustawiliśmy się przy mikrofonach. Wszyscy zajęli miejsca siedzące. Jednak najlepszy widok miała moja przyjaciółka. Siedziała na samym środku. Uśmiechnąłem się do niej, a ona wysłała mi buziaka. Poczułem takie ciepło na sercu. Odwróciłem się do chłopaków, gdyż chciałem dać im znać że możemy zaczynać. A oni? Śmiali się pod nosem.
- Co, zazdrośni? - zapytałem z szyderczym uśmieszkiem.
Odwróciłem się z powrotem i zaczęliśmy grać. Złapałem kontakt wzrokowy z Tini. Śpiewałem dla niej. Ona śmiała się, często odwracała wzrok. A mnie to cieszyło. Wymyśliłem ciekawą rzecz, która sprawi, że moja ukochana będzie jeszcze szczęśliwsza. W piosence, którą śpiewaliśmy, czyli "Kiedy idę" był wers, gdzie ja odbieram telefon i mówię "kochanie". Postanowiłem, że akurat w tym momencie zadzwonię do niej i kiedy ona odbierze, ja akurat to powiem. Zrobiłem to o czym pomyślałem. I wszystko się udało. Ona zaczęła się śmiać. Kiedy piosenka dobiegła końca wyciągnąłem dłoń do Tinity. Ona tylko pokiwała przecząco głową, ale to i tak nic nie dało, bo ja podszedłem do niej, chwyciłem ją za rękę i zaprowadziłem na scenę.
- A teraz przed państwem, piękna i utalentowana, Martina Stoessel we własnej piosence, "W moim świecie"! - zapowiedziałem, a ona tylko spojrzała na mnie wzrokiem ~już nie żyjesz~.
Zagraliśmy pierwsze nuty utworu i Tini zaczęła śpiewać. Na początku lekko zestresowana, ale potem tak się rozkręciła, że wszyscy klaskali w rytm jej kompozycji. Kiedy skończyła została obdarzona ogromnymi brawami. Podszedłem do niej i ją przytuliłem. Nagle zaczęli krzyczeć, że chcą coś jeszcze. Oznajmiłem im, że na razie nie ma więcej piosenek.
- Tak właściwie, to ostatnio napisałam nową... - powiedziała do mnie.
- To wspaniale, ale nie znamy nut, nie podegramy ci. - odpowiedziałem z lekkim smutkiem. Wtedy ona zbiegła ze sceny, ale już po chwili powróciła z partyturami. Lekko zapoznaliśmy się z tym i już po chwili byliśmy gotowi. Martina zaczęła śpiewać.
- Nie wiem czy to dobrze, nie wiem, czy to źle.
Nie wiem czy powiedzieć, nie wiem czy milczeć.
Czym jest to co czuję wewnątrz mnie,
Dziś pytam siebie, czy to jest miłość.
Tymczasem coś o tobie mówi mi.
Tymczasem coś urosło we mnie.
Znalazłam odpowiedź
na moją samotność.
Teraz wiem, że żyć to marzyć.
Teraz wiem, że ta ziemia jest niebem,
Kocham cię, kocham cię.
Że w twoich ramionach
Już się nie boję.
Kocham cię, kocham cię.
Że już tęsknię za twoimi oczami,
wierzę ci, wierzę ci. - skończyła i my także. Ta piosenka jest piękna. Poczułem, jak robi mi się ciepło na sercu, kiedy śpiewała każdy wers. To było coś magicznego. Jednak publiczność nadal nie miała dosyć. I tak wyszło, że Tini śpiewała jeszcze z nami różne piosenki. Kiedy wreszcie po dwóch godzinach zeszliśmy ze sceny, okazało się, że jest już bardzo późno i zamykają.
- Jorge, dziękuję ci za to popołudnie. Przeżyłam coś wspaniałego. - powiedziała.
- Nie, to ja dziękuję tobie. - przytuliłem ją - odprowadzę cię. - zaproponowałem.
Ona zgodziła się. Szliśmy rozmawiając, jednak wcześniej byliśmy jeszcze na lotnisku pożeganć Albę. Tini uroniła kilka łez, jednak szybko je ścierała, mając nadzieję, że tego nie zauważę. Jednak chyba jej nie wyszło, bo sam jej te łzy wycierałem.
Nim się obejrzeliśmy byliśmy już u naszego celu.
- Jorge, musisz wyjeżdżać? - zapytała.
- Niestety. Też tego nie chcę. - powiedziałem z grymasem na twarzy.
- Wejdziesz? - zaproponowała.
- Nie, nie chcę ci robić problemów. Wiem jaki jest twój tata.
- I dlatego najwyższa pora, aby się zmienił. - pociągnęła mnie za rękę. Po chwili byłem już w domu Martiny. Wszystko było tu takie idealne, dokładnie tak jak ona.
- Jestem! - krzyknęła na cały dom.
- Oh, Tinitko, kochanie, w samą porę. Zaraz będę podawać kolację. - moim oczom ukazała kobieta około pięćdziesiątki. Pomyślałem, że to zapewne ich gosposia.
- Oj kochanie, czemu nie mówiłaś, że mam naszykować dodatkowe nakrycie? - zapytała spoglądając na mnie.
- Spokojnie, ja...
- Jorge zostanie u nas dzisiaj na kolacji. - dokończyła za mnie Martina.
- Dobrze... - powiedziałem udając skrępowanie, jednak w środku aż skakałem z radości.
- Olgo, po co szykować dodatkowe nakrycie? - z pomieszczenia (zapewne gabinetu) wyłonił się wysoki mężczyzna. Czyli to jest ojciec Tini.
- Bo mamy gościa tato... Ah, jesteś zbyt zapracowany. - zaśmiała się. I wtedy pan Stoessel zauważył mnie.
- Tato, to jest Jorge. Mój przyjaciel. Poznaliśmy się w Argentynie. - przedstawiła mnie. Mężczyzna zmierzył mnie wzrokiem i podał rękę. Przywitaliśmy się. Po chwili ciszy to on się odezwał.
- To ten, przez którego tak płakałaś dwa tygodnie? - zapytał. Spojrzałem na nią zdziwiony.
- Tato! - krzyknęła - słuchaj, my pójdziemy do mojego pokoju, jak kolacja będzie gotowa to nas zawołajcie. Chwyciła moją dłoń i zaprowadziła do swojego królestwa. Usiadła na łóżku i na początku uroniła jedną łzę. A potem kolejną, i kolejną... Podszedłem do niej. Chwyciłem za podbródek i uniosłem jej delikatną twarzyczkę tak, abym mógł patrzeć w jej cudowne morze czekolady.
- Nie płacz. Nie warto. - pocieszałem ją.
- Tak jest zawsze. Mój ojciec nawet nie stara się mnie zrozumieć. Mało rozmawiamy. Gdyby nie ty, to już dawno by mnie tu nie było. Byłabym w jakimś szpitalu psychiatrycznym.
- Przestań tak mówić. Jesteś silną dziewczyną. - przytuliłem ją, a ona się we mnie wtuliła.
Po chwili ktoś wszedł do pokoju. Był to starszy mężczyzna w karmelowym garniturze, nażelowanych włosach i małych okularach.
- Kolacja jest już na stole... - kiedy zauważył nasz uścisk dokończył zmieszany - przepraszam, że przeszkodziłem...
- W niczym nie przeszkodziłeś Ramallo. A no właśnie, wy się jeszcze nie znacie. To jest Jorge, mój przyjaciel. - powiedziała w kierunku mężczyzny - Jorge, to jest Ramallo. Prawa  ręka mojego ojca.
Przywitaliśmy się ze sobą. Po twarzy od razu było widać, że z tym człowiekiem nie będę miał problemów.


Martina

Tak strasznie mi wstyd za mojego ojca... Jakby nie mógł chociaż raz zachować się normalnie! Gdyby nie Jorge, to nie wiem... On jest moim największym wsparciem. Tak bardzo, bardzo mi na nim zależy... Dlatego zaprosiłam go dzisiaj  do nas na kolację. 
Kiedy zeszliśmy z Jorge na dół (tam znajduje się u nas kuchnia i jadalnia) podbiegła do nas Olga.
- Jejku, jejku, jejku! Dopiero teraz zauważyłam, że to ty jesteś ten Jorge z telewizji! - zaczęła piszczeć. To prawda. Olgita uwielbia seriale.
- Tiniś, ty to masz szczęście! Ale sobie znalazłaś chłopaczka! - wiedziałam, że ktoś to powie!
- Olguś, ale to nie mój chłopak. To tylko przyjaciel. - powiedziałam.
- No dobra, dobra... Tylko to samo powiedzcie panience Jade. Mogę autograf? - panienka Jade? o co chodzi? W czasie kiedy nad tym myślałam, Olga brała dziesiątki autografów i zdjęć z Jorge.
- Olga, już koniec bo go zamęczysz! - zaśmiałam się. Gosposia odeszła zrezygnowana od nas. A ja już zapomniałam o całej sprawie z panienką Jade. Podeszliśmy do stołu. Wszyscy już tam siedzieli i czekali na posiłek. Jorge jak prawdziwy dżentelmen odsunął mi krzesło, a następnie usiadł koło mnie. Kolację spożywaliśmy w ciszy. Co jakiś czas tylko lekko uśmiechałam się do mojego przyjaciela. 
- Jaka z was śliczna para... - rozmarzyła się Olga.
- Ale to tylko przyjaciele Olgo, prawda Tini? Prawda Jorge? Prawda. - powiedział mój ojciec na jednym wydechu. Czułam, że za chwilę będą kłopoty... 


☺☺☺

Hola!
Przepraszam za tak długą nieobecność, 
ale nie mam teraz za bardzo czasu na pisanie i rozdział także
miał być dłuższy, ale nie chciałam, żebyście tyle czekali.


No więc, WAŻNE! 
Zniknęła zakładka "Bohaterowie",
gdyż muszę ją zaktualizować. 
I jest zakładka "Zapytaj Bohatera"!
Czekam na pytania :* 
Już niedługo na blogu znajdzie się
śliczny szablon pochodzący z Szablono-Sfery ;)
Wczoraj złożyłam zamówienie
i Ress oznajmiła, że zostało przyjęte :***
Buziaki! 
     Mrs.Blanco 



poniedziałek, 18 sierpnia 2014

♪ Post informacyjny ♪

 Hola!
Witam Was wszystkich w to jakże pochmurne (przynajmniej u mnie) południe. 
Postanowiłam ten wykorzystać w należyty sposób, czyli
zająć się trochę blogiem.
Rozdział już zaczęłam pisać tymczasem przychodzę do Was z czymś o wiele pilniejszym, a mianowicie postem informacyjnym.

martina stoessel animated GIF




                          1. Wygląd bloga.
Ta sprawa jest zdecydowanie najważniejsza. Jak wiecie blog ma już ponad pół roku, a wygląd jest... No zniechęcający moim zdaniem. Nie znam się dobrze na kodach HTML, dlatego mam do Was ogromną prośbę. Jeżeli ktokolwiek z Was, zna się na tym, to proszę, niech napisze mi w komentarzu, że mógłby się zająć moim blogiem pod względem technicznym... Będę Wam wszystkim naprawdę wdzięczna. Mnie samą już denerwuje ten brak kolorów. Może i jest opowiadanie, ale ważne jest także wrażenie optyczne.
Wchodzisz po raz pierwszy i widzisz "coś takiego", więc pewnie od razu wychodzisz. A ja tak nie chcę. Chcę patrzeć na niego i myśleć, że jest naprawdę niesamowity. :)


2. Portale społecznościowe.
Parę dni temu czytając komentarze od Was
(za co ogromnie Wam dziękuję ♥), natknęłam się na pewne pytanie dotyczące twittera. Zostałam zapytana, czy go posiadam i czy mogłabym informować tam o nowych postach. Więc sprawa wygląda następująco. Twittera porzuciłam dawno temu. Sama nie  wiem czemu. I jeżeli wyrażacie chęć na tego typu newslettera, poinformujcie mnie o tym w komentarzu. Ja założę nowe konto i będę pisała o rozdziałach ;) Sama już wcześniej analizowałam ten pomysł i stwierdziłam, że to świetna koncepcja. Mam nadzieję, że podzielicie ten entuzjazm. ;)



                              3. Obserwatorzy.
Obserwatorzy to kolejny temat, który chciałam poruszyć. Jakiś tydzień temu dodałam gadżet "Obserwatorzy". O co chodzi? Już tłumaczę. W sieci są miliony blogów. Żeby zawsze być na bieżąco z nowymi rozdziałami u poszczególnych bloggerów, wystarczy dodać się do obserwatorów. Wtedy będziecie otrzymywali powiadomienia na bieżąco. Poza tym, wydaje mi się, że to dodatek na bloga, który najbardziej motywuje, bo osoba, która pisze, widzi, że ma dla kogo to robić. Przynajmniej tak jest u mnie.
Dlatego proszę Was. Jeżeli macie konto na bloggerze, kliknijcie to jedno, małe pole i pokażcie, że jesteście. Że mam dla kogo pisać i nie robię tego tylko i wyłącznie dla siebie. Na razie obserwatorów jest sześciu. Mam nadzieję, że będzie Was więcej.





4. Komentarze.
Kolejna sprawa to komentarze. Cieszę się bardzo, że komentujecie, jednak byłabym jeszcze szczęśliwsza, gdyby było ich więcej.
Wiem, że Was na to stać kochani!
Pisanie rozdziału pochłania mi dużo czasu (kilka godzin). A napisanie komentarza, to kwestia maksymalnie pięciu minut. I to przy sporawej długości. Nie wymagam, żeby było to kilometrowe komcie. Oczywiście gdy takie się pojawiają, jestem uradowana (LilDevil :***).
Ale mi by wystarczyło, gdyby było to zwykłe 'fajny rozdział, czekam na next' od każdego. Anonimy, gdzie jesteście? Nie chcę stosować techniki 'szantażyk' xddd. A może spróbujemy, co? Nie, nie opłaca mi się teraz, gdyż rozdział już jest. Cóż, liczę na Was!




5. Wyświetlenia. 
Aww! Wybiło 6 tysiaków, niedługo będzie siedem. Dla mnie to naprawdę sporo, uwierzcie. 
Dziękuję Wam za to wszystko, bo to naprawdę dużo dla mnie znaczy, kiedy widzę 100 wejść dziennie, albo nawet więcej. 
Wtedy wiem, że ktoś czyta to coś, bo nie mogę tego nazwać blogiem xddd.
Pomimo tego, że bloga piszę ponad pół roku (ktoś pamiętał? ;p),
to jest dla mnie spora sumka. 
Dziękuję Wam za to, że ze mną wytrzymujecie i dajecie motywację
do dalszego pisania.
 Dziękuję także obserwatorom i wszystkim, 
którzy komentują. DZIĘKUJĘ!





To by było na tyle ;) 
Jak ktoś dotrwał do końca, to niech napisze w komentarzu
'Elo Elo 320' 
xd xd xd
 Ja to mam pomysły XD 
Uwaga, jeszcze jedno info!
Od 25-31 sierpnia mnie nie będzie!
Rozdział może się ukaże, jeżeli napiszę
go wcześniej!
Oczywiście w roku szkolnym rozdziały będą dosyć rzadko :c
Ale mam nadzieję, że mnie nie opuścicie :) 

Wasza na zawsze
Mrs.Blanco 









czwartek, 7 sierpnia 2014

Rozdział 19/ Co dwie dziewczyny, to nie jedna...

Tego posta dedykuję
LilDevil ♥
Dziękuję za wszystkie komentarze 
od Ciebie kochana ♪
Motywują ♫
A tymczasem zapraszam na rozdział ☺




♥♥♥

Martina

Nie wierzyłam własnym oczom. Mocno przytuliłam gościa. Tak bardzo się cieszyłam.
- Alba! To naprawdę ty? - powiedziałam.
- Aż tak bardzo się zmieniłam przez ten tydzień? - zapytała dziewczyna oglądając się z każdej strony. Po chwili obydwie wybuchłyśmy nieopanowanym śmiechem. Kiedy parę minut później się ogarnęłyśmy, zaprosiłam ją do salonu.
- Może coś do picia? Kawę, herbatę, sok, wodę? - skierowałam się w stronę kuchni.
- Szklankę soku, jeśli mogę. - oznajmiła. Wyjęłam karton soku pomarańczowego z lodówki, 
a następnie otwarłam paczkę moich ulubionych ciastek. Wzięłam jeszcze dwie szklanki i powędrowałam do salonu. Nalałam nam soku, otworzyłam ciasteczka i usadowiłam się wygodnie na sofie.
- Alba opowiadaj, co robisz w Madrycie? - zapytałam po chwili.
- Pochodzę z Hiszpanii. Kiedy skończyłam osiemnaście lat przeprowadziłam się do Argentyny, ponieważ otrzymałam tam propozycję pracy i stwierdziłam, że będę się tam w stanie lepiej rozwinąć niż w Madrycie. Wyjechałam stąd, jednak została tu moja rodzina i wspomnienia. Pomimo tego, że świetnie żyje mi się w Buenos Aires, co roku we wakacje wracam na tydzień do rodzinnego miasta. Spędzam trochę czasu z rodziną i spotykam się z dawnymi przyjaciółmi. Czasami, tak jak w tym roku, trafi się jakaś sesja. - zakończyła swój monolog.
- To świetnie! Cieszę się, że będziemy mogły spędzić trochę czasu razem. Niby minął tylko tydzień, ale ja i tak już za wami tęsknię. A zwłaszcza za...
- Jorge? - dokończyła za mnie.
- N-nie. Z-za... za... za naszymi odpałami! - wydukałam.
- Tia... jasne.
- Dobra Alba. Już daj spokój. Pogadamy o tym, ale... ale kiedy indziej. Mamy jeszcze kilka dni, więc ze spokojem na wszystko starczy nam czasu.
- Okej, okej. No więc, powiedz mi jedno. Co chcesz dzisiaj robić? - zapytała speszona brunetka.
- Może wybierzemy się na małe zwiedzanie? Już dawno nie spędzałam czasu w ten sposób. - zaproponowałam.
- Bardzo chętnie. Pokażesz mi co tu się pozmieniało. Jak wygląda teraz... A potem idziemy na lody. Ja stawiam! - powiedziała na jednym oddechu.
- Zobaczymy! - zaśmiałam się i chwyciłam Albę za rękę.
- Co ty robisz? - zapytała przez śmiech Hiszpanka.
- No jak to co. Idę ci pokazać mój pokój! A poza tym muszę się przebrać na to zwiedzanie.

Po chwili byłyśmy już w moim świecie. Moja przyjaciółka była zachwycona tym wszystkim.


Alba

Jejciu, Tini ma taki śliczny pokój! Najbardziej podoba mi się jej ściana z napisem
"All you need is love", czyli "Wszystko czego potrzebujesz to miłość". 
- To twoje motto? - zapytałam wskazując na kolorowe graffiti.
- Tak. Ale... u mnie się chyba nie sprawdza. Potrzebuję miłości, ale jakoś nie mogę jej znaleźć.
- A Jorge? - zapytałam.
- Ej, miałyśmy o tym nie gadać! - dostałam w ramię poduszką. 
- No dobra, dobra. Ale pamiętaj, że ten temat cię nie ominie! - oznajmiłam.
Po chwili obydwie byłyśmy gotowe. Wychodząc z domu Tinita wzięła aparat, okulary i zapięła naszyjnik.
- Czy to ten od... - zaczęłam, jednak nie udało mi się dokończyć.
- Tak. To ten prezent od Jorge. Noszę go wszędzie. Zawsze... Przypomina mi o nim. - powiedziała.
Nie chciałam już nic więcej mówić, bo znowu się zdenerwuje. Ale ja i tak w końcu wyciągnę od niej te informacje. Obiecałam to Lodo, Mechi i Cande. Tak bardzo zależy nam na tym, aby oni wreszcie byli razem. Oni są dla siebie stworzeni. Widać jak na siebie patrzą, jak się przy sobie zachowują, jak... jak uśmiechają się do siebie i jak cierpią gdy nie są razem. Trzeba im pomóc bo obydwoje wylądują w psychiatryku. Z przemyśleń wyrwał mnie nadjeżdżający autobus.
Wsiadłyśmy do pojazdu i po zakupie biletów zajęłyśmy dwa miejsca. Jechałyśmy do samego centrum, gdyż stamtąd miałyśmy ruszyć. Po parunastu minutach byłyśmy na miejscu.
- Jak ja tu dawno nie byłam... Ostatnio odwiedziłam to miejsce... Przed wyjazdem do Argentyny. 
- No to teraz mamy obydwie okazję zobaczyć coś ciekawego. - oznajmiłam, bo widziałam, że jest jej ciężko.
Po chwili napadł nas tłum paparazzi. Zadali mi parę pytań co tu robię, a ja oczywiście odpowiedziałam. Po chwili te natrętne flesze wróciły i napadły na Martinę. Ona ledwo co się wydostała.
- Alba, mam dość. Słuchaj, wiem, że miałyśmy zwiedzać, ale... idźmy na jakiś długi spacer i zobaczymy miasto z lotu ptaka.
- Dobrze, mi pasuje... ale... co oni od ciebie chcieli?
- Później ci powiem.

Szłyśmy oglądając cudowne widoki. Zrobiłyśmy sobie parę zdjęć. Będą świetną pamiątką.
Po paru godzinach miałyśmy już dosyć.
Poszłyśmy usiąść w jakiejś kawiarence. Wypiłyśmy pyszne koktajle owocowe i ruszyłyśmy na przystanek.
Po chwili byłyśmy już z powrotem u Tini.
- Jejku... jestem bardzo zmęczona. - powiedziałam po chwili.
- Ja także... Nie czuję nóg! - stwierdziła moja przyjaciółka.
- W takim razie mam propozycję. Spotkamy się jutro, a ja już pójdę. Jestem bardzo zmęczona.
- Dobrze. Nie musisz jeszcze iść. Możesz spać u mnie!
- Nie Tinita, nie chce ci robić problemów. A poza tym, rodzinka będzie się martwić.
Pożegnałyśmy się i wróciłam do domu...


Martina

Zaraz po wyjściu Alby rzuciłam się na kanapę. Zaczęłam płakać czyli robiłam to, co trzymałam w sobie cały dzień. Starałam się nie pokazywać Albie, że jest mi źle, bo widziałam, że ona cieszy się z tego że mnie widzi. Zresztą ja też. Ale... Tak bardzo tęsknie z Jorge. Chciałabym go teraz przytulić, porozmawiać z nim, zaśpiewać... No właśnie. Zaśpiewać. Spojrzałam na fortepian. Stał tam zawsze, ale ja nigdy nie zwracałam na niego uwagi. Postanowiłam to zmienić. Zasiadłam do instrumentu. Poczułam to ciepło. Tak. Czułam jak ktoś dotyka moich dłoni. Odwróciłam się i zobaczyłam Jorge. Już chciałam go przytulić, kiedy zrozumiałam, że... że to tylko zwidy. Jego wcale tam nie było. Wróciły tylko wspomnienia... Po raz kolejny musnęłam klawisze. Zaczęłam wygrywać jakąś melodię. Nie znałam jej. Minęła chwila, a ja już miałam prawie całą piosenkę. 
Czym prędzej zapisałam nuty. Wszystko połączyłam w jedność. Wyszło coś cudownego. Niestety nie miałam pomysłu na tekst, dlatego zostawiłam to na inny dzień. Udałam się na górę. Skierowałam się do łazienki. Wzięłam gorącą kąpiel i umyłam włosy moim ulubionym szamponem z orzechów makadamia. Ubrałam się w pidżamę i położyłam się na moim łóżku. Długo rozmyślałam, jednak po chwili zasnęłam...


- Nie! - obudziłam się w środku nocy. Dlaczego on mi się ciągle śni? Dlaczego? I czemu... Czemu zawsze w takich sytuacjach?! Ratujcie mnie ludzie, bo za chwilę zwariuję.



Rano wstałam w niezbyt dobrym humorze. Byłam cała mokra od potu i łez. Resztę nocy non stop sen się powtarzał. Wyglądałam strasznie. Moje oczy były całe czerwone. Jednak postanowiłam, że spotkam się z Albą. Długo wybierałam zestaw. Postawiłam na luźną sukienkę, ze względu na to, że dzisiaj chcę iść z nią do jakiejś kawiarni i wszystko opowiedzieć. Nie chcę już tego dłużej ukrywać, bo to moja przyjaciółka i nie zamierzam mieć przed nią tajemnic. Nie chcę, aby coś się miedzy nami zepsuło. Dzięki niej i reszcie dziewczyn i oczywiście Jorge, odzyskałam nadzieję na lepsze jutro. Teraz wiem, że codziennie przechodzę kolejne poziomy gry. Niedawno zaczęłam nową grę. Postanowiłam zapomnieć i jakby narodzić się na nowo. Otworzyć na ludzi i starać się pokochać. Chcę być szczęśliwa i wiem, że z nimi będę. Gdy byłam mała stawałam na łóżku jak na scenie i śpiewałam na cały głos, wyobrażając sobie że śpiewam dla tysięcy fanów. Dzięki nim takie marzenia mogą się spełnić. Wbrew pozorom, to najlepszy ludzie jakich kiedykolwiek spotkałam. Kocham ich. Są dla mnie jak rodzina. I nic ani nikt tego nie zmieni. Bo... bo razem możemy więcej.

Nagle usłyszałam dźwięk przekręcania zamka w drzwiach.
- Martina! - usłyszałam znajomy głos z dołu.
- Tato! - krzyknęłam i pobiegłam na dół i już miałam go przytulić, jednak on zatrzymał mnie swoją dłonią - o co chodzi?
- O to. - wyjął zza siebie gazetę, w której na pierwszej stronie widniał nagłówek "Czyżby Jorge Blanco się zakochał?" wraz ze sklejką naszych zdjęć wraz z pocałunkiem - co to ma być? - kontynuował. Moje oczy momentalnie się zaszkliły. Wspomnienia powróciły. Ten ból i smutek. Zrozumiałam, że całe moje szczęście zostało w Argentynie. To, czego szukałam przez całe życie. Nigdzie nie zyskałam tego co w Buenos Aires.
- Zadałem pytanie! - mówiłam z coraz większym zdenerwowaniem. Postanowiłam, że nie będę już tłumić uczuć i powiem to co czuję.
- Szczęście. Szczęście, rozumiesz? To jest wszystko czego potrzebowałam. Znalazłam tam coś, czego nie byłam w stanie otrzymać tutaj. Znalazłam przyjaźń, zaufanie, zrozumienie, tolerancję. Czyli wszystko czego mi było trzeba. Rozumiesz? Nigdy nie starałaś się mnie zrozumieć. Zawsze wyzywałeś. Zawsze kontrolowałeś. A tam? Tam mogłam zrzucić z siebie ciężar i być sobą a nie udawać kogo innego. I już postanowiłam. Zaraz po tym kiedy skończę 18 lat, przeprowadzam się. 
- Martina, ja... - zaczął coś mówić, ale ja nie chciałam go słuchać. Czyżby mojego ojca naszły wyrzuty sumienia po 17 latach?
- Nie martw się. Mam przyjaciół, którzy mi pomogą. Na pewno w Buenos Aires znajdziemy mi jakieś mieszkanko. A teraz przepraszam, ale umówiłam się z przyjaciółką. - oznajmiłam.
- Przepraszam... - usłyszałam ciche słowo wydobyte z ust rodzica. Odwróciłam się w jego stronę.
- Mogę ci wybaczyć, ale nigdy nie zapomnę... A poza tym, teraz to już nic nie zmieni. Zawsze musiałam radzić sobie sama. Zawsze tak było, tak jest i tak będzie. Ty się nigdy nie zmienisz. Przykro mi, ale tego się już chyba nie da naprawić... - zakończyłam. Zaraz po wyjściu z domu moje oczy się zaszkliły. Miałam dosyć. Nie obchodziło mnie już nic. Szłam uliczkami Madrytu myśląc już tylko o plusach dzisiejszego dnia. Nie sądziłam, że takie istnieją... No tak. Teraz czeka mnie jeszcze rozmowa z Albą. Nie wiem czy dam radę... Ale muszę. Nim się spostrzegłam byłam już pod domem rodziny Rico - Navarro. Zadzwoniłam dzwonkiem. Już po chwili otworzyła mi uśmiechnięta przyjaciółka.
- Cześć! - przywitała się ze mną.
- Hej...
- Co się stało? Masz całe oczy czerwone. - jeszcze to widać?
- Nic... Tylko trochę pokłóciłam się z tatą.
- To mam pomysł. Pójdziemy do galerii, a potem do jakiejś kawiarenki i pogadamy. - ten pomysł od razu przypadł mi do gustu. Trochę się odprężę i kupię coś ładnego na otwarcie tej kawiarenki.


***
Chodziłyśmy po sklepach dosyć długo. Moja towarzyszka znacznie poprawiła mi humor. Ciągle się śmiałyśmy. Pomogła mi wybrać śliczny zestaw. Koralowa sukienka i buty, a do tego urocza marynarka i kopertówka. Dokupiłyśmy jeszcze pasującą kokardkę do włosów. Wszystko pięknie się komponowało. Po kilku godzinach shopingu miałyśmy dość. Bolały nas nogi i brzuchy od śmiechu.
Ruszyłyśmy do małego Cafe.
Zamówiłyśmy po kawie mrożonej. Kiedy otrzymałyśmy już nasze zamówienie, postanowiłam że pora na rozmowę.
- Alba... Słuchaj. Nie chcę mieć przed tobą tajemnic, dlatego pytaj o co chcesz. Muszę z kimś pogadać na temat Jorge...
- Okej. Postaram się zadawać delikatne pytania.
- Dziękuję. - powiedziałam.
- Przepraszam, ale muszę o to zapytać... JAK CAŁUJE JORGE?
- Alba!
- Przepraszam, nie odpowiadaj. Zapytam inaczej... Poczułaś coś? - wiedziałam, że takie pytanie padnie. Byłam, jestem i będę na nie przygotowana.
- J-ja... tak. To było coś magicznego... Ale czemu o to pytasz, skoro i tak doskonale wiesz, że on mi się podoba...
- Wiem, ale... przepraszam. Musiałam się o to zapytać. Musisz do niego zadzwonić. Teraz. W tym momencie i powiedzieć mu co czujesz! - zaczęła mi dawać polecenia.
- Alba... Nie rozumiesz, że to nie jest takie proste?
- Jak nie jak tak. Kochasz go i to wystarczy.
- Dziewczyno, czy ty nie rozumiesz? Jak z nim o tym porozmawiam to mnie wyśmieje!
- Czyli co? Może jeszcze mi powiesz, że się nie cierpicie i nie tolerujecie, a to wszystko było tylko na pokaz?! Gdyby tak bardzo ci na nim zależało, zostałabyś w Argentynie na zawsze. - w tym momencie zalałam się łzami. Ona nie znała mojej sytuacji rodzinnej. Nikt nie znał jej dobrze, oprócz Jorge.
- P-przepraszam... nie chciałam tak bardzo tego wszystkiego wyolbrzymiać.
- Ale to zrobiłaś... jak mogłaś powiedzieć coś takiego? - płakałam. Wszystko znowu powracało.
- Przepraszam... Wybacz mi. Po prostu pragnę twojego szczęścia. - przytuliłam ją, bo wiedziałam, że nie chcę konfliktów, i sama być może przesadziłam.
- Już dobrze... Nic się nie stało. - odpowiedziałam i wytarłam zaszklone oczy chusteczką higieniczną.

***

Mijały dni. Przez ten czas ani razu nie miałam czasu na nudę. Przeżyłam świetne chwile z Albą. Pogodziłam się też z tatą...
Dzisiaj jest otwarcie kawiarenki. Idziemy na nie razem. Obydwie uwielbiamy takie klimaty. Czym prędzej zaczęłam się szykować. Alba miała przyjść już za dwie godziny. A ja dopiero wstałam. Popędziłam do łazienki. Umyłam włosy szamponem malinowym. Potem pokręciłam je lokówką. Zrobiłam lekki, ale piękny makijaż. Potem ubrałam nowo zakupiony zestaw. Wpięłam kokardę do włosów. Wrzuciłam do torebki najpotrzebniejsze rzeczy. Już miałam wychodzić, ale w ostatnim momencie założyłam naszyjnik od NIEGO i musnęłam usta malinową szminką. Tak jest. Dzisiaj postawiłam na kolor różowy. Po chwili pod domem była już Alba.
- Cześć kochana, ślicznie wyglądasz. - skomplementowała mnie na powitanie.
- Cześć, ty też niczego sobie. - zaśmiałyśmy się obie, po czym ruszyłyśmy w stronę kawiarenki.
Już po paru minutach byłyśmy na miejscu. Weszłyśmy do środka. Było tam trochę ludzi, ale kawiarenka była ogromna. Można było słyszeć świetną muzykę. Ktoś naprawdę ma talent. Usiadłyśmy na wysokich krzesłach przy barku. Zamówiłyśmy shaki truskawkowe z pianką. Rozmawiałyśmy popijąc nasze koktajle.
Jednak cały czas byłam myślami gdzie indziej. Słuchałam tej muzyki. Skądś znałam ten głos.
- Alba, zaraz wracam. - powiedziałam krótko przerywając nasze pogaduchy. Zeskoczyłam z krzesła. Za barkiem była scena. Szłam w stronę głosu. Skręciłam w prawo, skąd był idealny widok na scenę. Już wiedziałam, skąd znam ten głos, i do kogo on należy...


♥♥♥♥♥♥♥♥♥
Witam po tygodniowej przerwie ;* Przepraszam, że tyle to trwało, ale na początku miałam problem z napisaniem tego rozdziału. W ramach rekompensaty jest taki długi ;).  Na szczęście akcja teraz się rozwinie. Nie sądziliście, że to będzie Alba, co nie? Wiem, wiem, jestem nieprzewidywalna :D.
Ale do rzeczy - kto jest posiadaczem tego głosu?
Do następnego rozdziału :***
Mrs. Blanco ♪ 

Chat~!~