wtorek, 30 grudnia 2014

Świąteczny One Shot - "Wjechałeś do mojego serca, na swoich nartach, z workiem pełnym miłości"

♥ ♥ ♥


Nazywam się Violetta Castillo i mam dwadzieścia pięć lat. Jedni mówią, że wyglądam młodo jak na
swój wiek, inni twierdzą, że sprawiam wrażenie takiej jaką jestem, co wprowadza mnie w niesamowite omotanie. Najważniejsze jest to, że czuję się świetnie i nikt ani nic tego nie zmieni. Nie przejmuję się za bardzo swoim wyglądem. Stawiam na elegancję i wygodę. Nie używam także zbyt dużo makijażu, ale cóż, czasami mi się to zdarzy. Nienawidzę, kiedy wracam zmęczona z pracy, a koło mnie na ulicy przechodzą wymalowane kobiety, wyglądają normalnie jak lalki Barbie. Uważam, że jesteśmy wyjątkowe i nie powinniśmy zakrywać naszych niedoskonałości, ale cóż, najwidoczniej nie każdy ma takie zdanie. A no właśnie, praca, czyli to co stoi w moim życiu na pierwszym miejscu. Nie, nie rodzina. Wychowałam się w domu dziecka. Nie, nie miłość, bo takowej nie mam. Nie wierzę w uczucia, ani to coś nazywane właśnie miłością. To jeden wielki fałsz. Kiedyś miałam chłopaka, przepraszam, narzeczonego. Miał na imię Diego i był cudowny - troszczył się o mnie, do czasu. Potem okazało się, że tak naprawdę za moimi plecami robił wszystko z Larą - moją asystentką, ale o mojej pracy za moment - żebym wyleciała. Całe szczęście szybko się zorientowałam i powiadomiłam szefową, która na szczęście była moim sprzymierzeńcem. Chciała wyrzucić Domingueza i Baroni, jednak to ja postanowiłam odejść i założyłam własną firmę. Jestem znaną projektantką wnętrz. Moja firma nazywa się CASTILLO DESING i ma świetne dochody. Pieniądze też nie są dla mnie jakieś strasznie ważne. Tego, czego mam za dużo oddają na cele dobroczynne. Jestem kim jestem, wiele osób mnie nie akceptuje. Mam tylko przyjaciółkę Ludmiłę, z którą mieszkam w nowoczesnym mieszkaniu ogromnego wieżowca. Kiedyś była z nami jeszcze Francesca i Camila, jednak pierwsza musiała wracać do rodzimego kraju - Włoch, a Camila wyjechała ze swoim mężem do Madrytu. I tym oto sposobem zostałam sama z Lu. Na początku strasznie to przeżywałam, ale potem pojawił się Diego i... tak to się jakoś potoczyło. Najważniejsze jest to, że ja jestem szczęśliwa. Jednak czasami wydaje mi się, że czegoś mi brakuje. Szkoda, że nie wiem czego.

***

grudzień, 2013


Siedzę właśnie w samolocie i czytam książkę "Gwiazd naszych wina". Naprawdę, podziwiam Hazel za to, jak postępuję. Zresztą Augustusa też. Oboje mają nowotwór, a pomimo to cieszą się życiem.
- Prosimy zapiąć pasy, lądowanie rozpocznie się lądowanie. - mówi przyjemny kobiecy głos. Wykonuję polecenie i czekam na najgorszą część lotu. Turbulencje szturchają mną szaleńczo, jednak ja mam zamknięte oczy i staram się myśleć o czym innym. Po chwili jest już po wszystkim. Biorę walizki po czym zamawiam taksówkę, która ma mnie zawieść do hotelu. Dobrze, że umiem włoski. Przyjechałam tutaj na zjazd architektów i projektantów z całego świata. To ogromne, ale i kameralne zdarzenie. Taki zjazd odbywa się co roku. W tym roku postanowiłam zostać tydzień dłużej i spędzić tu święta i sylwestra. W końcu i tak siedziałabym sama w domu, bo Ludmiła wychodzi do Federico - jej chłopaka właśnie rodem z Włoch - na wigilię. Z tego co wiem, to on chce jej się oświadczyć właśnie 24 grudnia, więc pewnie sylwestra także bym tak spędzała. Po chwili moim oczom ukazuje się żółty samochód. Wsiadam i podaję adres. Droga nie jest długa. Dobrze znam te okolice. Już po chwili jestem pod drogim, pięciogwiazdkowym hotelem, w którym mam wynajęty pokój z ogromnym balkonem - tak jak prosiłam. Płacę taksówkarzowi za podwóz, w końcu taka jego praca, po czym zabieram moją czarno-czerwoną walizkę i wchodzę do hotelu przez ogromne szklane drzwi. Podchodzę do recepcji i czekam w kolejce. Rozglądam się. Jest to piękne miejsce. Gra świąteczna muzyka, dokładnie ta piosenka, którą uwielbiam. Na górze wisi ogromny żyrandol. Na piętro prowadzą piękne schody obszyte czerwonym dywanem, a obok jest złota poręcz. Stoi tu także ogromna choinka, z dziesiątkami bombek i parę kanap. To właśnie tam przenoszę swój wzrok. Patrzę na wszystko i wszystkim, aż nagle napotykam wzrokiem na pewne oczy. Moje nogi momentalnie robią się jak z waty. To dwa szmaragdy. Widzę, jak na mnie patrzą. Postanawiam poznać ich właściciela. Moim oczom ukazuje się nieziemsko przystojny szatyn, z cudowną grzywką postawioną na żel. Po chwili uśmiecha się do mnie lekko, pokazując swoje urocze dołeczki i perfekcyjny rządek białych ząbków. Odwzajemniam gest, jednak wtedy schodzę na ziemię. W moim życiu nie ma miejsca na mężczyzn. Odwracam się i unikam jego wzroku przez kolejne dzie
sięć minut - aż do momentu, gdy podaję recepcjonistce dane i otrzymuję kluczyk do apartamentu. Stawiam na windę, gdyż chcę uniknąć spotkania tajemniczego szatyna. Na moje nieszczęście ta jest nieczynna. Odwracam się - jego już tam nie ma. Widzę jedynie małą dziewczynkę która siedzi koło choinki i płacze. Podchodzę do niej, szkoda mi takiego słodziaka.
- Co się stało kochanie? - pytam, kucając obok niej.
- Zgubiłam tatusia. - mówi. Jest mi jej strasznie żal.
- A jak masz na imię? - pytam po raz kolejny.
- S-s-sara. - odpowiada przez płacz. Przytulam ją - i mam pięć lat. - dodaje.
- Chodź, poszukamy twojego tatusia. - chwytam ją za rączkę - tylko musisz mi coś o nim powiedzieć. - oznajmiam.
- Jest wysoki, ma brązowe włoski, zielone oczy. I ma na imię Leon. - tłumaczy. Rozpoczynam poszukiwania. Badam wszystkich po kolei. Nagle słyszę jak ktoś woła:
- Sara! - odwracam się, a mała momentalnie puszcza moją dłoń. Biegnie do swojego taty... chwila, przecież to jest ten szatyn!
- No to cudownie. - myślę. Podchodzę bliżej. Niejaki Leon stawia Sarę na ziemi i patrzy na mnie.
- Dziękuję. - mówi, blado się uśmiechając. Gdy słyszę jego głos, czuję jak mdleję. Jest idealny. A z bliska wygląda jeszcze lepiej... Stop. Mam czasem dość mojej duszy. To tak jakbym udawała kogoś, kim nie jestem. Mimo mojej silnej woli, choć chyba jeszcze nie wystarczająco, odwzajemniam gest.
- Nie ma za co. Chociaż następnym razem, powinien pan lepiej pilnować córki. - śmieję się.
- Jestem Leon Verdas. - wystawia rękę w moją stronę.
- Violetta Castillo. - odpowiadam. Kiedy nasze dłonie się spotykają, czuję jak przez moje ciało przechodzi przyjemny prąd. Liczę jednak na to, że się nie zakochałam.
- Raz jeszcze przepraszam i... do zobaczenia. - mówi, puszczając do mnie oczko. Mała Sara także mi macha. Czuję jak się rumienię. W pośpiechu idę do pokoju. Odstawiam walizkę w kąt i padam na łóżko. Zaczynam płakać. Nienawidzę mojego charakteru. A czemu? Bo raz zostałam skrzywdzona. Pamiętam jak płakałam. A teraz? Niebo się otwiera, poznaję cudownego mężczyznę, jednak ten jest żonaty - w końcu był z córką. Ale boję się. Jestem głupia. Z takimi myślami zasypiam, śniąc o szczęściu, które czuję, że jest pod samym moim nosem. Jednak gdzie?



Rano budzę się cała czerwona, moja poduszka także taka jest. Postanawiam jednak wziąć się w garść i totalnie się zmienić. Nie zamierzam być taka sama. Od dziś jestem silna. Zaczynam nowy rozdział, zupełnie inny.
W końcu wstaję z łóżka i wykonuję poranne czynności. Robię bardzo delikatny makijaż, gdyż tutaj nie mam się zamiaru zmieniać, i ubieram (tu także pozostaję bez zmian). Gdy jestem już gotowa schodzę na dół na śniadanie. Biorę miskę, do której wrzucam płatki owsiane, dorzucam bakalie i zalewam gorącym mlekiem. Do tego biorę jeszcze jogurt i pomarańczę. Przy ostatnim stanowisku parzę sobie kawę. Zajmuję wolny stolik i siadam. Wyjmuję jeszcze telefon, aby sprawdzić pocztę, po czym zabieram się do jedzenia. Pół godziny później wychodzę z restauracji. Dzisiaj mam zamiar pojeździć trochę na nartach. Nagle czuję, jak coś buczy w mojej torebce. Wyjmuję telefon - okazuje się, że to Ludmiła. Odbieram. Rozmawiamy na różne tematy. W pewnym momencie puszczam parę z ust i mówię jej o Leonie. Ta radzi mi tylko, że mam się zachowywać normalnie. Przecież każdy zasługuje na szczęście. Popieram ją. Po godzinnej rozmowy kończymy nasze pogaduchy, a ja zakładam mój nowy kombinezon. Gdy i to mam już za sobą (całe szczęście, nienawidzę tego), schodzę na dół. Kieruję się na poziom -1, gdyż tam właśnie stoi mój samochód - czerwone porshe. Wyjmuję z nich narty - białe w czarne i czerwone kwiaty - to moje ulubione kolory. Nie, nie fioletowy. Nienawidzę go mniej więcej tak, jak ubierania się w strój narciarski. Przez moje imię został mi przypisany owy kolor. Nie mogę teraz na niego patrzeć. Bo całe moje dzieciństwo - które było naprawdę smutne - składało się w siedemdziesięciu pięciu procentach z fioletu.
Zakładam buty potrzebne do tego sportu i wychodzę na dwór. Kieruję się w stronę długiej kolejki po karnet. Na szczęście jest jeszcze przed 10, więc zdążę idealnie na otwarcie wyciągu. Zakupuję bilet na cały dzień, gdyż później nie będę już miała czasu aby pojeździć, a naprawdę to lubię. Wreszcie mam zakupiony kolorowy karnet. Staję w kolejce, której jak na razie brak. Po pięciu minutach wyciąg zostaje otwarty. Obracam się i widzę za sobą długą kolejkę. Bez dłuższego zastanowienia wsiadam na krzesełko. Jadąc rozmyślam o tym co mówiła mi Ludmiła.
- Jeżeli coś do niego poczujesz, to znaczy, że pora się zmienić. - przypominam sobie jej słowa.
W końcu mogę zjechać. Rozpoczynam od delikatnego pługu, aż w końcu przechodzę na krawędzie. Czuję się niesamowicie. Wiatr pcha mnie i jadę jeszcze szybciej. Na końcu zatrzymuję się tworząc śnieżny gejzer. Wszyscy patrzą na mnie z podziwem, a ja tylko ustawiam się w kolejce.


Po trzech godzinach nadal nie jestem jeszcze do końca usatysfakcjonowana. Kieruję się więc na inną trasę. Wybieram tym razem czerwoną, gdyż wcześniej dostępna była tylko niebieska. Siadam w wagoniku i jadę, choć dwa razy dalej, to o wiele szybciej. W końcu jestem na górze. Nim zjeżdżam, napawam się cudownym widokiem. Dziś niebo jest piękne i przejrzyste. Po chwili odpycham się kijkami i zaczynam zjeżdżać. Tu jest o wiele ciężej niż tam niżej. Jednak jadę. Już po chwili czuję się pewnie. Wszystko byłoby idealnie... nagle ktoś we mnie uderza i obydwoje się przewracamy.
- Przepraszam. Wjechałem na lód. - słyszę znajomy głos. Mężczyzna podnosi gogle i widzę tam...
- Leon! - mówię.
- Violetta? - pyta, ściągając kask. Czynię to samo - Jejku, przepraszam... Nie chciałem. - tłumaczy się.
- Już dobrze, też wiele razy mi się to zdarzyło. - wybaczam mu. Po chwili nie rozumiem mojego zachowania. Przecież normalnie bym na takiego kogoś nakrzyczała, a teraz?
- Nic ci nie jest? - pyta mnie, pomagając wstać.
- Wszystko okej. - otrzepuję się ze śniegu.
- Może w ramach przeprosin dasz się zaprosić na gorącą czekoladę? - pyta nagle. Zastanawiam się chwilę. Cóż, czemu nie. W końcu wydaje się być fajną osobą.
- Dobrze. - mówię, po czym ścigamy się na sam dół. Zdejmujemy narty i wchodzimy do małego baru. Zajmujemy stolik i zaczynamy rozmawiać. Cały czas się śmieję i uśmiecham. Co się ze mną dzieje?

***


24 grudnia 2013


Od tamtego upadku na nartach bardzo polubiłam Leona. To świetny przyjaciel. Bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Cieszę się. Okazało się, że jest właścicielem Verdas Company w Buenos Aires, i jest architektem! Dzięki temu mieliśmy wiele tematów do rozmowy. Jego córka Sara też chyba mnie polubiła. Zaczęła nawet mówić do mnie Ciocia Viola. Kiedy to usłyszałam, uroniłam łzę wzruszenia. A jego żona... Zostawiła go. Bez słowa. Nie rozumiem, jak można to zrobić, takiemu świetnemu facetowi, jakim jest Leon. To ideał! Nie, nie zakochałam się. Po prostu... Bardzo, bardzo go lubię.
Zjazdy architektów i projektantów także dobiegły końca. Teraz mam cały tydzień dla siebie.


Kończę rozmyślać, gdyż słyszę pukanie do drzwi. Wstaję z łóżka, poprawiam włosy i zakładam szlafrok i moje ciepłe kapcie. Pukanie nie ustaje. Podchodzę do drzwi i otwieram je. Moim oczom ukazuje się Verdas.
- Dzień dobry, śniadanie przyszło. - śmieje się.
- Już po śniadaniu? - pytam, po czym patrzę na zegarek. No pięknie, jedenasta.
- Owszem księżniczko. - odpowiada mi.
- Wejdź. - otwieram szerzej drzwi. Leon posyła mi ten cudowny cudowny uśmiech, po czym siada przy stoliku.
- Płatki, tak jak lubisz. - mówi.
- Jak ty mnie dobrze znasz. - oznajmiał, po czym całuję delikatnie jego policzek.
- Wolałbym nagrodę tutaj. - dodaje, wskazując na usta. Zaczynam się śmiać. Uwielbiam, kiedy mogę z nim spędzać czas. A najlepsze jest to, że nie będę płakać przy rozstaniu, bo mieszkamy w tym samym mieście, nawet niedaleko siebie.
- Tak sobie pomyślałem... Skoro spędzasz sama wigilię i my z Sarą także... To może chciałabyś spędzić ją z nami? - pyta mnie, po czym dodaje - będziemy ją spędzać na dole, nikogo tam wtedy nie będzie. Już to załatwiłem. - zastanawiam się chwilę. Nie wiem czemu, ale brzmi to jak propozycja randki.
- Dobra, zapomnij. - mówi, po czym wstaje i kieruję się w stronę drzwi. Podbiegam do niego i chwytam dłoń, co sprawia, że szatyn momentalnie odwraca się w moją stronę. Patrzy na mnie.
- Będę zaszczycona. - oznajmiam, po czym całuję go blisko ust. On tylko uśmiecha się szeroko, po czym podnosi mnie i okręcam wokół własnej osi.
- Do zobaczenia o osiemnastej. - przytula mnie i wychodzi. Padam szczęśliwa na łóżko, a po chwili uświadamiam sobie, że nie mam ani prezentów, ani odpowiedniej kreacji. W tempie ekspresowym kończę śniadanie i ubieram się, po czym lecę do samochodu i jadę do centrum. Latam po sklepach dwie godziny. Wreszcie znajduję to czego szukałam - śliczną czerwoną sukienkę i cudowną lalkę. Zostaje mi do kupienia prezent dla Leona. Chodzę zestresowana, mam tylko trzy godziny. Wreszcie znajduję to, czego szukałam - świetnego iPada. Kupuję go, a dodatkowo otrzymuję wybrane przez siebie etui. Wychodząc, kupuję jeszcze świąteczny papier. Wracam do hotelu - widzę jak jego pracownicy szykują miejsce przy choince. Uśmiecham się pod nosem i wracam do pokoju. Pakuję prezenty. Gdy i to mam za sobą, biorę prysznic i myję włosy. Następnie kręcę włosy lokówką i związuję je w kitkę, zostawiając dwa pasma włosów. Maluje paznokcie, a gdy wysychają, robię makijaż. Patrzę na zegarek - mam idealnie piętnaście minut na ubranie się i założenie biżuterii, co już po chwili kończę. Przeglądam się w lustrze. Jestem inna. Widzę w sobie zakochaną dziewczynę - to niestety trzeba przyznać. Poprawiam włosy i sukienkę, zabieram prezenty i zamykam pokój. Schodzę powoli po schodach.
- Tato, patrz! - słyszę wołanie małej Sary. Po chwili Leon się odwraca i patrzy na mnie. Uśmiecham się do niego. Już po chwili stoimy twarzą w twarz.
- Dobry wieczór książę. - oznajmiam. Verdas jest ubrany bardzo elegancko, w przepiękny garnitur, natomiast Sara ma na sobie białą sukienkę z różową halką. Zanim zasiadamy do wieczerzy, składamy sobie życzenia. Leon życzy mi wspaniałego mężczyzny, a ja, aby odnalazł nową miłość. Podczas kolacji dużo rozmawiamy. W końcu nadchodzi czas na prezenty. Jako pierwsza odpakowuje je Sara.
- Jaka piękna lalka! - woła szczęśliwa. Jestem zadowolona, że jej się podoba. Od Leona dostała urocze przebranie księżniczki.
- Teraz ty. - mówię do Leona.
- O nie, ty. - poprawia mnie i podaje brązowe pudełko obwiązane zieloną wstążko ze złotym napisem YES. Otwieram je. W środku jest cudowna bransoletka na białym sznurku związanym w warkoczyka, a do niej przyczepiona jest złota zawieszka. Patrzę na grawer. Jest tam wygrawerowane połączenie naszych imion, jakie kiedyś wymyśliła jego córeczka - Leonetta.
- Dziękuję. - mówią, przytulając się do niego.
- Ciociu Violu, to dla ciebie. - mówi kopia Leona i podaje mi rysunek - to ty i tatuś. - tłumaczy, wskazując na dwa ludziki trzymające się za ręce. Rumienię się. Gdy Leon otwiera paczkę jest bardzo zadowolony. On także otrzymał taki rysunek. Nagle Sara zaczęła się śmiać.
- Co cię tak bawi kochanie? - pyta Leon, siedzący obok mnie. Dziewczynka wskazuje palcem w górę. Patrzymy w tamtą stronę. Nad nami wisi jemioła. Patrzymy na siebie. Przygryzam wargę. On uśmiecha się do mnie. Jednak po chwili uświadamiam sobie, co się dzieje. Rzucam Leonowi przepraszająco spojrzenie i wybiegam przed hotel, do zamarzniętego jeziora. Siadam. Zaczynam płakać. Trzęsę się z zimna. Wtedy czuję ciepłą marynarkę na moich ramionach. Czuję wspaniałe perfumy. Kątem oka widzę, jak Verdas siada obok mnie.
- Przepraszam. - mówię.
- Nie masz za co. - odpowiada, jednak słyszę w jego głosie smutek. Stawiam przed wyzwaniem i opowiadam mu o historii z Diego. Widzę w jego oczach współczucie. Wstajemy i chcemy wrócić do środka. Zaczyna padać śnieg. Zatrzymujemy się. Patrzę na Verdasa.
- Obiecaj mi, że nigdy mnie nie zostawisz ani nie zranisz. - wyznaję.
- Ani mi się śni. Za bardzo cię kocham. - mówi, patrząc mi w oczy.
- Co powiedziałeś? - pytam z niedowierzaniem.
- Kocham cię. - wyznał.
- Ja ciebie też. - mówię po chwili. Uśmiecha się szeroko i zbliża do mnie. Robię to samo. Nasze usta po chwili łączą się w pocałunku. Czuję się magicznie. Niedługo później odrywamy się do siebie.
- Violetto Castillo, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją dziewczyną? - pyta mnie. Bez wahania zgadzam się i przytulam go.




Od czasu kiedy jestem z Leonem, wszystko się zmieniło. Jestem tak bardzo szczęśliwa. Czuję, że żyję. Rozmawiałam z Ludmiłą. Cieszyła się niesamowicie. Dobrze, że wyznałam mu uczucia.

Dziś Sylwester. Postanawiam złożyć Leonowi poranną wizytę. O tej porze już zazwyczaj nie śpi. Schodzę na jego piętro i pukam do drzwi. Ku moim oczom ukazuje się niska brunetka. Jest ubrana w piżdżamę.
- Tak? - pyta mnie. Nie no, nie mogę.
- Przyszłam do Leona. - mówię wściekła.
- Leon jeszcze śpi. - oznajmia.
- Naty, kto to? - słyszę głos Leona.
 Nie wytrzymuję. Zaczynam płakać. Biegnę do pokoju. Biorę pierwszą lepszą kartkę i pisze do niego list. Zostawiam go w recepcji. Pakuję się cały czas płacząc. Proszę, aby nie mówić Verdasowi co się ze mną stało. Zapłakana jadę na lotnisko. Z opuchniętymi oczami, wracam do Buenos Aires.



***



Rok później

Siedzę u siebie w pokoju bez żadnego życia. Niby pozbierałam się, po sytuacji sprzed roku, jednak to i tak nadal boli. Przez ten rok ograniczyłam relacje z Verdasem do zera. Wiem tylko, że kiedy dowiedział się, co się stało szukał mnie wszędzie. To trwało parę miesięcy. A potem to wszystko ustało... Nie słyszałam o nim nic. Spoglądam na moją dłoń - cały czas jest na niej bransoletka od niego. Nie potrafiłam się jej pozbyć. Co jak co, ale ja nadal czuję, że go kocham.

Nagle dzwoni mój telefon, nieznany mi numer. Odbieram.
- Violetta? - pyta mnie głos. Skądś go kojarzę.
- Przy telefonie. - mówię.
- Boże, nareszcie! Jestem Natalia, ta od Leona. Tylko błagam, nie rozłączaj się! To nie tak jak myślisz. - tłumaczy.
- A jak? - pytam.
- Violetta, jestem jego siostrą. - oznajmia. Uświadamiam sobie, co zrobiłam. Jestem głupia. Zniszczyłam coś wspaniałego.
- Gdzie jest Leon? - zadaję kolejne pytanie.
- Leon miał wypadek. Prawie rok temu. Leży cały czas w śpiączce. - zaczęła płakać. Mój świat się zawalił. Pytam gdzie leży, a po chwili informuję ją, że już jadę. W szpitalu jestem w ciągu piętnastu minut. Wpadam do jego sali niczym strzała. I widzę go. Jest cały blady. Zaczynam płakać. Siadam obok i chwytam jego zimną dłoń.
- Leon... przepraszam. - szepczę. Moje słone łzy spadają na jego koszulkę. Nagle czuję, jak ktoś się do mnie przytula. Widzę Sarę.
- Ciociu Violu, wróciłaś! - powiedziała.
- Tak kochanie, wróciłam.
- Tata śpi.
- Długo już tak śpi? - pytam.
- Zawsze kiedy do niego przychodzę z ciocią Naty. - odpowiada. Widzę brunetkę.
- Ciebie też przepraszam. - mówię.
- Nie masz za co. - oznajmia i przytula mnie.
- Chodź Sara, zostawimy ciocię Violę samą z tatusiem. - zwraca się do dziewczynki i wychodzi.


Siedzę z Leonem dzień w dzień. Rozmawiam z nim. Wiem, że mnie słyszy. Ściska moją dłoń. Dziś jestem u niego już dziesiąty raz. Mija jedna godzina, druga, trzecia...
- Leon. Muszę ci coś powiedzieć. - zaczynam - nigdy o tobie nie zapomniałam. Ja cię nadal kocham. - wyznaję. Zbliżam się do niego i delikatnie całuję. Patrzę na niego. Nie wierzę, w to co widzę. Leon otwiera oczy i uśmiecha się do mnie.
- Violetta. - mówi.
- Kochanie nie mów nic. Musisz odpoczywać. A ja... ja cię przepraszam. Oskarżyłam cię o coś, nie mając pojęcia. Zrozumiem, jeżeli powiesz mi teraz, że mam się stąd wynosić. - mówię.
- Cały czas cię kocham. - wyznaje mi. Odwracam się. Podchodzę do niego i przytulam. Znów jestem szczęśliwa!



Leon wyszedł ze szpitala miesiąc temu. Siedzimy teraz u niego w domu, przepraszam, w naszym domu. Mieszkamy razem. Nagle Leon odsuwa się.
- Wiesz kochanie... Mam takie dziwne przeczucie... - zaczyna.
- Jakie przeczucie? - pytam.
- Że powinniśmy zapamiętać ten moment. Będziemy go opowiadać naszym wnukom. - mówi dalej.
- Co masz na myśli? - pytam po raz kolejny.
- Wyjdziesz za mnie? - mówi. Nie mogę uwierzyć w to co słyszę. Od razu zgadzam się. Płaczę.



***

Kilka lat później, grudzień

Nazywam się Violetta Verdas. Jestem szczęśliwą mężatką. Moim mężem jest najwspanialszy mężczyzna na świecie - Leon Verdas. Jestem projektantką wnętrz, a on architektem. Kiedyś pracowaliśmy osobno. Dziś jest zupełnie inaczej. Połączyliśmy je w jedność i teraz jesteśmy właścicielami VERDAS IMPERIUM. 
Siedzę obecnie w naszym domu, a konkretniej w naszym salonie i patrzę przez okno, jak razem z Sarą i Alexem - naszymi dziećmi - lepi ogromnego bałwana. Cały czas nie dociera do mnie to, że jestem tak szczęśliwa. Za chwilę wrócą do domu i zasiądziemy do wieczerzy. Moje przypuszczenia potwierdzają się. Kiedy przychodzi czas na prezenty, wszyscy się cieszą. Gdy widzę nasze uśmiechy, moje serce bije szybciej. To jedne z najwspanialszych świąt. Drugie takie były wtedy, gdy z Leonem wyznaliśmy sobie uczucia. Do dziś to wspominamy.

Jestem najszczęśliwszą osobą na świecie.
Bo wszystkie skarby tego świata mam u siebie w domu.
Razem tworzymy jedną bajkę.
Jestem księżniczką.
On księciem.
A nasze dzieci następcami tronu.
Nie mam zamiaru stawiać tu kropki. To oznaczałoby koniec tej bajki. A ona tak naprawdę dopiero się zaczęła.

 Dziękuję Ci Leon.
Wjechałeś do mojego serca,
na swoich nartach
z workiem pełnym miłości,
której tak bardzo potrzebowałam.
Kocham cię.





♥ ♥ ♥

Ta daaam!
No nie spodziewaliście się, co? Tak wyszło :)
Wiem, że już po świętach,
ale to one shot, którego wysłałam na konkurs do Pau Nielusi ♥
No i pomyślałam, że żeby Wam jeszcze trochę umilić czas,
to Wam go tu wstawię.
Mam nadzieję, że Wam się podoba.
Co do szablonu,
to jest to wolny szablon z Szablono Sfery,
gdyż mojego zamówienia jeszcze nie otrzymałam.
No, to chyba tyle.
Do rozdziału,
który na 75% jutro :*
Besos!
Mrs.Blanco

PS. Proszę, zostawcie po sobie ślad.
Dla Was to naprawdę chwila, 
a mi pisanie pochłania naprawdę sporo czasu.
Chcę wiedzieć, czy mam dla kogo pisać,
gdyż ostatnio z wielu względów
rozważałam usunięcie bloga.

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Kolejna nominacja do Liebster Blog Award ♥

Hola!
Witam Was serdecznie w ten chłodny wieczór ;) 
Przygotowałam na dziś post z kolejną (czwartą już) nominacją do LBA. Zaraz po tym zabieram się za notkę informacyjną, z wyjaśnieniami :)

Z A C Z Y N A M Y !





Nominację otrzymałam od Pati Stoessel :) 
Dziękuję za nią bardzo, nie spodziewałabym się, naprawdę! :* 
Przejdźmy więc już do pytań.



1. Jak masz na imię?
~ Martina ♥

2. Ile masz lat?
~ Wystarczająco ♪

3. W jakim województwie mieszkasz?
~ W odległym, w takim, gdzie króluje muzyka - czyli gdzieś daleko, ale nikt nie wie gdzie! :)

4. Masz rodzeństwo?
~ Może tak, może nie...

5. Czytasz mojego bloga?
~ Tak! Wprawdzie od niedawna, ale nadrobiłam zaległości. Bardzo podoba mi się twój pomysł, choć     jest odrobinę ściągnięty z filmy "Kopciuszek - Roztańczona Historia", ale to nic ;) Dodajesz dużo       swoich pomysłów, co daje genialny efekt :)
6. Leonetta vs. Dieletta?
~ Leonetta ♥

7. Beto vs. Pablo?
~ Chyba Pablo ;*

8. Cande vs. Lodo?
~ Lodovica ♪
9. Kogo z obsady Violetty lubisz najbardziej (chłopak i dziewczyna) ?
~ Pewnie mam podać tylko po jednej, ale nie mogę ich pominąć ;) 
   Tak więc Martina, Jorge, Lodovica i Ruggero ♥ ♥ ♥

10. Jaka jest twoja ulubiona piosenka z serialu "Violetta"?
~ Odkąd wyszedł soundtrack z trzeciego sezonu, to on jest moich faworytem. Do tego jeszcze                Podemos, Nuestro Camino, Ser Mejor i Voy Por Ti ♥ ♪ ♥


Pytania ode mnie ;* 

1. Jak masz na imię?
2. Skąd pomysł na pisanie bloga?
3. Ukochany cytat?
4. Życiowe motto?
5. Co cię inspiruje?
6. Do jakich fandomów należysz?
7. Ukochana piosenka?
8. Czy jedziesz na Violetta Live? Jeżeli tak, to gdzie?
9. Czy czytasz mojego bloga?
10. W tym pytaniu, napisz wszystko to, co cię męczy. Swoje przemyślenia i sentencje na dzisiejszy dzień.




Ja nominuję:




To na tyle, przynajmniej dzisiaj :)
Mam nadzieję, że zobaczymy się już niedługo,
w notce informacyjnej, 
z wieloooooma wyjaśnieniami,
bo jestem Wam je winna :*
♥ Gracias ♥

Milion besos desde Mrs.Blanco!

sobota, 22 listopada 2014

Jortini Story

Hola!
Wybiła 13:30, a to oznacza, że mogę wreszcie ujawnić przed Wami to, co tak długo ukrywałam.



Na samym początku, miało to być jedynie urozmaicenie do rozdziału 25 - wspomnienia Martiny z Jorge (no pięknie, spojleruję ;__;), jednak tworząc to, poczułam ogromną frajdę i satysfakcję, że z tych 24 rozdziałów da się coś takiego stworzyć.
Tak więc, Drodzy Państwo, przedstawiam

Jortini Story
na podstawie Jortini - Only Love ♥


Mam ogromną nadzieję, że film ten Wam się spodoba.
Jeżeli znajdę czas i nadal będę mieć ochotę, zacznę tak filmować
każdy rozdział. 
Jednak muszę widzieć, że podoba się Wam.

50 komentarzy - sfilmowany prolog ♥

Do rozdziału,
 który już niebawem, bo 15 komentarzy już prawie jest :)
A teraz zmykam pisać OS'a na konkurs u Veronici Blanco ;) 

Milion besos :***
Mrs.Blanco

poniedziałek, 17 listopada 2014

Rozdział 24/ Chciałbym być dla ciebie kimś więcej.


Rozdzialik 24
dedykuję 
mojej wspaniałej
Pau Nielusi ♥ 
Za motywację,
miłe słowa,
komentarze
i te rozmowy na tt :D 
Pozdrawiam ;*



♥♥♥

Martina

To uczucie. Ta świadomość, że obok mnie znów jest ten człowiek.
- Tini, wszystko dobrze? - zapytał. Nawet nie zorientowałam się, że już jesteśmy pod domem.
- Tak, w najlepszym porządku. Dzięki za troskę. - sama nie wiem czemu, ale musnęłam jego polik, na co on zarumienił się.
- Zaraz, zaraz, czyżby nasz król Jorge stał się czerwony? - zaśmiałam się.
- Ja? Chyba śnisz! To dla ciebie jest przeznaczony ten kolor! - musnął mój policzek, zanim zdążyłam biec w stronę ogrodu. 
- O, widzę, że tak się bawimy! Ależ proszę! - śmialiśmy się, goniąc po całym ogrodzie.
Od tego śmiechu już bolał mnie brzuch, ale co ja za to mogłam?  Myślałam, że już się poddam, jednak w pewnym momencie potknęłam się, Jorge także. Przewróciliśmy się na trawę, leżąc koło siebie. Patrzyliśmy na siebie z ogromnymi uśmiechami. Chciałam tę chwilę milczenia przerwać pocałunkiem, bo dziwnym trafem, odległość między nami cały czas się zmniejszała. Byłyśmy już naprawdę blisko. Powoli zamykałam oczy, kiedy w pewnym momencie poczułam na swoim ciele strumień lodowatej wody.
- Francisco! - wrzasnęłam tak głośno, że Jorge aż podskoczył.


Francisco

Wychodząc do ogrodu zauważyłem biegającą po ogrodzie Tinkę, jednak nie była sama. Ej, przecież to Jorge Blanco! Myślałem, że mam zwidy. Ale ja, jak to ja, musiałem wykręcić im jakiś kawał. Tak więc, wziąłem wąż ogrodowy i odkręciłem go mocno prosto w ich stronę.
- Francisco!!! - wrzasnęła moja młodsza siostra. Zakręciłem kran i podszedłem do nich z ręcznikiem.
- Hahahahahahahaha! - zacząłem tarzać się po ziemi - przepraszam, ale twoja reakcja była bezcenna... Trzymaj. - dodałem, podając jej ręcznik. Ta tylko wyszarpnęła mi go z dłoni i podała szatynowi.
- Co ty robisz? - zapytał ją.
- Jak to co, daje ci ręcznik. Myślę, że to normalne patrząc na siebie... - powiedziała.
- Martina, daj spokój wyschnę. Bierz ręcznik, bo się przeziębisz. - byłem w szoku, jak bardzo on się o nią martwił.
- To może ja po prostu przyniosę drugi ręcznik. - oznajmiłem, po czym szybko pobiegłem do domu, zabrałem potrzebny przedmiot i wróciłem. Zastałem tę dwójkę w dość ciekawej sytuacji. Otóż chłopak wycierał mojej siostrze włosy. Nie zauważyli mnie, więc postanowiłem ich trochę podsłuchać.
- Jorge, wiesz, że nie musisz tego robić? - zapytała moja siostra przez śmiech.
- Wiem, ale po prostu uwielbiam twoje włosy. - odpowiedział. 
- Nie wolisz swojej grzywki? - zadała kolejne pytanie Tini, tym samym przeczesując palcami jego włosy.
- Hej! - krzyknął śmiejąc się, po chwili oboje przestali się śmiać i tylko się do siebie uśmiechali.
- To był twój brat? 
- Tak. Przepraszam cię za niego... Po prostu tak ma, choć jest starszy. Na przykład w tym momencie podsłuchuje nas zza drzwi. Fran widzę cię, więc lepiej wyłaź. - powiedziała. Zrobiłem to o co prosiła i podałem ręcznik przyjacielowi.
- No tak, w końcu wy się jeszcze nie znacie... - zaczęła Tinita - Jorge, to jest Francisco, mój brat. Fra, to jest Jorge, mój... - jednak nie dałem jej skończyć.
- Twój chłopak? - zapytałem poddenerwowany, bo nie chciałbym, żeby ktoś skrzywdził moją ukochaną siostrzyczkę. 
- Nie, jesteśmy tylko przyjaciółmi. - odpowiedział Jorge, widząc jej czerwone policzki i speszenie. Podszedł do niej objął w talii.



Jorge

Kiedy wraz z Martiną byliśmy już wysuszeni, postanowiliśmy obejrzeć jakiś film. Razem z Francisco wybraliśmy horror. No właśnie, Francisco. Świetnie się dogadujemy. Jest mniej więcej tak świrnięty jak ja. Cieszę się, że tak się potoczyły moje relacje z bratem mej ukochanej. Na początku wydawało mi się, że jest do mnie strasznie wrogo nastawiony. Na szczęście się pomyliłem.
Teraz siedzimy całą trójką na kanapie i oglądamy jakiś film, jednak nie wydaje się być straszny. Tini, siedząca pomiędzy nami, kurczowo trzymała moją dłoń. W strasznych momentach przytulała się do mnie.
- Ej, bo będę zazdrosny! - zaczął udawać Fran.
- Nie masz o co. - odpowiedziałem mu.
- A mi się wydaje, że chyba ma! - zaśmiała się dziewczyna, wtulając się we mnie. Automatycznie objąłem ją ramieniem. Było mi wspaniale. Siedzieliśmy tak razem jeszcze piętnaście minut, aż do końca filmu. Potem nasza 'rodzynka' postanowiła zrobić coś do jedzenia. Koniecznie chcieliśmy jej pomóc, jednak ona powiedziała nam, że mamy się jeszcze lepiej poznać. Tak więc postanowiliśmy obejrzeć mecz piłki nożnej.
- To kiedy mogę zacząć mówić do ciebie szwagrze? - zapytał nagle Francisco.
- Co? - wyprostowałem się.
- No jak to co, pytam się od kiedy mogę zacząć mówić do ciebie szwagrze. - odpowiedział ze śmiechem.
- Francisco, to nie jest śmieszne... O co ci chodzi? - zapytałem już lekko poddenerwowany.
- Myślisz, że nie widać? Jeszcze nie prześledziłem Martiny, ale po tobie widać na kilometr, że ona ci się podoba. Ba, nawet więcej. Stary, ty ją kochasz! - krzyknął uradowany.
- Cicho, bo jeszcze usłyszy. - upomniałem go.
- Haha! Przyznałeś się! Moja kochana siostrzyczka wreszcie sobie kogoś znalazła!
- Nie mów hop. Ona nie czuje tego samego co ja.
- Ta jasne... Moim zdaniem, jeśli jeszcze się w tobie nie zakochała, to zrobi to niebawem.
- Błagam, nie dołuj mnie jeszcze bardziej... - nagle do głowy wpadł mi genialny pomysł.
- Francisco, mam prośbę. Powiedz Martinie, żeby przyszła do Cafe '70 o 17. Będę tam na nią czekał. Teraz lecę. - powiedziałem szybko, wychodząc tak, żeby Tini mnie nie zauważyła.



Martina


Akurat upiekłam moje małe zapiekanki z mozzarellą, pomidorem i bazylią. Zaniosłam je do salonu, jednak zastałam tam tylko mojego brata.
- Gdzie jest Jorge? - zapytałam stawiając posiłek na stoliku.
- Prosił, żeby ci przekazać, że musiał iść coś załatwić, i że będzie na ciebie czekał o 17 w Cafe' 70. - powiedział lekko zmieszany. Francisco i zmieszanie? Coś mi tu nie grało. Czułam, że oni coś kombinują. I to za moimi plecami!
- Ale to przecież za półtorej godziny! Nie zdążę! 
- Dasz radę siostrzyczko. Ja się zajmę kanapeczkami, a ty wyglądem. - zaśmiał się. Pokazałam mu język i szybko ruszyłam na górę w celu odpowiedniego przygotowania się.

Tak naprawdę, to nie wiedziałam, co kombinuje mój chłopak. Po prostu mam przyjść do kawiarenki w której ponownie się spotkaliśmy i tyle. Cóż, jak mus to mus. Umyłam włosy szamponem kokosowym. Następnie wysuszyłam je i wyprostowałam. Założyłam żółte, pastelowe rurki,a do tego jeansową koszulę. Włożyłam jeszcze wysokie conversy we wzroki, i biżuterię. Na koniec zrobiłam delikatny makijaż. Paznokcie pozostawiłam w kolorze takim jakim miałam - różowym. Spojrzałam na zegarek - 16:30. Miałam idealnie pół godziny na dojście. Tak więc zarzuciłam sportową torebkę na ramię i wyszłam.
- Miłej randki! - krzyknął Fran, kiedy miałam już wychodzić.
- To nie randka, tylko przyjacielskie spotkanie. - powiedziałam.
- Mów co chcesz, ja i tak wiem swoje. - zaśmiał się. Pokazałam mu tylko język i wyszłam.



Jorge

Czekałem na Martinę zniecierpliwiony. Nagle ktoś podszedł mnie od tyłu i zakrył oczy. Wiedziałem, że to ona, poznałem to po tych delikatnych dłoniach.
- Zgadnij kto to. - powiedziała.
- Hmm... Ruggero? - postanowiłem się z nią trochę podroczyć.
- Nie, zgaduj dalej. - odpowiedziała.
- To może Facundo? 
- Pudło! - zaśmiała się.
- To ja już nie wiem. Stephie? - wymyśliłem. Nie chciałem jej zranić, ale chyba do tego doszło.
- Nie, to ja głupku... - zaśmiała się siadając naprzeciwko mnie.
- Wiedziałem. Wszędzie poznam te aksamitne dłonie. - skomplementowałem ją, na co ona tradycyjnie się zaczerwieniła.
- To po co mnie tu ściągnąłeś? - zapytała.
- Mam dla ciebie niespodziankę. Wiesz co dzisiaj jest?
- Nie mam pojęcia. - pokręciła przeczącą głową.
- Noc spadających gwiazd. Chodź. - chwyciłem jej dłoń i ruszyliśmy. Widziałem zachwyt w jej oczach. Jechaliśmy tak długo, że akurat zdążyło się ściemnić. 
- Pozwól, że zawiążę ci oczy. - oznajmiłem, po czym uczyniłem to co miałem. Prowadziłem ją, aż wreszcie byliśmy na miejscu.
- A teraz... popatrz! - zdjąłem z jej oczu chustkę. Byliśmy na wysokim wzgórzu, a pod nami rozciągał się cały Madryt. Wcześniej rozłożyłem tu koc i zapaliłem świeczki, dla nastroju.
- Jorge, ja... ja nie wiem co powiedzieć. Tu jest pięknie! - zachwycała się.
- To nie koniec. - dodałem. 

Położyliśmy się na kocu rozmawiając. Już po chwili spadła pierwsza gwiazda.
- Każda gwiazda spełnia jedno marzenie. Jakie jest twoje pierwsze? - zapytałem.
- Chciałabym, aby już do końca moich dni było tak wspaniale. A twoje?
- Chciałbym, aby dziewczyna, która mi się podoba odwzajemniała uczucia. - palnąłem.
- A nie odwzajemnia? Pytałeś ją o to? - zatroszczyła się, nie wiedząc, że tak naprawdę chodzi o nią samą.
- Nie, ale... to skomplikowane. - powiedziałem.

Noc była cudowna. Dużo rozmawialiśmy. Tini nagle zaczęła się trząść.
- Zimno ci... weź moją bluzę. - podałem jej przedmiot.
- Nie, wtedy ty zmarzniesz. 
- Daj spokój. - uśmiechnąłem się do niej. Niedługi czas potem zasnęła. Rozmyślałem jeszcze parę minut, i w końcu uczyniłem to samo.
Obudziły nas promienie słońca.
- Dziękuję ci Jorge. Jeszcze nigdy nie widziałam spadających gwiazd. - powiedziała, po czym pocałowała lekko mój policzek. 
Myślałem nad tym co powiedziała mi Martina. Może rzeczywiście powinienem z nią o tym porozmawiać?
- Martino, pamiętasz, jak mówiłem ci tej dziewczynie? Bo widzisz, ja... - zacząłem.
- Już wiem! Może przećwiczymy to nawzajem na sobie? Bo... ja też mam taką nieodwzajemnioną sympatię... - zaproponowała niepewnie.
- Dobrze, to niezły pomysł. - odpowiedziałem. Ja miałem zacząć. Zaprowadziłem ją w romantyczne miejsce. Musiało być idealnie. Przecież wyznanie uczuć musi być wyjątkowe.
Usiedliśmy na ławce. 
- Martina, bo widzisz... Muszę ci o czymś powiedzieć. Bo ty... jesteś dla mnie bardzo ważna. Jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Zależy mi na tobie, bo... czuję, że ja już nie chcę być twoim przyjacielem. Chciałbym być dla ciebie kimś więcej. Bo widzisz... podobasz mi się. Ba, ja cię kocham! Kocham, cię, rozumiesz? - powiedziałem pewnie.
- A teraz zamknij oczy. - poprosiłem.
- Jorge... - zaprotestowała.
- Proszę. Wyobraź sobie, że jesteśmy w bardzo romantycznym miejscu. I gra romantyczna muzyka. A teraz... brakuje już tylko jednego. -  
- Czego? - zapytała.
Poniosły mnie emocje. Zrobiłem coś, czego nie powinienem. Zbliżyłem się do Tini, i złożyłem na jej malinowych ustach delikatny pocałunek. Trwaliśmy tak chwilę. Po chwili odsunąłem się. Widziałem w jej oczach zakłopotanie, szok i niepewność. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, co przed chwilą się wydarzyło. 
Ostatnio nie myślę. Dlaczego tak łatwo daję się ponieść emocjom?! Jestem głupi. Właśnie zniszczyłem coś wyjątkowego. Piękną przyjaźń, na której tak mi zależy! Miałem nadzieję, że nie będę musiał tego powtarzać, ale... Co ja zrobiłem?!




♥♥♥


 Witam :)
Nie no, naprawdę jestem w ogromnym szoku o.O
NAPISAŁAM ROZDZIAŁ!
Nie no, to nie rozdział, tylko jakieś byle co... I jakie krótkie :(
Ale serio, jestem już baaardzo zmęczona i marzę o odpoczynku,
więc, to chyba tyle z mojej strony.
Mam nadzieję, że Wam się podoba.
Pamiętajcie o komentarzach!

15 komentarzy - rozdział 25 ♪

Besos :***
Mrs.Blanco

poniedziałek, 10 listopada 2014

Kolejna akcja ♥

Hola!
Nie, znowu nie rozdział...
Jak wiecie, dzisiaj zaczyna się w Polce 3 sezon Violetty. Tak więc, dalej spamujmy o tym aktorom!


Od 12:30 aż do 16, bądź 20 (jak kto woli ;p) 
spamujemy aktorom twittami ;) 
Tak więc piszemy:
"Hoy #Violetta3enPolonia" 
do tego dodajemy obrazek 
przeze mnie wykonany
i wpisujemy aktorów,
bo inaczej nas nie zauważą!
Obrazek:


Przykładowy tweet:




Podawajcie wiadomość
o naszej akcji dalej!
Dodawajcie to na swoje blogi,
twittery, facebooki, wszędzie!
Pokażmy jak silny jest fandom z Polski!
Liczę na Was!

START!

Mrs.Blanco 

niedziela, 9 listopada 2014

Akcja!

Hola!
Nie, to nie rozdział ;) 
Tylko informacja i akcji!

OD 19:00 DO 21:00 
SPAMUJEMY AKTOROM
NA TWITTERZE
TYM HASTAGIEM I OBRAZKIEM!
#Violetta3enPolonia !
PAMIĘTAJCIE DODAĆ AKTORÓW 
DO OPISU!!!

PODAWAJCIE DALEJ!
NIECH KAŻDY SIĘ DOWIE!
OBRAZEK:



POKAŻMY NA CO NAS STAĆ!

wtorek, 7 października 2014

Rozdział 23/ Mamy przed sobą trzy cudowne miesiące.


Rozdział dedykuję
wszystkim komentującym.
Kochani, to dzięki Wam
nadal tu jestem i piszę dla Was.
Gdyby nie Wy,
ten blog by już nie istniał.
Dajecie mi motywację do 
dalszego pisania.
Gracias!




♥♥♥

Martina

Wszystko znów wraca do początku. Znowu zostałam sama, bez przyjaciół. Porzucona. Zranił mnie. Chciałabym go znienawidzić za to, że cały czas mnie oszukiwał. Co chciał mi przez to udowodnić, że co? Że pomoże mi spełnić marzenia, a potem porzuci i będzie okej?! To się mylił. Szkoda tylko, że nie jestem w stanie rzeczywiście tak o tym myśleć... Gdzieś tam w środku czuję, że ja go nadal kocham. O tak. I to mocno. Chciałabym się uwolnić od tego uczucia, ale nie mogę. Dlaczego?
Dlaczego świat jest tak okrutny? Czemu musiałam się zakochać akurat w nim?!

Spojrzałam na zegarek. Wskazówka wskazywała godzinę 8;30. Świetnie, jeszcze spóźnię się na lekcje. Trudno. Najwyżej nauczyciel mnie wyzwie. Skierowałam się w stronę szkoły. Szłam powolnym krokiem myśląc o tym wszystkim. Płakałam. Nie cierpię tego, że jestem aż tak słaba i nie potrafię powstrzymywać moich emocji.



Nawet, kiedy staram się być silna nie wychodzi mi to. Nie ważne. Jestem jaka jestem, już się nie zmienię. Każdy ma wady. Ja też.
A jak ktoś mnie nie akceptuje takiej jaką jestem, to niech po prostu odejdzie. Może on po prostu mnie nie akceptował... Nie, to nie możliwe. W końcu byliśmy ze sobą tak blisko...
Wtedy do głowy powraca mi pocałunek na lotnisku. Dlaczego nie mogłam mu wtedy powiedzieć, że coś poczułam?! Wtedy byłoby zupełnie inaczej. On na pewno by wtedy powiedział mi, że nie ma dla nas szans i po prostu jesteśmy z dwóch różnych planet...
Szłam dalej przed siebie. Byłam akurat w centrum Madrytu. W pewnym momencie usłyszałam piosenkę, która idealnie opisywała mój nastrój. Czułam się tak, jakby ktoś wszedł do mojego umysłu.
- Czy dla dwóch różnych planet...
Co kręcą, się wciąż...
Jest przewidziane spotkanie,
czy sięgną, swych rąk, 
chce wierzyć w to.
Łączy nas wiele spraw,
jeszcze więcej dzieli... 
Być. Blisko siebie i wciąż,
nie tak jak byśmy chcieli dziś.
Kręcimy się jak, w karuzeli...* - mówiły słowa piosenki. Ujrzałam dość wysoką brunetkę. Uśmiechnęła się do mnie. Postanowiłam, że podejdę. A co mi szkodzi.
- Piękna piosenka... - oznajmiłam.
- Oh, dzięki, ale naprawdę wyszła spontanicznie. Tak w ogóle to jestem Sylwia. - wystawiła dłoń w moją stronę w celu poznania się. Odwzajemniłam gest.


Sylwia


Śpiewając "Karuzelę" zauważyłam jak przygląda mi się pewna smutna szatynka. Kiedy skończyłam śpiewać podeszłam do niej i się przedstawiłam.
- Ja jestem Martina. Dla przyjaciół Tini. -  powiedziała.
- Miło mi cię poznać. - uśmiechnęłam się do niej ponownie.
- Masz inny akcent... Chyba nie jesteś stąd, prawda? - zapytała.
- Tak. Jestem z Polski. A tu do Madrytu przyleciałam trochę odpocząć. - oznajmiłam.
- Jesteś z Polski? Zawsze chciałam tam polecieć. 
- W takim razie zapraszamy. - zaśmiałam się. Ona tylko lekko uniosła kąciki ust do góry, próbując ukryć smutek na jej twarzy.
- Co jest? - zapytałam.

- Pokłóciłam się z przyjacielem. A raczej... ukochanym. Tyle, że on o tym nie wie. - zaczęła szlochać. Szkoda mi jej było.
- Nie martw się. Wiesz, może wystarczy z nim porozmawiać? - zaproponowałam. 
- To nie takie proste. - dodała.
- Hmm, rozumiem. W takim razie zamknij oczy, i pomyśl o nim. O jego zaletach, byleby nie wadach. Myśl o nim całym. - powiedziałam, po czym dokończyłam śpiewać moją piosenkę.
- Lepiej? - zapytałam ją, kiedy skończyłam.
- Tak, o wiele. Dziękuję. - przytuliła mnie.
- Fajnie  by było się jeszcze kiedyś spotkać. Jesteś bardzo sympatyczną dziewczyną.
- Dzięki i tak. Zobaczymy, może jeszcze kiedyś się spotkamy... Raz jeszcze dziękuję ci za te rady. - ucałowała mój policzek i odeszła.



Martina

Sylwia miała rację. Nie powinnam przejmować się nim. Jeżeli rzeczywiście go kocham, to mu wybaczę. W swoim czasie.

Nim się obejrzałam doszłam do szkoły. Weszłam do budynku. Była akurat długa przerwa. Cieszyłam się, że nikt nie zauważy, w końcu wtedy jest największe zamieszanie. Niestety myliłam się. Wchodząc do gmachu wszyscy ucichli i patrzyli na mnie. Non stop ktoś szeptał. Cały korytarz był pusty, wszyscy stali przy szafkach. Czułam się fatalnie. Nie dość, że ta akcja przed lekcjami, to teraz jestem jeszcze spóźniona na lekcje, mam oczy całe czerwone od płaczu i rozmazany makijaż. 

Dyrektorka, myślę, że zdziwiona brakiem hałasu o tej godzinie, wyszła zobaczyć co się dzieje.
- Panno Stoessel, dlaczego nie było pani na pierwszej lekcji? - zapytała, a zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć dodała - Ojejku, kochanie, co się stało? Wyglądasz okropnie! Już. Powiem pani od chemii, żeby cię usprawiedliwiła, a ty idź do łazienki. - uśmiechnęła się szeroko. I za to ją lubię. Że zawsze potrafi nas podnieść na duchu.
- Dziękuję. - powiedziałam cicho i skierowała się w stronę toalet. Niestety droga musiała być jak zwykle wyboista, po natrafiłam na Agnes i Carlę. 
- No proszę, a któż to? - zaśmiała się Agnes.
- Daruj sobie te idiotyczne gadki. - powiedziałam.
- Ojejku, a gdzie twój książę z bajki? Nie ma cię teraz kto obronić, co nie? - pytała szyderczo Carla.
- Co, teraz zaniemówiłaś? No tak, w końcu jesteś bezbronna bez swojego rycerza! - śmiała się w dalszym ciągu Agnes.
- Myślisz, że co, że dzięki temu, że go znasz wszyscy będzie bili przed tobą pokłony? - mówiła Carla.
- Jesteś taka jak my wszyscy. Nie potrafisz nic. Jesteś najgorszą osobą jaką kiedykolwiek poznałyśmy! - wtedy nie wytrzymałam. Łzy ciekły po moich policzkach jak jeden wodospad. Nagle poczułam jak jakieś silne ramiona obejmują mnie z tyłu. Ten zapach mógł należeć tylko do jednej osoby.
- Jeszcze wam się nie znudziło? - powiedział, po czym dziewczyny sobie poszły, strzelając focha.
- Nie musiałeś przychodzić. Bez ciebie dałabym sobie radę. - wykaraskałam się z jego objęć.
- Pewnie tak, ale i tak poczułem, że muszę ci pomóc. - stwierdził.
- Jorge, ja sama potrafię sobie dać radę! - krzyknęłam i poszłam na lekcje, zostawiając go samego na środku korytarza.




Mechi

Jorge został w Hiszpanii na dłużej. Jak mówił, wszystko dla Martiny. Ich uczucie jest piękne. Jednak czemu obydwoje boją się do tego przyznać? 

Siedziałyśmy z dziewczynami w moim domu i dyskutowałyśmy na ich temat. Nagle zadzwonił telefon Lodovici.
- Halo? O! Hola Tini! - powiedziała do słuchawki, na co my aż podskoczyłyśmy ciesząc się, że jeszcze o nas pamięta.
- Co? Ale jak?! Nie, to niemożliwe... To nie w jego stylu. On by czegoś takiego nie zrobił! - na te słowa mina Lodo zrzedła i wszystkie zaczęłyśmy się niepokoić.
- Dobrze. I już, nie przejmuj się. Wszystko będzie dobrze. Całujemy cię wszystkie! Pa! - i rozłączyła się, a my od razu zalałyśmy ją stosem pytań.
- Co jej jest? - zapytała Candelaria. Włoszka wzięła głęboki oddech.
- Pokłócili się. Nasz plan idzie na marne! - rzuciła się na mojego łóżko.
- Ale kto? Jorge i Tini?! To niemożliwe! - powiedziała Alba.
- A jednak. - odpowiedziała Lodo i wszystko nam opowiedziała.  
Byłyśmy załamane. Niby zwykła błahostka, jednak Tini mocno to przeżywa. Może dlatego, że kocha Jorge'a? W końcu teoretycznie się do tego przyznała... Cały czas myślałyśmy czy ich znajomość przetrwa ten kryzys. Miałyśmy nadzieję, że tak się i stanie i znów będzie najlepszymi przyjaciółmi pod słońcem.

Po chwili przyszło mi do głowy, żeby wysłać Tinicie nasze wspólne zdjęcie. Będzie jej raźniej.
Tak więc ustawiłyśmy się wszystkie cztery i już po chwili nasza fotka znalazła się w wiadomości wysłanej do Martiny. Po tej czynności rozpoczęłyśmy główkowanie nad ponownym połączeniem Jortini. Tak minęła nam reszta wieczoru.
Nie spałyśmy całą noc myśląc o tym jak ich pogodzić. Niestety. Tym razem nic nie wymyśliłyśmy. Postanowiłyśmy, że jeśli rzeczywiście są sobie przeznaczeni, to dadzą radę. Muszą dać. Bo są silni. Wierzę w nich całym sercem.



German

Cały czas zastanawiam się, czy już powiedzieć Martinie czy jeszcze nie. Wyjechałem z kraju tak nagle aż tutaj, do gorącej Argentyny. To tutaj jest jej przeszłość. Może powinna znać prawdę? Nie... Nie chcę jej stracić. Za bardzo ją kocham. Ale... oni żyją teraz w niepewności, czy jeszcze kiedyś spotkają moją córkę. Chciałbym im pomóc, ale nie potrafię. Chodzę po całym mieście przypominając sobie lata młodości. To tutaj poznałem Marię, moją najwspanialszą żonę...
Tutaj się urodziłem, wychowałem, dorastałem, uczyłem.

Chodziłem tak cały dzień. Oglądałem kolorowe wystawy, myśląc nad tym co będzie dalej.
Znowu odnalazłem w sobie małego chłopca. Świetnie się z tym czułem.
Odwiedziłem byłych przyjaciół. Jednak nie poszedłem tam... Boję się, że to może wpłynąć na resztę mojego życia.



Jorge


Mam tego dosyć. Pokłóciłem się z osobą, którą tak bardzo kocham. Dzwoniły już do mnie dziewczyny z Argentyny i przez ich wrzask, krzyki i hałas jaki narobiły mi przez słuchawkę, właśnie przez tę fatalną sytuację, o mało co nie straciłem słuchu.

Od wyjścia ze szkoły, kiedy Tini oznajmiła mi, że dałaby radę beze mnie, włóczę się po Madrycie.
Nic już nie ma dla mnie sensu. Przynajmniej prasa dzisiaj śpi. Nikt mnie nie rozpoznaje. Może dlatego, że mam na sobie okulary.
Usiadłem na ławce. Wyjąłem gitarę z futerału. Naprawdę nosiłem ją cały czas?! Mimowolnie zaczął coś brzdękać i śpiewać. Myślę, że siedziałem tak parę godzin.

W pewnym momencie kątem oka zauważyłem, że ktoś się do mnie dosiada. Odłożyłem instrument.
Szatynka siedząca po mojej lewej odrobinę szlochała. Po chwili zapytała:
- Przepraszam, masz może chusteczki? - w odpowiedzi uśmiechnąłem się.
- Co się stało? - zapytałem wyciągając potrzebny przedmiot.
- Pokłóciłam się z przyjacielem. I strasznie mnie to boli.
- Skąd ja to znam... - powiedziałem.
- Przydarzyło ci się kiedyś coś podobnego? 
- Tak... Dzisiaj. Pokłóciłem się z przyjaciółką. Dobrze wiem, że to moja wina. Chciałbym ją przeprosić, powiedzieć jaka jest piękna i jak uwielbiam jej uśmiech. Ale ona mnie unika... - opowiedziałem.
- Doskonale cię rozumiem. - odrzekła.
- Przepraszam, miałem ci dać chusteczkę. Proszę. - podając skrawek materiału odwróciłem się. 
Zamurowało mnie. Obok mnie siedziała Martina.
- Przepraszam. - powiedzieliśmy jednocześnie.
Chwilę potem padliśmy sobie w ramiona. 
- Obiecuję, że już nic nas nie podzieli. - powiedziałem cały czas trwając w jej uścisku.
- A kilometry? - zapytała.
- Nie myślę o tym teraz. Mamy przed sobą trzy cudowne miesiące. - oznajmiłem, po czym wyswobodziliśmy się ze swego przytulasa, i trzymając się za ręce, skierowaliśmy do domu Martiny.


♥♥♥

No heloł xd
Witam po tygodniu :3
I jest rozdział!
Jeeeej!
Przepraszam, że takie byle co,
ale pora robi swoje :X 
Zepsułam końcówkę totalnie :c 
SORRY :C
Chciałabym tu coś jeszcze napisać,
ale wolę napisać jutro lub pojutrze
notkę osobną,
bo trochę muszę Wam powiedzieć
o tym kiedy rozdziały na przykład :) 
Na dobranoc ważna informacja!
Nie stosowałam tego, ale tym razem
to zrobię i zobaczę jak sobie poradzicie :) 
SZANTAŻYK!
24 komentarze - Rozdział 24 :D 
ZMIANA : MOJE KOMCIE TEŻ SIĘ LICZĄ! :) 

To dobranoc xd

Mrs.Blanco

Chat~!~