PROSZĘ, PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM,
CHODZI TU O LOSY BLOGA.
Przypominam o Facebookowej stronie! :)
Tam mnie zawsze znajdziecie ;*
Zapraszam do lektury,
a na końcu i na "mały konkurs" :*
Diego
Siedziałem spokojnie popijając kawę i próbując zagrać coś na dawno już rozstrojonej gitarze. Po chwili jednak usłyszałem charakterystyczny odgłos dzwonka do drzwi. Spojrzałem zdziwiony na zegar. Niedziela, 17:24.
Nie byłem osobą, do której ludzie by tak lgnęli, czy też po prostu odwiedzali. Byłem inny. Właśnie, byłem, a teraz, aby im to udowodnić muszę się nieźle natrudzić.
Wstałem z czarnej, skórzanej sofy, znajdującej się w niewielkim salonie mojego nowoczesnego apartamentu, po czym udałem się do drzwi.
Zamarłem, widząc w nich blondynkę. To była Ashley. Moja Ashley. Patrzyła na mnie, swoimi pięknymi, niebieskimi oczami.
- Diego. - szepnęła oszołomiona i wtuliła się we mnie. Czułem jak jej łzy moczą moją koszulę. Czule objąłem ją ramionami, zamykając tym samym w nim cały mój świat.
- Ashley. - wyszeptałem jej do ucha całując jej policzek. Spojrzałem kątem oka na Martinę, obejmowaną przez mojego kuzyna i uśmiechnąłem się do nich. Oni tylko odwzajemnili gest, po czym skinięciem głowy pożegnali się i skierowali do windy. Wpuściłem blondynkę do środka i zamknąłem drzwi.
- Napijesz się czegoś? - zapytałem kierując się do kuchni. Spojrzałem na nią. Stała z lekko podpuchniętymi oczami, trzymając dłoń na łokciu i kręcąc głową. Popatrzyłem na nią zdziwiony. Coś się ewidentnie stało. Podszedłem do niej i uniosłem jej podróbek do góry. Patrzyłem w jej oczy, z których znikł już tamten blask. Widziałem tylko strach i ból.
- Pocałuj mnie. Pocałuj tak, jakbyś to zrobił to pierwszy i ostatni raz. - poprosiła mnie nagle. Zamarłem, ale i moje serce zabiło szybciej. Przybliżyłem się do niej i delikatnie musnąłem jej wargi.
- Kocham Cię. - szepnąłem opierając swoje czoło o jej. Po raz kolejny usłyszałem jak szlocha.
- Ja Ciebie też kocham, Diego. I będę kochać już zawsze. Pół roku i jeden dzień dłużej. - odparła. Odsunąłem się zdziwiony.
- Pół roku? Chwila, dlaczego? Co będzie potem? - tak dużo pytań, tak mało odpowiedzi.
- Potem odejdę. - powiedziała cicho.
- Wyjeżdżasz? Ashley, kochanie, pojadę z Tobą choćby na koniec świata. - obiecałem kręcąc głową i splatając nasze dłonie w jedność.
- Nie Diego, nie możesz... Odejdę na zawsze.
- Nie rozumiem...
- Mam białaczkę. Lekarze nie dają mi więcej niż pół roku. Nie ma już dla mnie ratunku. - wtedy po raz pierwszy w życiu płakałem...
- Widzę w nich słońce, któremu nareszcie udało się przebić przez chmury. Widzę czyste niebo i kilka motyli przelatujących nad łąką pełną kwiatów, które dopiero co zakwitły. A pośród nich widzę iskierkę. Skrzy się na wszystkie strony. I tę iskrę właśnie, nazywają miłością. - szepnęłam. Widziałam wzruszenie wymalowane na jego twarzy. Chłopak złączył nasze usta w pocałunku. Był jak muśnięcie wiatru. Delikatne i niesamowite zarazem.
- Jorge... - zaczęłam - nie zrań mnie, proszę. - poprosiłam patrząc na iskierki w jego szmaragdowych tęczówkach.
- Obiecuję. - powiedział. Mam nadzieję, że nie kłamał... Ugh, Tinita, znowu szukasz drugiego dna! Chłopak Cię kocha, okazuje to dosłownie na każdym kroku, a ty tak się zachowujesz.
- Idiotka. - pomyślałam w myślach zła.
Romantyczne chwile przerwał mi SMS od Mechi.
"Impreza dzisiaj, nie ma innej opcji! Zabieramy chłopaków ze sobą, będą grali w klubie. Do zobaczenia o 20, besos :*******".
Uśmiechnęłam się lekko.
- Gracie dzisiaj w klubie, a my idziemy z Wami. - uśmiechnęłam się.
- Serio? - zdziwił się - mamy jakiś koncert? - podrapał się po włosach. Wyjął telefon i dopiero wtedy zauważył wiadomość od Samu - rzeczywiście. - zaśmiał się. Pokręciłam głową z rozbawieniem.
- Jesteś strasznie roztargniony. - zauważyłam.
- Z taką dziewczyną u boku, nietrudno o zapomnienie o całym świecie. - puścił mi oczko. Zarumieniłam się lekko - pomidorku. - zaśmiał się - to moje ulubione warzywa. - na te słowa oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Ludzie patrzyli na nas dziwnie - za chwilę mam próbę... Zobaczymy się wieczorem? - zapytał mnie z nadzieją Blanco. Skinęłam głową z uśmiechem.
- Do wieczora. - musnęłam jego wargi, po czym niechętnie udałam się w stronę domu.
Zacznę od początku... Zabijecie mnie zapewne za ten wczorajszy żart, prawda? Jednak jestem szczęśliwa, że go zrobiłam. Nie dlatego, że Was wkręciłam, ale dlatego, że poczułam jak bardzo mogę na Was liczyć. Już kilka minut po opublikowaniu "Love, Mrs.Blanco" zostałam zaspamowana na wszystkich moich social mediach wiadomościami. Pisaliście tyle miłych słów, tak bardzo czułam się choć przez chwilę dla kogoś ważna. Chciałabym w tym miejscu serdecznie pozdrowić Lil ly oraz Natalię. Dziękuję Wam za wszystkie ciepłe słowa. Szczerze? Czytając to wszystko miałam ochotę Was wszystkich przytulić. I osobiście mam nadzieję, że kiedyś będę miała taką okazję, poznać Was bliżej. Dziękuję Wam za wszystko! (i spokojnie, jak na razie nie mam zamiaru niczego zamykać czy też odchodzić <3).
Jeżeli mówimy o poznaniu się! Mam dla Was mały konkurs. Ostatnio na pewnej konfie Julia oraz Nata no i ja, wpadłyśmy na pomysł założenia grupy. Nie traktuję się tutaj jako jakiegoś fejma, co to to nie :) Chcę po prostu mieć z Wami lepszy kontakt i możliwość poznania Was. Zasady są proste.
- Napijesz się czegoś? - zapytałem kierując się do kuchni. Spojrzałem na nią. Stała z lekko podpuchniętymi oczami, trzymając dłoń na łokciu i kręcąc głową. Popatrzyłem na nią zdziwiony. Coś się ewidentnie stało. Podszedłem do niej i uniosłem jej podróbek do góry. Patrzyłem w jej oczy, z których znikł już tamten blask. Widziałem tylko strach i ból.
- Pocałuj mnie. Pocałuj tak, jakbyś to zrobił to pierwszy i ostatni raz. - poprosiła mnie nagle. Zamarłem, ale i moje serce zabiło szybciej. Przybliżyłem się do niej i delikatnie musnąłem jej wargi.
- Kocham Cię. - szepnąłem opierając swoje czoło o jej. Po raz kolejny usłyszałem jak szlocha.
- Ja Ciebie też kocham, Diego. I będę kochać już zawsze. Pół roku i jeden dzień dłużej. - odparła. Odsunąłem się zdziwiony.
- Pół roku? Chwila, dlaczego? Co będzie potem? - tak dużo pytań, tak mało odpowiedzi.
- Potem odejdę. - powiedziała cicho.
- Wyjeżdżasz? Ashley, kochanie, pojadę z Tobą choćby na koniec świata. - obiecałem kręcąc głową i splatając nasze dłonie w jedność.
- Nie Diego, nie możesz... Odejdę na zawsze.
- Nie rozumiem...
- Mam białaczkę. Lekarze nie dają mi więcej niż pół roku. Nie ma już dla mnie ratunku. - wtedy po raz pierwszy w życiu płakałem...
Martina
- Jak myślisz, o co chodzi? - zapytałam ukochanego bawiąc się jego dłonią.
- Nie mam pojęcia, ale znając mojego kuzyna, nie będzie tego długo trzymał w tajemnicy. - zaśmiał się. Zachichotałam - Tini? - zatrzymał się nagle. Spojrzałam na niego pytająco - mówią, że oczy są zwierciadłem duszy. Co widzisz w moich oczach? - zapytał mnie. Uśmiechnęłam się lekko. Podeszłam do niego i splotłam dłonie za jego szyją. Zatopiłam się w zieleni jego oczu.- Widzę w nich słońce, któremu nareszcie udało się przebić przez chmury. Widzę czyste niebo i kilka motyli przelatujących nad łąką pełną kwiatów, które dopiero co zakwitły. A pośród nich widzę iskierkę. Skrzy się na wszystkie strony. I tę iskrę właśnie, nazywają miłością. - szepnęłam. Widziałam wzruszenie wymalowane na jego twarzy. Chłopak złączył nasze usta w pocałunku. Był jak muśnięcie wiatru. Delikatne i niesamowite zarazem.
- Jorge... - zaczęłam - nie zrań mnie, proszę. - poprosiłam patrząc na iskierki w jego szmaragdowych tęczówkach.
- Obiecuję. - powiedział. Mam nadzieję, że nie kłamał... Ugh, Tinita, znowu szukasz drugiego dna! Chłopak Cię kocha, okazuje to dosłownie na każdym kroku, a ty tak się zachowujesz.
- Idiotka. - pomyślałam w myślach zła.
Romantyczne chwile przerwał mi SMS od Mechi.
"Impreza dzisiaj, nie ma innej opcji! Zabieramy chłopaków ze sobą, będą grali w klubie. Do zobaczenia o 20, besos :*******".
Uśmiechnęłam się lekko.
- Gracie dzisiaj w klubie, a my idziemy z Wami. - uśmiechnęłam się.
- Serio? - zdziwił się - mamy jakiś koncert? - podrapał się po włosach. Wyjął telefon i dopiero wtedy zauważył wiadomość od Samu - rzeczywiście. - zaśmiał się. Pokręciłam głową z rozbawieniem.
- Jesteś strasznie roztargniony. - zauważyłam.
- Z taką dziewczyną u boku, nietrudno o zapomnienie o całym świecie. - puścił mi oczko. Zarumieniłam się lekko - pomidorku. - zaśmiał się - to moje ulubione warzywa. - na te słowa oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Ludzie patrzyli na nas dziwnie - za chwilę mam próbę... Zobaczymy się wieczorem? - zapytał mnie z nadzieją Blanco. Skinęłam głową z uśmiechem.
- Do wieczora. - musnęłam jego wargi, po czym niechętnie udałam się w stronę domu.
Ashley
- Nie, to niemożliwe... - powtarzał w kółko cicho, chowając twarz w dłoniach.
- Diego. - powtórzyłam.
- Niemożliwe, powiedz, że to chory sen. - poprosił. Spuściłam wzrok.
- Myślisz, że mi jest łatwo? - westchnęłam z bólem - każdego dnia budzę się z myślą, że ten dzień może być moim ostatnim. Diego proszę Cię, uspokój się. - szepnęłam błagalnie. Chłopak usiadł obok mnie i chwycił moje dłonie.
- Może jeszcze da się to wyleczyć? Może jest jeszcze jakaś szansa? - szepnął z nadzieją. Pokręciłam głową.
- Teraz chemia może mi już tylko zaszkodzić. - powiedziałam - już nic nie można zrobić. - na te słowa Dominguez rzucił kubkiem o podłogę. Wzdrygnęłam.
- Diego. - szepnęłam przerażona. Po raz pierwszy widziałam u niego łzy. Siedział na fotelu i płakał.
- Boję się. - powiedział - boję się, że Cię stracę. - powtórzył. Podeszłam do niego i delikatnie go pocałowałam.
- Kochanie... ja zawsze będę obok. - powiedziałam. Spojrzał na mnie.
- Ale dlaczego Ty? - ponownie zadał pytanie. Westchnęłam i usiadłam obok niego. Chwyciłam jego dłoń.
- Zacznę od początku. - postanowiłam. Brunet tylko skinął głową. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam mu w oczy - to miały być zwykłe badania kontrolne. Wiesz, tak żeby sprawdzić czy wszystko w porządku. Już po pobraniu krwi lekarz zaczął się niepokoić. Nie wiedziałam o co chodzi, ale musiałam zostać na kilka dni w szpitalu. Zaczęły się ciągłe badania, różne rozmowy, czy piję, palę... Nikt nie chciał mi powiedzieć co się dzieje, nie spałam przez to po nocach. - szepnęłam ze łzami, jednak starając się nie płakać - dopiero po pięciu dniach... lekarz powiedział mi, że... że choruję na nowotwór złośliwy. - moje oczy zaszkliły się jeszcze bardziej - na jakikolwiek ratunek jest już za późno, nie dają mi... więcej niż pół roku. - uśmiechnęłam się blado, a kilka łez spłynęło mi po policzkach. Chłopak objął mnie czule, chowając twarz w moich włosach.
- Nie pozwolę Ci odejść. - szepnął - obiecuję, że pomogę Ci wyzdrowieć. - dodał. Uśmiechnęłam się lekko i tylko zamknęłam oczy, zatracając się w tej chwili.
- Może ta? - zapytałam.
- Nie, ta jest zbyt elegancka. - powiedziała Martina wyłaniając się z szafy.
- A ta? - wskazałam kolejną sukienkę.
- Zbyt prosta. - rzuciła.
- Ugh, no to w takim razie ty tutaj nie masz odpowiedniej sukienki na wieczór. - westchnęłam siadając zmarnowana na jej łóżku. Poczułam obok siebie wibracje. Na wyświetlaczu telefonu mojej przyjaciółki widniało zdjęcie Blanco. Spojrzałam w jej stronę. Chyba nie usłyszała, że dzwoni. Postanowiłam więc odebrać.
- Hej księżniczko. - powiedział subtelnym głosem.
- O ble, każda wasza rozmowa się tak zaczyna? - powiedziałam.
- Mechi? - wyraźnie się zdziwił.
- Przy telefonie.
- Mam! - krzyknęła Tini wyjmując kilka ubrań z szafy. Spojrzała na mnie - to Jorge? - zapytała wskazując na swojego białego iPhone'a. Skinęłam głową. Szatynka wręcz rzuciła się na mnie wyrywając mi telefon.
- Halo? - powiedziała - hej ... Tak, ja też tęsknię ... Ale spokojnie, zobaczymy się wieczorem ... Ja też cię kocham. Bardzo ... Do zobaczenia. - zakończyła rozmowę z uśmiechem.
- Widzę, że lovka się kręci. - powiedziałam szczęśliwa. Tini tylko pokiwała głowa.
- Nareszcie czuję, że jestem szczęśliwa. - rozmarzyła się - nareszcie mam dla kogo żyć, uśmiechać się, nareszcie mam kogo kochać. - odparła. Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę z twojego szczęścia. - szepnęłam - i mam nadzieję, że cię nie skrzywdzi. Jeśli to zrobi, to osobiście go zabiję. - obiecałam. Szatynka zaczęła się śmiać - dobra, a teraz ubieraj się, lecimy na imprezę! - zaśmiałam się.
Kilka spraw organizacyjnych, jednakże bardzo dla mnie ważnych! Proszę o przeczytanie!- Diego. - szepnęłam przerażona. Po raz pierwszy widziałam u niego łzy. Siedział na fotelu i płakał.
- Boję się. - powiedział - boję się, że Cię stracę. - powtórzył. Podeszłam do niego i delikatnie go pocałowałam.
- Kochanie... ja zawsze będę obok. - powiedziałam. Spojrzał na mnie.
- Ale dlaczego Ty? - ponownie zadał pytanie. Westchnęłam i usiadłam obok niego. Chwyciłam jego dłoń.
- Zacznę od początku. - postanowiłam. Brunet tylko skinął głową. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam mu w oczy - to miały być zwykłe badania kontrolne. Wiesz, tak żeby sprawdzić czy wszystko w porządku. Już po pobraniu krwi lekarz zaczął się niepokoić. Nie wiedziałam o co chodzi, ale musiałam zostać na kilka dni w szpitalu. Zaczęły się ciągłe badania, różne rozmowy, czy piję, palę... Nikt nie chciał mi powiedzieć co się dzieje, nie spałam przez to po nocach. - szepnęłam ze łzami, jednak starając się nie płakać - dopiero po pięciu dniach... lekarz powiedział mi, że... że choruję na nowotwór złośliwy. - moje oczy zaszkliły się jeszcze bardziej - na jakikolwiek ratunek jest już za późno, nie dają mi... więcej niż pół roku. - uśmiechnęłam się blado, a kilka łez spłynęło mi po policzkach. Chłopak objął mnie czule, chowając twarz w moich włosach.
- Nie pozwolę Ci odejść. - szepnął - obiecuję, że pomogę Ci wyzdrowieć. - dodał. Uśmiechnęłam się lekko i tylko zamknęłam oczy, zatracając się w tej chwili.
Mechi
- Nie, ta jest zbyt elegancka. - powiedziała Martina wyłaniając się z szafy.
- A ta? - wskazałam kolejną sukienkę.
- Zbyt prosta. - rzuciła.
- Ugh, no to w takim razie ty tutaj nie masz odpowiedniej sukienki na wieczór. - westchnęłam siadając zmarnowana na jej łóżku. Poczułam obok siebie wibracje. Na wyświetlaczu telefonu mojej przyjaciółki widniało zdjęcie Blanco. Spojrzałam w jej stronę. Chyba nie usłyszała, że dzwoni. Postanowiłam więc odebrać.
- Hej księżniczko. - powiedział subtelnym głosem.
- O ble, każda wasza rozmowa się tak zaczyna? - powiedziałam.
- Mechi? - wyraźnie się zdziwił.
- Przy telefonie.
- Mam! - krzyknęła Tini wyjmując kilka ubrań z szafy. Spojrzała na mnie - to Jorge? - zapytała wskazując na swojego białego iPhone'a. Skinęłam głową. Szatynka wręcz rzuciła się na mnie wyrywając mi telefon.
- Halo? - powiedziała - hej ... Tak, ja też tęsknię ... Ale spokojnie, zobaczymy się wieczorem ... Ja też cię kocham. Bardzo ... Do zobaczenia. - zakończyła rozmowę z uśmiechem.
- Widzę, że lovka się kręci. - powiedziałam szczęśliwa. Tini tylko pokiwała głowa.
- Nareszcie czuję, że jestem szczęśliwa. - rozmarzyła się - nareszcie mam dla kogo żyć, uśmiechać się, nareszcie mam kogo kochać. - odparła. Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę z twojego szczęścia. - szepnęłam - i mam nadzieję, że cię nie skrzywdzi. Jeśli to zrobi, to osobiście go zabiję. - obiecałam. Szatynka zaczęła się śmiać - dobra, a teraz ubieraj się, lecimy na imprezę! - zaśmiałam się.
♥♥♥
Zacznę od początku... Zabijecie mnie zapewne za ten wczorajszy żart, prawda? Jednak jestem szczęśliwa, że go zrobiłam. Nie dlatego, że Was wkręciłam, ale dlatego, że poczułam jak bardzo mogę na Was liczyć. Już kilka minut po opublikowaniu "Love, Mrs.Blanco" zostałam zaspamowana na wszystkich moich social mediach wiadomościami. Pisaliście tyle miłych słów, tak bardzo czułam się choć przez chwilę dla kogoś ważna. Chciałabym w tym miejscu serdecznie pozdrowić Lil ly oraz Natalię. Dziękuję Wam za wszystkie ciepłe słowa. Szczerze? Czytając to wszystko miałam ochotę Was wszystkich przytulić. I osobiście mam nadzieję, że kiedyś będę miała taką okazję, poznać Was bliżej. Dziękuję Wam za wszystko! (i spokojnie, jak na razie nie mam zamiaru niczego zamykać czy też odchodzić <3).
Jeżeli mówimy o poznaniu się! Mam dla Was mały konkurs. Ostatnio na pewnej konfie Julia oraz Nata no i ja, wpadłyśmy na pomysł założenia grupy. Nie traktuję się tutaj jako jakiegoś fejma, co to to nie :) Chcę po prostu mieć z Wami lepszy kontakt i możliwość poznania Was. Zasady są proste.
WYMYŚL NAZWĘ DLA MOJEJ GRUPY
NAGRODA:
Administrator + dedykacja 3 rozdziałów
Pomysły wysyłajcie na maila:
mrs.blanco77@gmail.com
w temacie wpisując
KONKURS JOL
Czas: do 15 kwietnia
No, to to chyba tyle. Prócz tego postanowiłam, że zmniejszę szantaż, tym samym będę mogła dodawać więcej rozdziałów. A jak podoba Wam się rozdział? <3 Piszę teraz trochę na zapas, pozdrawiam Was chora z łóżka... ._. No nic, to tyle!
20 komentarzy ~ rozdział 38
Besos!
Mrs.Blanco
Oł em dżi moje miejsce
OdpowiedzUsuńMusze wrócić jeszcze tam
Masz mi zajmować miejsce pod rozdziałami cfelu
Moje ok
OdpowiedzUsuńTez chce miejsce pod rozdziałem jak kartofel!!!
UsuńJAK CI PISALAM, ŻE ZARTUJESZ TO TY PRZY SOBIE
Ja czekałam
Czekałam
I się doczekałam 8))
Biedna Ashley:((
Dieguś płacze :c Ale niech nie rozbija więcej kubków, bo mu zabraknie :\\
Awww, Jortini ♥♥ Mój ulubiony wątek, he ♥
Szkoda mi Ashley, rak to głupia suka, ok? :'))
Meczka wygryw XDD Tinka nie może się zdecydować XD
Ta pewnie tak marudzi, a pewnie ona też tak będzie z Rugg robić!
A JA MAM NAZWE, A NAWET KILKA!
Podpaska Team
Blanco skoczy w las (XDDDDDDDD)
Mars Podpaska
Czekam na next'a :33
Istna Perełka 😍😘💟💕💞
OdpowiedzUsuńRozdział jutro skomentuje, a teraz ide szykowac na ciebie zemste kochanie :))))))
OdpowiedzUsuńWiedziałam od samego poczatku, słabe masz te żarty xd
OdpowiedzUsuńCUUUDOOO *.*
OdpowiedzUsuńCzy tylko ja jestem pesymistką i mam wrażenie, ze na tej imprezie stanie się coś złego ;-;?
A za żart cię zabiję XD
Cały dzień pamiętałam o Prima Aprilis, ale w sumie to potem dałam się nabrać XD
Czekam na nexta <3
Świetne!
OdpowiedzUsuńNa początku myślałam, że to żart w Prima Aprilis, ale później naprawdę Ci uwierzyłam! Twoje słowa były takie prawdomówne... ♥
Cudo:*
OdpowiedzUsuńHej , nie rób więcej takich żartów :P :)
OdpowiedzUsuńMasakra , zawał serca , u mnie normalnie :)
Za zdjęcia , piękne dziękuje , uwielbiam je :D
Za nim przejdę do komentowania Twojej perełki , to zdrowia życzę i miłej niedzieli :*
Ashley , umiera , można to tak nazwać , tragedia dla zakochanego w niej Diega , traci swój cały świat a dopiero go zdobył .
To musi być , okropne , wiedzieć , że niedługo ta , osoba , którą kochamy , dla której żyjemy odchodzi a my zostajemy sami .
Współczuje Diego'wi (wiem , to tylko postać , ale lubię się wczuć w historię ;) )
U mojej , kochanej Jortinii , wszystko , wyśmienicie , cieszę się bardzo , są tacy uroczy i ,, dziecinni '' , w dobrym , słowa tego znaczeniu :)
Ich miłość to niewinność i to jest piękne , poproszę więcej wyznawania miłości , bo rzadko się to zdarza , na przeróżnych blogach , ogólnie mówiąc :)
Oj Mechi nie ładnie tak odbierać telefonu :P Oj nie , i jej ble , hah , dobre :P :)
Impreza , SUPER !!! Ciekawe co tam się zdarzy , hmm :P
Świetny strój Tinii :) Masz gust :*
Dziękuje , że mogłam to przeczytać , czekam na nex-ta i super pomysł z Tą grupą :) SUPER
Jeszcze raz zdrowiej :)
Boski♥
OdpowiedzUsuńBoski :*
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCudny czytam twojego bloga jakiś czas mega ekstra :*
OdpowiedzUsuńDiego jest chory?
Jortini razem forever mam nadzieje :)
Zastanawia mnie to czy Tini przyjmie propozycje Jorge o serialu :)
Dobra nie rozpisuje się ale jeszcze raz piszesz bosko :*
Super roździał������
OdpowiedzUsuńCuuuuuudownyyyyyyyy
OdpowiedzUsuńJortini moje słodziaki *.*
Cudeńko
OdpowiedzUsuńNie mogę się Doczekać co będzie dalej więc pliska o next
OdpowiedzUsuńCzytam juz drugi raz i coraz bardziej nie mogę się doczekać next rozdziału !!! :D
OdpowiedzUsuńŚWIETNE! <3
OdpowiedzUsuń