czwartek, 31 grudnia 2015

Rozdział 35/ A to dlatego, że Cię kocham.


Zanim przejdziecie do lektury.
Dziękuję wszystkim zaangażowanym w tworzenie rozdziałów,
dodawanie grafiki, cytatów, poddawanie pomysłów.
Dziękuję komentującym, bo to Wy dajecie mi kopa,
dzięki któremu wiem, że mam po co i dla kogo pisać.
Jest tak wiele, że nie jestem w stanie wszystkich wymienić.
Dlatego po prostu dziękuję, że jesteście.
Bardzo Was kocham!
Przeczytajcie też notkę na końcu, proszę, to tylko chwila ♥



♥♥♥


Martina

         Myślałam, że po locie balonem mogę się spodziewać wszystkiego. Jednak nie. Jak się okazało, Jorge i reszta mają dla mnie jakąś niespodziankę.

- Możesz już otworzyć oczy. – usłyszałam szept Blanco. Niepewnie podniosłam powieki.
- Sto lat Tini! – krzyknęli wszyscy. Zakryłam twarz dłońmi zszokowana. Mam najlepszych przyjaciół pod słońcem. Zorganizowali to wszystko, przyjechali z różnych końców świata, właśnie dla mnie. 
- Królewno, nie płacz. – szepnął mi ponownie do ucha Jorge. Uśmiechnęłam się lekko.
- Jorge wszystko zorganizował, my mu tylko pomagaliśmy. –oznajmił Francisco. Spojrzałam na szatyna i uśmiechnęłam się śmiejąc.
- Mówiłam Ci już, że jesteś idealny? – szepnęłam opierając swoje czoło o jego.
- Gorzko, gorzko! – zawołała Cande. Mój chłopak się zaśmiał po czym delikatnie musnął moje usta.
- Sto lat księżniczko. – powiedział cicho. Przytuliłam się do niego czule. 
- No i to się nazywają życzenia, a nie jakieś udawane słówka. – zakwitowała Mechi – ale teraz Tini siadaj, to dopiero początek niespodzianek.

         Usiadłam na kocyku i spojrzałam na moich przyjaciół, którzy zaczęli śpiewać i wykonywać układy. Śmiałam się i klaskałam im. Po chwili sami porwali mnie do tańca. Impreza rozpoczęła się. Moi rodzice niedługo później wrócili do domu. Zostaliśmy w zasadzie już tylko całą paczką.

- Muszę wam coś powiedzieć! – powiedziałam głośno do dziewczyn, próbując przebić się przez muzykę – umówiłam się z Jorge, dzisiaj wieczorem zabiera mnie na randkę, teraz tak na serio! – odparłam. Momentalnie wszystkie się zatrzymały i spojrzały na mnie.
- Żartujesz? – zapytały. Pokręciłam głową z uśmiechem. Momentalnie zaczęły piszczeć, mocno mnie przytulając – zrobimy Cię na bóstwo. Zakocha się w Tobie od nowa, zobaczysz. – obiecały.
- Kocham was, wiecie? – zaśmiałam się wtulając się w nie.

         Wszyscy bawili się w najlepsze. Po chwili ktoś puścił wolniejszy kawałek.

- Zatańczymy? – usłyszałam za sobą znajomy głos. Uśmiechnęłam się i odwróciłam.
- Oczywiście. – zaśmiałam się podchodząc do niego. Zaczęliśmy delikatnie kołysać się do muzyki.
- To jak, jakie teraz plany na życie? – zapytał mnie Pasquarelli.
- W zasadzie… to na razie żadne. – zachichotałam - chcę skończyć szkołę, iść na studia, założyć rodzinę, mieć dobrą pracę. – odparłam.
- Masz już kogoś na oku? – zapytał ponownie z lekkim uśmiechem.
- Nie ukrywam, że tak. – zarumieniłam się lekko. Nagle poczułam czyjeś dłonie na mojej talii.
- Odbijamy. – wyszeptał mi do ucha. Podziękowałam Ruggero za taniec i już po chwili znalazłam się w objęciach Jorge.
- To jak, gotowa na nasze wieczorne wyjście? – zapytał splatając nasze palce razem. 
- Mentalnie tak, ale muszę się jeszcze wyszykować. W końcu wiesz, chcę wyglądać tak, że zwali Cię z nóg. – oznajmiłam, na co on się zaśmiał.
- Uwierz, zawsze kiedy Cię widzę, ledwo trzymam się na nogach. Niezależnie czy w sukience, piżamie, z makijażem czy bez. Jesteś piękna. – powiedział mi wprost do ucha. Przez moje ciało przeszły przyjemne dreszcze. Wtuliłam się w jego klatkę piersiową.
- Chciałabym, żeby tak było zawsze. – westchnęłam – ale Ty na co dzień jesteś tak daleko… A ja tęsknię. – popatrzył na mnie i zastanowił się.
- Martina, a może… - zaczął poważnie spoglądając mi głęboko w oczy – może pojedziesz ze mną? – zaproponował. 
- Nawet nie wiesz jak bardzo bym chciała. – posmutniałam – ale mam tutaj szkołę, rodzinę…
- A gdybyś… musiała przeprowadzić się do Argentyny? – zapytał.
- O czym Ty mówisz? – zdziwiłam się.
- Disney zaczyna nową produkcję. We wakacje rozpoczną się castingi. Chodzi o serial „Violetta”. Idealnie byś się nadawała. – wytłumaczył podekscytowany.
- Ja i aktorstwo? Zwariowałeś. – zaśmiałam się.
- Mówię poważnie, proszę, rozważ to.
- Dobrze Jorge, pomyślę. – obiecałam, po czym wróciliśmy do tańca. Może ma rację… Może to dla mnie życiowa szansa i powinnam spróbować?


Jorge

         Impreza powoli dobiegała końca. Było około 17. To wszystko ze względu na randkę Tini i moją, o której w zasadzie dowiedzieli się chyba wszyscy, ale też dlatego, że później robimy ognisko.
         Kiedy tylko dziewczyny poszły do Martiny, zwołałem chłopaków.

- Sprawa jest taka. Mamy dwie godziny na przygotowanie randki marzeń dla Tini. I sam nie dam rady, musicie mi pomóc. Musi być wyjątkowo i romantycznie. Mam zamiar tego wieczoru powiedzieć jej, co czuję. I Jortini stanie się prawdziwą parą. – powiedziałem.
- Jasne Blanco, lecimy z tematem. Od czego zaczynamy? – zapytał Samu.
- Miejsce. Myślałem o jakimś wysokim wieżowcu. Żebyśmy mogli wejść na dach. I ja się tym zajmę. Oprócz tego potrzebuje catering, dużo świeczek, płatki róż i muzykę. – chłopaki od razu się podzielili. Każdy z nas wsiadł w samochód i pojechał załatwiać potrzebne rzeczy. Ja natomiast błądziłem po mieście, starając się dotrzeć do największego wieżowca w Madrycie. Mam nadzieję, że użyczą mi dachu. To będzie idealne miejsce na wyznanie miłosne. Później muszę jechać odebrać bransoletkę z grawerem, którą niedawno wybrałem i zamówiłem.

         Powoli dochodziła umówiona godzina.  Nie będę ukrywał, że się stresuję. Założyłem beżowe spodnie i granatową marynarkę, a pod to białą, dżinsową koszulę. Postawiłem włosy na żel użyłem jej ulubionych perfum.
         Ten wieczór musi być idealny. Nie wybaczę sobie, jeśli będzie inaczej. Martina zasługuje na szczęście. Mam nadzieję, że jestem w stanie jej je dać…


Martina

         
Od godziny siedzę z dziewczynami szykując się na ten wyjątkowy wieczór. Ból brzucha spowodowany stresem wykręca mnie od środka. 

- Tini nie denerwuj się. To tylko randka. – zachichotała Cande, która kręciła mi włosy lokówką. Siedziałam w moim puchatym szlafroku i zupełnie oddałam się dziewczynom, które obiecały zrobić mnie na bóstwo. 
- Tylko randka?! – zbulwersowała się Lodovica, która malowała mi paznokcie, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. 
- No właśnie Cande, to nie jest tylko randka. Podczas tej randki oficjalnie narodzi się Jortini. – dodała Mechi, która zajmowała się moim makijażem.
- Dałybyście się jej wypowiedzieć. – rzuciła Alba wyglądając z szafy.
- Dziękuję Albita. – westchnęłam – po prostu boję się, że coś nie pójdzie po mojej myśli… - wytłumaczyłam.
- Zrobię Ci melisy. – zaproponował Fran, który nagle znalazł się w moim pokoju. Zaśmiałam się.
- Wiecie co? Nigdy nie sądziłam, że w moim pokoju będą siedziały Lodovica Comello, Mercedes Lambre, Candelaria Molfese i Alba Rico szykując mnie na randkę z Jorge Blanco. – powiedziałam z uśmiechem – jestem najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. – odparłam.

         - Wyglądasz idealnie. – powiedziały wzruszone dziewczyny. To prawda… Nie przypuszczałam, że mogę tak wyglądać. Dojrzałam w sobie prawdziwą dojrzałą kobietę, zmierzającą ku miłości. Delikatne fale opadające na moje ramiona, wprawdzie troszeczkę dłuższe ze względu na doczepki, jednakże wyglądały naprawdę cudownie. Wspaniale komponowały się z czerwoną, asymetryczną sukienką i czarnymi szpilkami, a także biżuterią i makijażem.

- Gotowa? – zapytał Facundo, który akurat wszedł do mojego pokoju. Zdziwiłam się.
- Co ty tu robisz? – zapytałam. 
- No jak to co, a kto cię zawiezie do pana Blanco? – zaśmiał się – chodź, on już czeka. – spojrzałam na dziewczyny.
- Powodzenia. – szepnęły i puściły mi oczko. No, Tini, czas na wieczór życia.

         - Dziękuję. – powiedziałam i pocałowałam Facu w policzek, gdy dojechaliśmy na miejsce. 

- Miłego wieczoru. – dodał z uśmiechem i odjechał. Weszłam do ogromnego budynku, gdzie zaraz przy windzie przywitał mnie Ruggero.
- Ty też? – zaśmiałam się.
- Jak widać. – powiedział z lekkim uśmiechem – przyciskając klawisz, dzięki któremu drzwi od windy otworzyły się. Wsiadłam do niej, a zaraz za mną Pasquarelli.
- Co on znowu wykombinował? – zaśmiałam się.
- Zobaczysz. – powiedział chłopak – ślicznie wyglądasz. – dodał po chwili. 
- Dziękuję. – uśmiechnęłam się lekko. Już po chwili winda stanęła.
- Miłego wieczoru, Tini. – dodał szatyn.

         Niepewnie weszłam na dach ogromnego wieżowca. Już od progu wszędzie leżały pozapalane były świece i rozsypane płatki róż. Byłam tutaj sama. Podeszłam trochę bliżej krawędzi i spojrzałam na miasto. Spało. Było ciemno, widać było tylko światła w budynkach, a także słychać samochody.
         Poczułam jak ktoś przytula mnie od tyłu. Po perfumach doskonale wiedziałam, że tym kimś jest Jorge. Z uśmiechem zamknęłam oczy i położyłam swoje dłonie na jego. Staliśmy tak dłuższą chwilę, milcząc i delektując się chwilą.

- Dobry wieczór, panie Blanco. – szepnęłam.
- Dobry wieczór, pani Stoessel. Cudownie pani wygląda. – powiedział cicho. Przygryzłam delikatnie wargę i obróciłam się w jego stronę.
- Pan też niczego sobie, panie Blanco. – odparłam.
- Podobam się pani? – zapytał przeczesując włosy palcami. Czułam jak mocno bije mi serce.
- Ależ oczywiście. Zresztą jak zwykle, proszę pana. – zachichotałam słodko. Uśmiechnął się i czule pocałował mój policzek, zostawiając po nim przyjemne mrowienie na mojej skórze.

         - Nie patrz tak na mnie. – zaśmiałam się kończąc posiłek – krępuje mnie to. – dodałam rumieniąc się.

- Lubię na Ciebie patrzeć. – wytłumaczył – jesteś przepiękną dziewczyną, przez którą totalnie zwariowałem. – dodał, po czym lekko zaśmiał. Z głośników zaczęła lecieć nasza ulubiona wolna piosenka. Chłopak podszedł do mnie i wystawił dłoń.
- Zatańczymy? – spytał subtelnym głosem. Gorąc aż zżerał mnie od środka. Miłość do niego opanowała mnie całą. Nie sądziłam, że mogę tak zwariować na punkcie chłopaka. Splotłam nasze dłonie razem.
- Z Tobą zawsze. – szepnęłam. Wtuliłam się w jego ciało i delikatnie kołysałam. Wiatr muskał moje odkryte ramiona. Po raz pierwszy poczułam się jak księżniczka, jego księżniczka.

         Czule mnie pocałował, nadal kołysząc się do muzyki. Po chwili jednak odsunęłam się od niego. Spojrzał na mnie pytająco.

- Muszę Ci coś powiedzieć. – zaczęłam niepewnie.
- Tak? – zapytał podnosząc mój podróbek – coś nie tak? – dodał. Patrzyłam mu prosto w oczy.
- Miałam Ci to powiedzieć już dawno… I teraz chyba jest ta chwila – westchnęłam. Spojrzał na mnie pytająco - Zawsze marzyłam o prawdziwej miłości. O tym, aby ktoś nazywał mnie księżniczką, o kimś, kto mnie doceni, o kimś, dla kogo będę kimś więcej niż tylko Martiną. I wtedy poznałam Ciebie. Jesteś niesamowitym chłopakiem, doskonale o tym wiesz. Marzą o Tobie dziewczyny z całego świata. Zasługujesz na kogoś równie wyjątkowego. Ale niezależnie od wszystkiego, muszę Ci to wreszcie powiedzieć. – oznajmiłam odwracając od niego wzrok.
- Ale Tini, o czym Ty mówisz? – zapytał znów nawiązując ze mną kontakt wzrokowy. Przez dłuższą chwilę milczałam. Bałam się wypowiedzieć te dwa słowa.
- Kocham Cię. – szepnęłam ze łzami w oczach. Widziałam, jak patrzy na mnie oszołomiony. Serce zatrzymało mi się na moment. A on? Stanął odwrócony do mnie i patrzył w horyzont.
- Jorge powiedz coś. – poprosiłam łamiącym się głosem.
- A więc mówisz, że mnie kochasz. – powiedział pustym głosem. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
- Kocham. I nigdy nie przestanę.  – odwrócił się do mnie i chwycił moje dłonie; patrząc w nie zaczął mówić.
- Mam dość tej niepewności między nami. Domysłów, czy czujemy coś do siebie, czy jesteśmy razem czy nie. Chcę Ci powiedzieć, że… - spojrzał na mnie i widząc moje łzy starł je – że chcę zacząć coś prawdziwego i niesamowitego. Chcę codziennie móc patrzeć na Twój uśmiech i mówić, że Cię kocham. Przytulać Cię i całować bez wyrzutów sumienia. A za parę lat oświadczyć Ci się, zamieszkać razem, poślubić Cię, być szczęśliwym ojcem, odejść trzymając Cię za rękę. Chcę żebyś była moją panią Blanco – mówił – a to wszystko dlatego, że Cię kocham. I jestem pewien, że jesteś tą jedyną, tą na którą czeka się całe życie. Tą idealną kobietą, której pragnę poświęcić resztę życia, przy której chcę żyć i umrzeć. Dlatego właśnie, pytam. – uklęknął przede mną – Martino… Chcesz być ze mną? – zapytał trzymając moje dłonie i patrząc w oczy. Łzy spływały mi po policzkach. Jeszcze nikt nigdy nie powiedział mi czegoś takiego. Zaczęłam kiwać głową.
- Tak, chcę. – szepnęłam w końcu. Całując go czule, podniósł mnie i okręcił, trzymając mocno w ramionach. Już Cię nigdy nie opuszczę. Aż do śmierci, kochanie.


♥♥♥

Udało się! Napisałam rozdział 35. Sama jestem w szoku, że mi się udało. Ale powiem Wam, że obudziła się i w ciągu dosłownie kilku godzin nabiliście już prawie 300 wyświetleń. Naprawdę, dziękuję. Nic mnie tak nie motywuje jak to, że widzę, że czekacie i jesteście aktywni. Taki mały gest, a jednak przez cały wczorajszy dzień się uśmiechałam. Jak Wam się podoba 35? Nareszcie mamy Jortini! Czekam na opinię. Nieskromnie powiem, że jestem dumna z tego rozdziału, zwłaszcza 3 części, czyli Martiny. No i wyznanie. W tle leciał mój nałóg, "Say something" , a ja pisałam. No i wyszło. Zresztą chyba widać, jak muzyka inspirująco na mnie działa.
Może się powtórzę, ale chcę Wam przypomnieć, bo może więcej osób teraz przeczyta notkę końcową:
Niedawno wybiło mi 100.000 wyświetleń, co dla mnie jest naprawdę niesamowitym sukcesem i osobiście nadal w to nie dowierzam. A to wszystko dzięki Wam, moim niezastąpionym czytelnikom. Chciałabym podziękować Wam w specjalny sposób, dlatego może macie jakieś konkretne pomysły na konkurs, z prawdziwymi nagrodami i jakimś ciekawym zadaniem? Czekam na Wasze propozycje!
Oprócz tego: dzisiaj o 14 będę na 6obcy.pl i o 17 na poczatuj.pl. Możecie mnie szukać. Piszcie "Mrs.Blanco?" wtedy będę wiedziała, że to Wy ♥

No i rok 2015 nam się kończy. Przeleciał mi naprawdę bardzo szybko. Spełniłam wiele marzeń: zobaczyłam idoli, zdobyłam autograf samej Martiny, spotkałam się z internetową przyjaciółką, pojechałam na ukochany musical... Dziękuję Wam z całego serca za ten rok i mam nadzieję, ze kolejny będzie jeszcze lepszy, chociaż w zasadzie nie musi, bo rokiem 2015 rozpoczęłam zupełnie nowy rozdział. I chcę, aby ta przygoda dalej trwała. Dziękuję raz jeszcze za wszystko.
Całuję Was mocno
i życzę Szczęśliwego Nowego Roku
oraz upojnego Sylwestra! ^^
Mrs.Blanco



środa, 30 grudnia 2015

Rozdział 34/ Mów mi teściu!



Ten i nadchodzący rozdział są dla mnie niesamowicie ważne.
Nadchodzi te chwila, na którą czekają wszyscy czytelnicy
od początku istnienia bloga.
Chciałabym w tym miejscu podziękować Wam wszystkim.
Jesteście niesamowici, i uwierzcie, bez Was ten blog by nie istniał.
Rozdział dedykuję Pauli Blanco za ogromną pomoc graficzną,
ale jest też jeszcze jedna osoba, która zasługuje na tę dedykację.
Nie będę tutaj pisać jej nazwy, gdyż ona z pewnością będzie wiedziała,
że chodzi właśnie o Nią. Dziękuję Ci Księżniczko, za wszystko.
Że jesteś, że wspierasz mnie. Bez Ciebie nie dałabym rady.
Ten rozdział jest dla Ciebie. 
Bo w zasadzie Ty dajesz mi największą motywację do pisania.
Po prostu Ci dziękuję.
Strasznie za Tobą tęsknię, ale już niedługo.
Mocno całuję, i zapraszam do długo wyczekiwanej lektury.



Martina

To już dziś. Moje urodziny. Te wyjątkowe i jedyne, osiemnaste urodziny. Czekałam na nie całe życie, żyjąc jeszcze w świadomości, że to German jest moim ojcem. Nie pozwalał mi dosłownie na nic, a więc tylko odliczałam do tego pięknego 21 marca, abym mogła wreszcie decydować sama o swoim życiu. Ugh, Martina. Miałaś o tym zapomnieć. Ale to tak, jakbym miała wymazać z pamięci wszystkie moje wspomnienia; całe życie. Musiałabym zapomnieć o Cande, Albie, Lodo, Mechi, o chłopakach i o… O Jorge. No właśnie, Jorge. Od czasu wypadku się nie odezwał. Po prostu zniknął. Jednak nie chcę się nim przejmować. Muszę dzisiejszy dzień jak najlepiej wykorzystać, bo osiemnastka jest tylko raz w życiu.
Wstałam z łóżka i moim oczom ukazał się ogromny bukiet różowych róż, które były trzymane przez równie wielkiego, białego misia, który ubrany był w jedną z koszul Jorge. Uśmiechnęłam się delikatnie widząc to. Wzięłam maskotkę i przytuliłam ją mocno do siebie. Do mojego nosa dotarł silny zapach perfum Blanco.
- Czyli jednak nie zapomniał – szepnęłam do siebie szczęśliwa. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę 8:27. Miałam więc sporo czasu, aby przygotować się na ten wyjątkowy dzień. Niezależnie gdzie aktualnie przebywa Jorge, mam go ochotę mocno przytulić. Jest niesamowity. I to właśnie dziś, gdy wkraczam w dorosłość, oficjalnie zakończę tę niepewność między nami, tym samym powiem mu co naprawdę do niego czuję. Te dwa magiczne słowa, którymi nie obdarzyłam jeszcze żadnego chłopaka (nie licząc mojego brata oczywiście) popłyną dziś z moich ust. Kocham go, i chcę, aby nareszcie się o tym dowiedział.
Wzięłam długą kąpiel, rozkoszując się zapachem owocowego płynu do kąpieli. Włosy umyłam limonkowym szamponem, po czym wysuszyłam je i zrobiłam delikatne fale. Przeszłam do makijażu. Chciałam być delikatna, ale i subtelna. Nałożyłam podkład i delikatnie go przypudrowałam. Dodałam złoty cień na powieki oraz trochę brzoskwiniowego różu na policzki. Ulubioną mascarą podkreśliłam także rzęsy. Całość dopełniłam ukochaną różową szminką. Paznokcie pozostały takie jak były, czyli z frenchem. Wróciłam do pokoju w puchatym szlafroku i zaczęłam przeglądać szafę.  W końcu zdecydowałam się na tiulową spódniczkę i koronkową bluzkę. Do tego dobrałam beżowe koturny i odpowiednią biżuterię. Byłam gotowa.
Zeszłam na dół w celu zrobienia sobie śniadania. A tu proszę, kolejna niespodzianka. Na stole stały już moje ulubione naleśniki z bitą śmietaną i owocami. Uśmiechnęłam się lekko i usiadłam przy stole. Popijając sokiem pomarańczowym, powoli konsumowałam posiłek. Wtedy usłyszałam dzwonek do drzwi.


Lodovica

- Myślisz, że wszystko się uda? – zestresowana zapytałam Domingueza, który od niedawna zresztą stał się częścią naszej paczki. 
- Na pewno, Lodo wyluzuj. – zaśmiał się ze mnie. Pff, wszyscy są tacy wyluzowani, tylko ja przeżywam. A przecież musi wyjść idealnie, no musi! Spojrzałam na Mechi.
- Gdzie jest Hana? – wystraszyłam się – przecież tylko ona ogarnia ten balon, my nie damy rady! – załamana usiadłam na trawie.
- Comello, przywołuję cię do porządku! – oznajmiła wyraźnie wkurzona moim zachowaniem Alba – wszystko się uda, a ty się ogarnij, bo tylko wszystkich stresujesz. I zamiast tak siedzieć pomogłabyś nam. Sami tego przyjęcia nie ogarniemy. – rzuciła i wróciła do wieszania kolorowych ozdób. W sumie mają rację. Wstałam szybko z ziemi i wzięłam wszystkie prezenty, po czym zaczęłam je pakować.
- Pomóc może? – zapytał Diego. Spojrzałam na niego.
- Słuchaj no. Może i się zmieniłeś, ale ja nadal mam do ciebie dystans. Poza tym, mam wspaniałego chłopaka, także jakby no – odsunęłam go od siebie – przestrzeń osobista tak zwana. – brunet popatrzył na mnie rozbawiony.
- Spokojnie Comello. – odparł.
- Po nazwisku to w sądzie, Dominguez. – syknęłam.
- Ona zawsze taka jest? – spytał Candelarii, myśląc, że nie słyszę. Westchnęłam pod nosem.
- Nie, tylko kiedy się denerwuje. A ona ma chyba największego jobla na punkcie Jortini, więc przestanie jak już będą razem. – wytłumaczyła.
- Bez przesady Cande. – powiedziałam wiążąc wstążkę na różowym pudełku z biografią Seleny Gomez w środku. Podobno ktoś kupił bilety na jej koncert. Z tego co kojarzę to Mechi, ale nie jestem pewna. Jej rodzice też wiedzą o tym przyjęciu. Mają przyjść tylko na początek, a później się zmyją.
Muszę przyznać, że Mariana i Alejandro to naprawdę wspaniali ludzie, jak i rodzice. Dają Tini swobodę życia, ale też pamiętają o tym, że to ich córka i starają się, aby wychować ją jak najlepiej, mimo tego, że nie znają się za długo. Cieszę się niezmiernie, że do nich wróciła. Widzę teraz, że jest naprawdę szczęśliwa. Złapała genialny kontakt z tatą, a mamę traktuje jak najlepszą przyjaciółkę. Bardzo jej tego zazdroszczę. Moja jest niestety strasznie daleko, we Włoszech. Bardzo za nią tęsknię, ale już niedługo się zobaczymy. Mam jej tyle do opowiedzenia… Dobrze, że mam przy sobie chociaż Tomasa. Niesamowicie go kocham i naprawdę nie mam pojęcia co bym bez niego zrobiła. Mam nadzieję, że będę z nim już na zawsze. Wiążę z nim resztę swojego życia i przyszłość. Chciałabym być jego żoną, zamieszkać w ślicznym niewielkim domku, z gromadką dzieci i pieskiem herbacianej maści. Ale to tylko marzenia. Jednak jak mawiam, wszystko jest możliwe, prawda?


Jorge

- Myślałam, że już zupełnie o mnie zapomniałeś.
szepnęła wtulając się w moje ciało.
- O Tobie? Zwariowałaś. – zaśmiałem się cicho całując ją we włosy.
- Strasznie za Tobą tęskniłam. – wyszeptała w moją koszulę.
- Ja za Tobą też. – odparłem.
- Jorge, zięciu! – do kuchni wszedł jej tata.
- Dzień dobry panie Stoessel. – powiedziałem.
- Oh Jorge, mów mi teściu. – oznajmił z uśmiechem.
- Tato, przestań. – zaśmiała się, starając ukryć rumieńce.
- Już mi porywasz moją księżniczkę? – zapytał obejmując ją.
- Naszą księżniczkę, panie Stoessel, naszą. – uśmiechnąłem się. Widziałem jak Tini przygryza wargę. On i ja mamy genialny kontakt, o którym może pomarzyć każdy facet. Jeszcze nie jesteśmy razem, a on już mówi do mnie zięciu. Jednak najbardziej cieszy mnie fakt, że jestem zaakceptowany przez jej rodzinę.
Przyszli w zasadzie wszyscy: Francisco, pani Mariana no i pan Alejandro. Wszyscy złożyli jej życzenia. Patrzyłem na nich z uśmiechem.
- Dobra, teraz możesz ją porywać, masz zezwolenie ojca. – odparł tata Tini.
- Chwila, o co chodzi? – zapytała zdezorientowana Martina, którą prowadziłem do wyjścia – do zobaczenia – dodałem i oboje wyszliśmy z posiadłości Stoessel.
Gdy tylko z pola widzenia zniknęli wszyscy domownicy, pocałowałem czule Tini. Brakowało mi tego. Brakowało mi jej. Jej uśmiechu, głosu, dotyku, jej całej. Poczułem jak się uśmiecha i splata dłonie za moją szyją. Po chwili odsunęła się ode mnie i spojrzała głęboko w oczy. Dojrzałem w nich małe kropelki.
- Co się dzieje? – zapytałem zmartwiony.
- Nic. – powiedziała spuszczając wzrok.
- Widzę. – dodałem. Spojrzała na mnie.
- Bo zdałam sobie właśnie sprawę… że… Po prostu… Jesteś tym jedynym. – powiedziała ledwo słyszalnie. Głośniejsze było nawet bicie jej serca. Uśmiechnąłem się delikatnie i oparłem swoje czoło o jej, zamykając oczy.
- To gdzie idziemy? – zapytała po chwili, gdy byliśmy już w drodze na polanę.
- Zobaczysz. – zaśmiałem się.
- Jorge powiedz mi. – poprosiła już nieco zła.
- Przestań, złość piękności szkodzi. – odparłem z lekkim uśmiechem.
- Nie baw się w Diego. – syknęła.
- Właśnie, Dominguez. – mruknąłem – nie podoba mi się, że nagle tak się zaprzyjaźniliście. On na pewno coś kombinuje. – ostrzegłem ją.
- Nawet jeśli – powiedziała – to Tobie nic do tego. – rzuciła i wyprzedziła mnie.



Martina

- Błagam Cię, powiedz, że już jesteśmy blisko. Jorge, nogi mi odpadają. – marudziłam. Idziemy już dobrą godzinę, a ja nie dość, że nie wiem o co chodzi, to jestem już naprawdę zmęczona.
- W zasadzie to już prawie jesteśmy. – oznajmił zakrywając mi oczy.
- Hej hej, Blanco, co Ty robisz? – zapytałam zdezorientowana. Czułam jak obraca mnie w jakąś stronę, jednak nic nie widziałam. Po chwili wziął rękę.





Zaniemówiłam. Przed nami stał ogromny balon wypełniony gorącym powietrzem. Spojrzałam na chłopaka, który stał z kolejnym bukietem kwiatów.
- Sto lat księżniczko. – powiedział i przytulił mnie. W zasadzie z tamtego momentu nie pamiętam za wiele. Byłam w takim szoku, że jedyne co kojarzę, to moje łzy i jego słowa.
- I my będziemy tym lecieć? – zapytałam. Jorge pokiwał głową – a umiesz tym sterować? – zadałam kolejne pytanie.
- Gdybym nie umiał, to chyba bym tego nie zorganizował, prawda? – zaśmiał się – to co? Lecimy? – spytał.
- Lecimy. – pokiwałam głową podekscytowana. Szeroko się uśmiechając wziął mnie na ręce, pomagając wejść do kosza balonu. Zauważyłam tam również koc i gitarę, co w zasadzie oznacza, że ma dla mnie jeszcze więcej niespodzianek.
- Gotowa? – zapytał.
- Z Tobą zawsze. – szepnęłam z uśmiechem. Po chwili poczułam przyjemne uczucie w brzuchu, co oznaczało, że powoli wznosimy się w górę.




- Napisałem dla Ciebie piosenkę. – powiedział nagle, gdy byliśmy już dość wysoko. Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Dla mnie? – zapytałam. Pokiwał głową biorąc gitarę – zaśpiewaj mi. – poprosiłam. Spojrzał na mnie z tym swoim szarmanckim uśmiechem, a już po chwili z jego ust wypłynęły słowa utworu.
- Miłość wisi w powietrzu, więc zbliż się do mnie. Stawiasz na to co czuję.
Miłość wisi w powietrzu, zaufaj mi. Zaraz zobaczysz, że czas nie istnieje.
Tylko przeznaczenie, które połączyło nas, na zawsze.
– słuchałam z uwagą nie przerywając z nim kontaktu wzrokowego. Po chwili skończył, a ja od razu zamknęłam odległość między nami pocałunkiem.
- Dziękuję. – szepnęłam – jesteś niesamowity.
- I tylko Twój. – powiedział równie cicho. Spojrzałam na niego i po chwili wtuliłam się w jego ciało, ukrywając przed nim moje rumieńce.
- Zobacz. – poprosił, a ja ponownie przeniosłam wzrok na niego. – nie ma silnika, unosi nas powietrze. I tak się właśnie czuję, gdy o Tobie myślę. – uśmiechnęłam się i ponownie delikatnie go pocałowałam.



Leżeliśmy na trawie. W zasadzie już dość dawno wylądowaliśmy. Byłam wtulona w niego. Czułam, że mam przy sobie cały mój świat. Ta chwila była zupełnie wyjątkowa. Śmialiśmy się, rozmawialiśmy i snuliśmy plany na życie. Gdyby ktoś spojrzał na nas z boku powiedziałby z pewnością, że jesteśmy parą i to z wieloletnim stażem.
- Umówisz się ze mną? – zapytał nagle obejmując mnie - Ale teraz naprawdę. Zupełnie oficjalnie, bez naszych domysłów. Pójdziesz ze mną na randkę? – Spojrzałam na niego i przygryzłam wargę.
- Tak. – szepnęłam szczęśliwa. Uśmiechnął się szeroko i mocniej przytulił, całując w czoło.






♥♥♥

No i oto przed państwem rozdział 34. Jest zimno, ciemno i późno. Pozdrawiam nocne marki, mamy 2:35. Chciałabym szczerze mówiąc zakończyć ów wątek jeszcze w tym roku, także postaram się napisać jutro 35 i wstawić w Sylwestra :). Co za tym idzie, nie ma szantażyku! :) Jednak nie pogardzę jakimiś komentarzami, bo jednak one dają mi największego kopa do dalszego pisania - chociaż osoba, o której wspomniałam na początku również. Raz jeszcze dziękuję Słońce. Nie wiem co bym bez Ciebie zrobiła. Strasznie Cię kocham, wiesz? :( I niesamowicie za Tobą tęsknię. Ale już niedługo ♥.
Mimo, że w zasadzie jest już po świętach, to pragnę Wam życzyć wesołych świąt...? No nie ważne, haha :D
W ogóle! BARDZO WAŻNE, PROSZĘ O PRZECZYTANIE! Niedawno stuknęło mi 100.000 wyświetleń! Dla mnie jest to coś niesamowitego i jestem naprawdę w szoku. Jesteście niesamowici, dziękuję! Chciałabym Wam jakoś podziękować, więc piszcie, czy chcielibyście jakiś konkurs bądź coś w ten deseń, może i z prawdziwymi nagrodami ^^ Zobaczy się jakie będzie zainteresowanie. No i oczywiście zadanie ;3.
Dobrze moi drodzy, będę się żegnać, gdyż nieźle wymarzłam. Za oknem w końcu -5 :')

Dobranoc Aniołki
Besos
Mrs.Blanco



niedziela, 18 października 2015

Rozdział 33/ Czas tyka, Diego.




A dzisiaj bez dedykacji :)
Miłego wieczoru i lektury kochani ♥
Pamiętaj o komentarzu, tam na dole! :*







♥♥♥

Martina

Minął już miesiąc od mojego wybudzenia. Od tamtego czasu przez dwa tygodnie leżałam jeszcze na obserwacji, a gdy już wyszłam, przez kolejny tydzień i tak codziennie musiałam odwiedzać szpital, ze względu na badania. Na szczęście już wszystko w porządku. Mogę wrócić do szkoły, zająć się życiem prywatnym… No właśnie. Życie prywatne.
Dzień kiedy się wybudziłam był niesamowity. Chyba jeszcze nie widziałam, aby tyle osób było szczęśliwych naraz . Jorge czuwał ze mną całe dwadzieścia cztery godziny. Bardzo go kocham. Niestety… Następnego dnia nie przyszedł. Zostawił tylko bukiet białych róż, a pośród nich były dwie czerwone, które – jak zgaduję – miały symbolizować nas i nasze uczucia. Liczyłam na to, że pojawi się kolejnego dnia… Pomyliłam się. Czekałam każdego dnia, aby ujrzeć tę jego iskrę w oku, jego uśmiech, jego zmęczoną twarz, jego włosy w nieładzie. Czekałam na ciepło, które rozpływała się zawsze po moim ciele, gdy mnie przytula. Potrzebowałam go. A on zniknął. Nie mam pojęcia gdzie jest, ani co się z nim dzieje. Martwię się. Nie dał mi żadnego znaku. Po prostu odszedł. Może to, o czym śniłam nie jest prawdą? Może to wszystko było złudzeniem… Nie. Ufam Jorge’owi i wierzę, że jeśli nie daje żadnego znaku, to musi mieć powód… A jeśli coś się stało? Nie Tini, spokojnie. Na pewno byś wiedziała. Tylko tak się uspokajam. Liczę na to, że niebawem wróci. Teraz naprawdę muszę z nim porozmawiać. W końcu jest między nami uczucia i trzeba je pielęgnować. Już za kilka dni mojego urodziny. Osiemnaste. Nie planuję robić jakiejś większej imprezy, nie mam dla kogo. Dziewczyny wróciły do Argentyny, a Jorge zapewne również. Ewentualnie odwiedził Meksyk. Nie mam pojęcia, ale nie będę wnikać. Oby tylko nie zrobił nic głupiego. 
Spojrzałam na zegar. Już wieczór. Zastanawiałam się, co mogę jeszcze dzisiaj zrobić. W zasadzie powinnam odpoczywać, ale tak bardzo mam ochotę iść na rolki. No nic, spróbuję się wymknąć. Tata – dokładnie, nazywam już Alejandro tatą – bardzo czuwa nad tym, aby coś znów mi się nie stało. Założyłam czarne legginsy i biały t-shirt w emotikony. Na nogi wsunęłam swoje super-stary, a pod pachę wzięłam ukochane czarne rolki. Cicho i niepewnie zeszłam na dół, starając, aby rodzice mnie zauważyli. Ha! I udało się. W sumie nie było trudno. Wyszli coś załatwić. Nie mam pojęcia o co chodzi, zostawili tylko kartkę, że mamy się nie martwić i wrócą późno, a kolacja jest w lodówce. 
Muszę przyznać, że od czasu, kiedy na jaw wyszło, iż German nie jest naszym ojcem, moje stosunki z bratem bardzo się ociepliły. Staraliśmy się trzymać razem, to bardzo nam pomagało. No ale wcześniej był ten wypadek. Chciałabym wymazać go z pamięci i mam nadzieję, że mi się to uda. Ale wracając do Francisco. Jestem w szoku, jak bardzo może być kochany i opiekuńczy. Jest naprawdę uroczy. Cały czas pytał jak się czuję, czy czegoś potrzebuje. Spędzaliśmy ze sobą każdą wolną chwilą. W końcu nie muszę chyba ukrywać, że sytuacja, przed jaką postawił nas German nie była prosta. Nie chcę do tego wracać, bo to naprawdę bolesny temat. Najbardziej nie potrafię zrozumieć Angie. Dlaczego ona mogła zrobić coś takiego? Czyżby po prostu o tym wszystkim nie wiedziała? A może razem z Germanem planowała to porwanie, a później jedynie próbowała zyskać moją sympatię, gdybym dowiedziała się prawdy? Nie wiem i chyba nie chcę wiedzieć. Byłyśmy naprawdę blisko, była dla mnie jak najprawdziwsza mama, której podobno nie miałam od piątego roku życia. Teraz kiedy o tym myślę, nie jestem sobie w stanie wyobrazić, co musieli czuć Mariana i Alejandro. Są cudownymi ludźmi i żałuję, że początkowo byłam wobec nich tak okrutna. Mimo tego, rozumieli mnie. Naprawdę, tacy rodzice to skarb. Jestem szczęściarą, że mam ich wszystkich, całą trójką. Nie poradziłabym sobie. 


Ruszyłam przed siebie. Usiadłam na krawężniku i założyłam rolki, po czym płynnymi ruchami skierowałam się w stronę parku. Tam lubię jeździć najbardziej. Zwłaszcza teraz, kiedy nie ma już byt wielu osób, jednak nie jest jeszcze ciemno. Wiatr delikatnie rozwiewał mi moje długie, niezwiązane włosy, a ostatnie promyki zachodzącego słońca muskały mi skórę. Zamknęłam na moment oczy delektując się chwilą, co było błędem, bo po chwili poczułam jak na kogoś wpadam.

- Przepraszam. – powiedziałam speszona wstając i otrzepując się. Brawo Tinka, musiałaś jak zwykle coś odwalić. Jeszcze wpadłam na jakiegoś chłopaka, no jeszcze lepiej. Spojrzałam na bruneta, który również otrzepywał się z piasku. No nie. Jednak nie żałuję. Musiałeś się znowu zjawić? Westchnęłam niezbyt zadowolona.
- To znowu ty, Dominguez? – powiedziałam znudzona. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się pod nosem.
- Jak widać. – zaśmiał się. Mam nadzieję, że nie zacznie znowu tych swoich gierek, bo nie cierpię ich. Pałam do niego taką nienawiścią. Najchętniej uderzyłabym go, ale gdyby Jorge się dowiedział, to zapewne nie był by zadowolony. Jakby nie patrzeć to jego kuzyn, czy się lubią, czy nie, i musi to uszanować.


Diego

Zmieniłem się. Może tego po mnie nie widać, ale zmieniłem się. Po tamtej akcji na weselu wyjechałem na miesiąc do Portugalii. Chciałem kogoś poznać i poznałem. Tamta dziewczyna była niesamowita. Wiele we mnie zmieniła. Przerwałem na chwilę moje przemyślenia i spojrzałem na Martinę.

- A ty gdzie? – zapytałem, widząc jak odjeżdża.

- Do domu. – syknęła w ogóle się nie zatrzymując. Pobiegłem za nią i chwyciłem jej nadgarstek, po czym odwróciłem w swoją stronę. Jej oddech przyspieszył, co mogło oznaczać, że chyba się przestraszyła.
- Puść mnie. – poprosiła. Pokręciłem głową – puść mnie, bo zacznę krzyczeć. – zagroziła.
- Zmieniłem się. – powiedziałem. Popatrzyła na mnie, a po chwili zaczęła się śmiać. 
- Dobry żart. – odparła, wyrywając dłoń z mojego uścisku. Ja jednak byłem zupełnie poważny. Zlustrowała mnie od góry do dołu – dlaczego mam ci uwierzyć? – zapytała zakładając ręce na piersiach.  Westchnąłem.
- Dasz się zaprosić na spacer? Wtedy wszystko ci opowiem. – zaproponowałem. Pomyślała chwilę i niechętnie, ale zgodziła się.

Przez długi czas spacerowaliśmy w ciszy. Najwidoczniej nie miała zamiaru ze mną rozmawiać. W sumie nie dziwię jej się. Nie było między nami zbyt kolorowo. 

- Słyszałem, że miałaś wypadek. – powiedziałem spoglądając na nią, próbując zacząć jakąkolwiek rozmowę. Pokiwała tylko głową, a jej wzrok nadal był wlepiony w chodnik – już wszystko w porządku? – zapytałem. Spojrzała na mnie podejrzliwie.

- Słuchaj, powiedz czego chcesz, a nie udawaj kochanego kumpla. – powiedziała oschle – kasy? Czy może trafiłeś do paki i szukasz kogoś kto cię wyciągnie, hm? – dodała.
- Dlaczego od razu się do mnie uprzedzasz? – zapytałem zatrzymując się. Zaśmiała się.
- Bo wiem jaki jesteś Diego. Myślisz, że nie pamiętam, jak pobiłeś Jorge? Jak leciałeś tylko i wyłącznie na kasę Germana? – spytała. 
- Ale zmieniłem się, zrozum! – podniosłem ton. Jej oczy pociemniały.
- Nie podnoś na mnie głosu. Nie jestem jakąś lalą, żebym pozwalała sobie, abyś mną pomiatał. – syknęła i ruszyła w stronę domu.
- Byłem w Portugalii. Poznałem kogoś i zakochałem się. Zmieniłem się Martina, proszę cię, uwierz mi! – zawołałem za nią zrezygnowany. Przystanęła na chwilę. Widziałem, że westchnęła. Odwróciła się i podeszła do mnie.
- Masz pięć minut. – powiedziała.


Usiedliśmy w małej kawiarni nieopodal. Ona nie zamówiła nic, ja za to poprosiłem o coś trochę mocniejszego. 

- Czas tyka, Diego. – powiedziała patrząc na ogromny zegar wiszący na ścianie. Pokiwałem głową i odstawiłem kieliszek.

- Po weselu naszej kuzynki, Jorge i mojej, postanowiłem zwiedzić trochę świata. Za punkt obrałem sobie Portugalię. Spędziłem tam wspaniały miesiąc. – zacząłem – już pierwszego dnia mojego pobytu tam poznałem kogoś wyjątkowego. Miała na imię Ashley. Miała cudowne, kręcone blond włosy. I te oczy, koloru oceanu. Już od pierwszego spojrzenia zauważyłem w niej wyjątkowe iskry. To była miłość od pierwszego wejrzenia. – oczy szatynki delikatnie się powiększyły – wiem co sobie teraz pomyślisz. Ktoś taki jak ja i miłość. Bez sensu, czyż nie? Ale w tym przypadku było inaczej. To właśnie miłość do niej mnie zmieniła. Zacząłem jej opowiadać o sobie. Zawsze słuchała. – zacząłem jej opowiadać o wszystkim, co przeżyłem z blondynką. Widziałem, jak z każdą chwilą Martina zaczyna mi wierzyć, że przekonuje się do mnie.
- I nie powiedziałeś jej, że ją kochasz?! – zapytała zbulwersowana Martina. Siedzimy aktualnie u mnie i rozmawiamy. Zupełnie zmieniła zdanie o mnie, choć widzę, że nadal jest ostrożna. W zasadzie to się jej nie dziwię. Po tym, jak wyglądała nasza znajomość i tak jestem w szoku, że tak szybko dała mi drugą szansę. 
- No nie. – westchnąłem, przyznając, że poczułem do Ashley coś silniejszego.
- Jesteś głupi. – stwierdziła – zakochałeś się, dziewczyna z tego co mówisz odwzajemnia twoje uczucie, a ty jej o tym nie mówisz. – skrytykowała mnie.
- Chwila chwila, a czy tak samo nie jest przypadkiem z tobą i Jorge? – na moje słowa Tini zarumieniła się.
- Można powiedzieć, że nie jesteśmy już tylko przyjaciółmi. – powiedziała, stając przy oknie i patrząc na ulicę pogrążoną w głębokiej nocy.
- Co? – zapytałem zdziwiony podchodząc do niej.
- No bo… Nie mogę tego nazwać ani przyjaźnią ani związkiem. To coś jakby pomiędzy. – wyjaśniła. Pokręciłem głową.
- Oj Stoessel. – zaśmiałem się.
- Jakiś problem, Dominguez? – spytała z lekkim uśmiechem. Zacząłem się śmiać, a na jej ustach pojawił się uroczy uśmiech.
- To jak, przyjaciele? – zapytałem po chwili rozkładając ręce.
- Przyjaciele. – odpowiedziała mi z uśmiechem przytulając się do mnie.


♥♥♥

Tam, tam, tam! Chyba po raz pierwszy mam napisany rozdział już następnego dnia po dodaniu poprzedniego ^^ Ale jestem zadowolona, bo dzięki temu mam czas na zaczęcie pisanie rozdziałów na zapas, zwłaszcza, że teraz jakoś bardzo łatwo mi idzie. Ogólnie długość jest taka jak zawsze, tylko napisałam te dwie osoby, dłuższe niż normalnie :) W tym rozdziale nie wiedziałam, czy zacząć już urodziny Martiny, czy może jeszcze nie. I wtedy wymyśliłam to, co właśnie przeczytaliście, to na górze :) . No i gdzie jest Jorge? Wszystko wyjaśni się w kolejnych rozdziałach ^^ No i Ashley, nowa miłość Diego. Jak myślicie, coś z tego będzie? :* W szkole dużo nauki, dlatego piszę weekendami. Proszę więc, jeśli zdarzy się taka sytuacja, że rozdział pojawi się z opóźnieniem - zrozumcie mnie. Ja też jestem człowiekiem :)
No i muszę Wam powiedzieć, że jestem mega szczęśliwa <3 W niedzielę spotkałam się z moją najlepszą internetową przyjaciółką, Olą (Alexandra). To było kilka wspaniałych godzin. Do teraz oglądając filmy płaczę wieczorami. Nie chcę jednak tutaj pisać o tym wszystkim, dlatego - jeśli chcielibyście wiedzieć jak wygląda naszą przyjaźń - pisze w komentarzu :*
Przypominam o stronie na Facebooku! :) KLIK ♥


35 komentarzy - rozdział 34


Besos,
Mrs.Blanco







Rozdział 32/ I że Cię nie opuszczę.


Chciałam zadedykować ten rozdział wszystkim osobom, które nadal są ze mną, wierzą we mnie i czytają to, co tutaj zamieszczam. Tym, którzy pamiętają o tej Mrs.Blanco. Dziękuję Słoneczka, jesteście dla mnie naprawdę WSZYSTKIM.
A tymczasem zapraszam na długo wyczekiwany rozdział.
Besos xx





Martina

Tamtejsze wydarzenie, te wszystkie słowa… Zrobiły mi okropny mętlik w głowie. Nie, to nie może być prawdą… A może jednak… Ehh. Jorge mnie kocha? Na sercu poczułam przyjemne ciepło. Czyżby możliwe było, że darzymy się tym samym, magicznym uczuciem? Delikatny i uroczy uśmiech wkradł się na moje usta i delikatnie się zarumieniłam. Nagle, dotąd nie mam pojęcia skąd, pojawiło się przede mną lustro. Dopiero teraz mogłam ujrzeć jak wyglądam. Oczy były zmęczone, a wargi sine. Nie miałam na twarzy ani grama makijażu, jednak nie wyglądałam jak potwór, a wręcz przeciwnie, niczym anioł. Włosy dłuższe niż zwykle, układały się w delikatne fale. Miałam na sobie białą sukienkę z koronki. Sięgała mi przed kolano oraz do łokcia. Na nogach miałam natomiast białe, niezbyt wysokie szpilki. I jeszcze jeden szczegół, coś, co szczególnie rzuciło mi się w oczy. Naszyjnik od Jorge. Biła od niego dziwna łuna. Delikatnie dotknęłam go.

- Byłem, jestem i będę. Zawsze, bo Cię kocham, słyszysz? – usłyszałam te słowa, jednak jakby gdzieś w oddali. Głos także był rozmyty i niewyraźny, przez co nie mogłam określić jego właściciela. Przeniosłam wzrok na lustro. Jego tafla wydawała mi się połyskująca, jakby miała drugie dno. Spojrzałam w tył, z nadzieją, że może pojawiło się wyjście bądź kolejne drzwi. Niestety nie. Ugh… Czyli czeka mnie długa wędrówka. Poszukajmy jednak drugiej strony medalu. Będę miała dużo czasu na przemyślenia. Nikt w końcu na mnie nie czeka. Łańcuszek zaświecił mocniej. Nie, Jorge przecież ma Stephie…Mętlik powrócił. Możliwe, żeby jednocześnie kochał mnie i Stephie? Przecież on taki nie jest. Niepewnie dotknęłam lustra. Miałam rację. Moje chude palce znalazły się po jakiejś drugiej stronie. Ponownie upewniłam się, czy nie ma czegoś za mną. Po dłuższej chwili weszłam w tę tajemniczą i magiczną otchłań.

Po raz kolejny ujrzałam znajome mi miejsce, No tak, to w końcu salon…Teoretycznie w moim domu, chociaż szczerze mówiąc nie wiem jak to będzie, skoro okazało się, że German nie jest naszym ojcem. Przeniosłam wzrok na kanapę, a tam ponownie ukazał się mój ukochany, jednak tym razem z moim starszym bratem. Westchnęłam. Nie wytrzymywałam już psychicznie, miałam wręcz ochotę w ogóle się nie budzić. Bo w sumie po co? Usiadłam przed nimi na drugiej sofie, w celu dokładnego przysłuchania się rozmowie, w końcu chyba nadal jestem w przeszłości, więc może dowiem się czegoś nowego. Jeszcze raz zlustrowałam zapowiadającą się sytuację. Chwila. Pamiętam ten moment. Byłam wtedy w kuchni i robiłam coś do jedzenia. To pierwsze spotkanie mojego brata z Jorge, kiedy to dopiero do nas przyjechał, zanim jeszcze poznał Germana i resztę. Przed nocą spadających gwiazd, a po kłótni przez Agnes i Carlę. Tak, to było wtedy. Zerknęłam w stronę tamtego pomieszczenia. Nikt się tam jednak nie krzątał, co w sumie jest logiczne, ja „jestem” teraz tu. Wróciłam do obserwowania moich chłopaków.

- To kiedy mogę zacząć mówić do ciebie szwagrze? – zapytał Francisco. Znów to uczucie. Serce mi się zatrzymało, a ja sama poczułam jak robi mi się gorąco. Wszystko zaczyna mi się kleić w całość...
- Co? – wyprostował się. No właśnie, o czym ty mówisz? Mogłabym uwierzyć, szkoda tylko, że nie chcę. Boję się, że to tylko moja wyobraźnia, a teraz przeżywam y tylko chory sen… Że gdy wyzdrowieję to wszystko pryśnie, a jego nie będzie. Boję się prawdy.
- No jak to co, pytam od kiedy mogę zacząć mówić do ciebie szwagrze. – odpowiedział ze śmiechem. Westchnęłam.
- Francisco, to nie jest śmieszne… O co ci chodzi? – zapytał po raz kolejny już lekko zdenerwowany. Widzę, że nie tylko ja jestem już zdenerwowana całą tą sytuacją. 
- Myślisz, że nie widać? Jeszcze nie prześledziłem Martiny, ale po tobie widać na kilometr, że ona ci się podoba. – oboje zamarliśmy.
- Cicho, bo jeszcze usłyszy. – skarcił go Blanco. Zaczęłam się pocić, a obraz ponownie zacząć się rozlewać. Nie wiem o co w tym wszystkim chodzi, ale mam nadzieję, że niebawem się to skończy. Ponownie znalazłam się w tym lustrzanym miejscu. Muszę sobie wiele poukładać. Jak na razie wszystko wydaje mi się zbyt idealne, żeby było prawdziwe. Mam nadzieję, że czas pokaże, czy Jorge rzeczywiście darzy mnie uczuciem, jakim jest miłość. Nie widząc kolejnych drzwi poczułam złość.
- O co w tym wszystkim chodzi?! – krzyknęłam. Rozniosło się echo, a naszyjnik ponownie zaświecił. Dotknęłam go.
- Jeszcze nigdy nie byłem tak zakochany jak teraz, w Tobie. – ten sam głos. Był trochę wyraźniejszy, jednak nadal nie mogłam ustalić, kto mówi to wszystko… Kto wyznaje mi te uczucia. Starłam pojedyncze łzy i po raz kolejny już przeszłam przez lustro.



To miejsce było banalne do rozpoznania. Plan teledysku do „Naszej drogi”. No pięknie, czyli ta „dobra” część tej mojej podróży w czasie dobiegła końca, tak? No dzięki. Rozejrzałam się. Znów poczułam ból. Pocałunek tego zdrajcy i Stephie. Gdyby nie on… Kto wie, może siedzielibyśmy z Jorge szczęśliwi i uśmiechnięci. No ale nie. Wypadek, musiał być ten paskudny wypadek. Marzę tylko o pełnym powrocie do zdrowia. 

Odsunęli się od siebie. Mnie już tam wtedy nie było. Uciekłam zalana łzami, jak teraz. Szkoda, że tu nie ma drogi ucieczki. Z grymasem wymalowanym na twarzy spojrzałam na Jorge. Chwila… Czy on ma niezadowoloną minę?
- Coś nie tak kochanie? – zapytała Stephie. Poczułam jak mi się odbija. To było okropne. 
- Musimy porozmawiać. – powiedział – poważnie. – dodał od razu. Zauważyłam, że czegoś nerwowo szuka. Albo kogoś. Chodził po całej Sali, po całym planie, pytał wszystkich. A Stephie stała znudzona oglądając paznokcie. Nienawidzę jej. Jorge wrócił po chwili, dzwoniąc do kogoś. Przeklnął pod nosem. Zapewne dlatego, że ten ktoś nie raczył odebrać.
- Zadzwoń do mnie jak tylko będziesz mogła Tini, martwię się. – powiedział. Czyli dzwonił do mnie? Niemożliwe. No ale dobrze, chcę wiedzieć co dalej. Jorge, do rzeczy, proszę.
- Bo widzisz… Kiedyś nas coś łączyło. To było uczucie. Piękne uczucie. Ale ono wygasło. Stephie przepraszam, ale… ale ja kocham inną. – moje brązowe źrenice poszerzyły przynajmniej o kilkanaście milimetrów. 
- Kogo? – spytała cicho. No właśnie, kogo? Wtedy nawet nie przeszło mi przez myśl, że może chodzić o mnie. Zaczęłam kojarzyć fakty, z kim miał kontakt, kogo mógł tak silnie pokochać. 
- Kocham Martinę. – wyjaśnił. Zakręciło mi się w głowie. Obraz się rozmył ponownie. Tym razem jednak o wiele mocniej. Wszystko zaczęło wirować.
- Tylko my.
- Na zawsze razem.
- Nigdy Cię nie opuszczę.
- Kocham Cię księżniczko.
- Martina … - słyszałam szepty zlewające się ze sobą. Tak bardzo się bałam…


I wtedy, zupełnie nagle, wszystko ucichło. Otworzyłam oczy. Nie ma lustra. Widzę tylko dwoje drzwi. Mogę uciec? Podeszłam do nich. Cała nadzieja prysła. Wielkimi literami na jednych napisane było TERAŹNIEJSZOŚĆ, a na drugich PRZYSZŁOŚĆ. Czyli to dopiero początek. Dowiedziałam się jedynie tego, że Jorge być może mnie kocha. Być może, bo nie wiem, czy to co widziałam jest prawdą… Westchnęłam i udałam się w stronę PRZYSZŁOŚCI.


PRZYSZŁOŚĆ


Czy mam zwidy? Czy to kościół? I najwidoczniej odbywa się jakiś ślub, bo przy ołtarzu stoi dziewczyna w białej sukni oraz dobrze zbudowany chłopak w smokingu.  Niepewnym krokiem pełnym obaw udałam się do ołtarza. Ujrzałam twarze młodej pary… I zamarłam. Nie wierzę. To ja? I Jorge?! My… my razem? Jako małżeństwo, przy ołtarzu? O co tutaj chodzi? 

- Ja, Jorge, biorę Ciebie Martino za żonę, i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci. – powiedział patrząc mi głęboko w oczy. Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Ja, Martina, biorę Ciebie, Jorge za męża, i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci. – powtórzyłam. Po dłuższym przemyśleniu muszę przyznać, że podoba mi się… Marzy mi się to od dłuższego czasu. Bycie prawdziwą i jedyną panią Blanco. Wróciłam do ceremonii mojego ślubu.
- Martino, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. – odparł Jorge zakładając mi na palec złotą, przepiękną obrączkę. Muszę przyznać, że mamy gust.
- Jorge, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. – ponownie powtórzyłam słowa po Jorge i kapłanie. Gdy ten oświadczył, że jesteśmy małżeństwem, mój ukochany od razu mnie pocałował. Ta scena była tak idealna. Szkoda, że wyglądała jak wyrwana z jakiejś komedii romantycznej. Westchnęłam rozmarzona, ale i odrobinę zmarnowana. Nie wiem co mam myśleć. Czyżby była mi pisana przyszłość u boku Blanco? Wszystko ponownie zaczęło się rozmywać, a po chwili znalazłam się w znanym mi już miejscu. Czekałam tylko aż usłyszę głos z naszyjnika, nim przejdę dalej. To jednak nie nastało. Nie rozumiem. To nie ma żadnego sensu. Czy ktoś może mi to wszystko wytłumaczyć? Byłabym naprawdę wdzięczna. Westchnęłam i przeszłam przez taflę lustra.



Teraz znajdowałam się w miejscu, którego zupełnie nie kojarzyłam. Był to śliczny dom. Może się przejdę i obejrzę go. Naprawdę podoba mi się w jaki sposób został urządzony. Bardzo pasuje do…

- Kochanie! – usłyszałam wołanie. Udałam się w stronę, skąd dochodził głos. Znalazłam się w kuchni i ujrzałam… siebie. Tyle, że o jakieś siedem lat starszą. Nagle w pomieszczeniu znalazł się, według „przepowiedni” mój przyszły mąż. Tak, mówię tu o Jorge. Nie było po nas specjalnie widać, że jesteśmy już dorośli.
- Weźmiesz te truskawki? – zapytałam z uśmiechem. Blanco uśmiechnął się i skinął głową, po czym chwycił koszyczek. Spojrzał na mnie i objął w pasie.
- Mówiłem Ci już, że Cię kocham? – zapytał z uśmiechem. Zaśmiałam się.
- Ze sto razy. – szepnęłam i odwróciłam się w jego stronę. Włożył mi truskawkę do buzi, po czym słodko pocałował. Szkoda tylko, że mogę jedynie na to patrzeć. Ale kiedy dłużej o tym myślę… To wszystko jest naprawdę słodkie i urocze. I jeśli to wszystko rzeczywiście się sprawdzi, będę prawdziwą szczęściarą. 
- Mamo, tato! – do moich uszu dostał się dziecięcy głosik chłopca i dziewczynki. Dochodził bodajże z ogrodu. Jorge odsunął się ode mnie i wziął na barana, po czym skierował w tamtą stronę. Śmialiśmy się. Szkoda, że aktualnie nie jesteśmy w takich relacjach. Poszłam za nami/nimi do ogrodu, gdzie na trawie bawiło się dwoje rozkosznych dzieci. Rodzice dołączyli do nich, a ja stałam oparta o framugę drzwi, przyglądając im się. Mam szansę być naprawdę szczęśliwa? Być panią Blanco? Mieć dzieci? Mam szansę mieć się do kogo uśmiechać każdego dnia? Zamknęłam oczy na dłuższą chwilę, czując, że powracam do lustrzanego pokoju. To jednak nie nastało. Po wirowaniu, tajemniczych szeptach i całej reszcie znów ujrzałam przed sobą drzwi. Tym razem już tylko do TERAŹNIEJSZOŚCI. Chyba nadchodzi chwila prawdy. Wzięłam głęboki oddech. Już wiele przeszłam. I teraz dam radę. Pewnie nacisnęłam klamkę.




TERAŹNIEJSZOŚĆ


Rozejrzałam się dookoła. To chyba moja sala. Białe ściany, okna, meble. I ja, leżąca na środku w odcieniach bieli. Moja skóra była blada. Ubrana byłam w białą koszulę nocną. Wargi… Sine. Biło od nich zimno. Jedyne kolory tutaj tworzył Jorge. Chociaż i tak nie mam pojęcia skąd się one u niego brały. Wyglądał jak wrak człowieka. 

- Słyszysz mnie, prawda? – szepnął. Poczułam jakby szeptał mi to do ucha. Przez moje ciało przepłynęły ciarki. Niepewnie podeszłam do łóżka i usiadłam na skraju. 
- Wiem, że słyszysz. – powiedział. Jego głos był pusty… Jakby wszystkie uczucia wygasły. W moim oku zakręciła się łza.
- Słyszę. – szepnęłam. Jego kącik ust próbował unieść się w górę jednak nie dał rady. Czy możliwe aby usłyszał? Chwycił moją kościstą dłoń i ucałował ją delikatnie. Czułam to wszystko, z tą szczerą czułością. Darzył mnie jakimś uczuciem. Uwierzyłam w to.
- Wróć do mnie. – powiedział cicho.
- Nie potrafię. Nie umiem stąd uciec… Boję się. – szeptałam przez łzy. Pogładził moją dłoń kciukiem. Czułam, jak nawiązujemy jakiś kontakt…
- Nie bój się… Uda Ci się. Niedługo znów będziemy razem. – odparł. Po chwili zamilkł i zacisnął usta w prostą linię. Nagle wściekły wstał z krzesła, przewracając je. Wzdrygnęłam się. Przeklnął przez krzyk. Jeszcze nigdy nie słyszałam, aby takie słowa padały z jego ust. Co się z nim dzieje? 
- Dlaczego mi to robisz?! Dlaczego? – krzyczał – bawi Cię to?! Bawi Cię, że cierpię?! – kontynuowałam. Wstałam i podeszłam do niego. Ujęłam jego twarz w dłonie. Zupełnie znieruchomiał, jakby czuł mój dotyk, jakby naprawdę słyszał to wszystko co mówiłam. Jego oczy były ciemniejsze niż normalnie. Tworzyły burzę. Poczułam lekki strach.
- Uspokój się. – wyszeptałam. Nie pomogło – uspokój się. – powtórzyłam. Soczewki przybrały swoją pierwotną barwę. Uśmiechnęłam się delikatnie – jeszcze nie wiem jak wrócę, ale zrobię to. – szepnęłam.
- Obiecujesz? – zapytał. Pokiwałam głową.
- Obiecuję. – wyznałam. Pogładziłam jego policzek. Widzi mnie? Nie mam pojęcia, ale ja naprawdę teraz do niego mówię.
- Kocham Cię. – wyszeptał. – łza wzruszenia zakręciła mi się w oku.
- Ja Ciebie też kocham. – odparłam. Uśmiechnął się. Nasze usta powoli zaczęły łączyć się w pocałunku. Nie spieszyło nam się. Już po chwili moje ciało przeszły najcudowniejsze na świecie dreszcze. Niestety ta chwila nie trwała długo. Czułam jak moje ciało zanika.
- Jorge. – powiedziałam wystraszona.
- Martina, Martina! – mówił oszołomiony. Zniknęłam.



Do moich oczu dotarło ostre światło, przez co moje powieki szybko opadły na dół. Obraz po chwili jednak zaczął się wyostrzać. Znajomy widok… Biała sala. Białe ściany, meble, okna. Rozejrzałam się. Na środku stał zdezorientowany Jorge. Dotarło do mnie co się stało. Po kilku miesiącach wreszcie się obudziłam.

- Panie Blanco, jestem tutaj. – szepnęłam przygryzając wargę. Odwrócił się szybko. W jego oczach zakręciły się łzy. Zaśmiałam się. Wstałam, a on podbiegł do mnie, łapiąc mnie i podnosząc jak pannę młodą. Śmiałam się głośno, czując jak kręcimy się szczęśliwi. Po chwili postawił mnie na ziemi, ujmując moją twarz w dłonie.
- I że Cię nie opuszczę. – szepnął.
- Aż do śmierci. – dokończyłam i pocałowałam go. 





♥♥♥

No i chyba mamy rozdział. Przepraszam, że nie umiem utrzymać systematyczności... Naprawdę przepraszam. Mam nadzieję, że ktoś jeszcze tutaj jest. Nie wiem czy jest sens tłumaczyć się w notce informacyjnej. Jest szkoła, no i nie mam zbyt wiele czasu. Poza tym, ostatnio miałam głowę pełną pomysłów, jednak była też ze mną dziwna blokada. Ciężko mi to wytłumaczyć. Może inaczej. Siadałam do laptopa, otwierałam Word'a. No i pisz.  Ale nie było tak łatwo.Po prostu miałam blokadę, jakoś nie umiałam. Dzisiaj jednak, pełna motywacji, powiedziałam sobie, że muszę napisać. Wyrzuty sumienia od tamtego czasu nie dawały mi spokoju. Mam nadzieję, że się podoba :). Bardzo mi zależy na tym rozdziale, bo osobiście jestem z niego bardzo zadowolona, zwłaszcza z ostatniej części. Rozdział jest praktycznie dwa razy dłuższy niż normalnie, więc sądzę, że jesteście zadowoleni. No i Jortini będę rozdział wcześniej - to chyba najlepsza wiadomość. Kończąc mój wywód, chciałabym zaprosić Was, moje #MrsBlanists (pozdrawiam Paulinę, która wymyśliła fandom! ♥) na mojego fanpage'a na Facebooku. Nareszcie go założyłam. Tam jestem cały czas, więc tam też możemy złapać o wiele lepszy kontakt, na czym bardzo mi zależy, gdyż jak każda bloggerka bardzo chciałabym poznać lepiej swoich czytelników. Tutaj proszę, od razu możecie przejść do strony:



Także to chyba na tyle. Szantażyk?


 30 komentarzy - Rozdział 33 

Słodkich snów, Mrs.Blanists ;*
Mrs.Blanco


Chat~!~