Specjalna dedykacja dla
Królewny własnego losu
z aska ♥
Dziękuję za tyle miłych słów,
naprawdę to było wspaniałe ♥♥♥
Tymczasem resztę zapraszam
do nowego rozdziału :*
Jorge
Jedna chwila wystarczyła, aby cały
mój świat legł w gruzach. Niewiele pamiętam z tamtej chwili. Krzyczałem coś
tylko, że ma się odsunąć… uważać. Nie dało to praktycznie nic, było już za
późno. Podbiegłem do niej.
- Tini, Martina, Martina! – praktycznie krzyczałem przez słone łzy, które
spływały mi po policzkach. To był najgorszy widok, jakiego mogłem dostarczyć w
życiu. Mimo tego, że chwilę wcześniej wyzwała mnie od najgorszych, nie miałem
zamiaru rezygnować z tej znajomości. Szok jakiego doznałem widząc jak ukochana
wpada po koła samochodu był zbyt wielki, abym był w stanie zadzwonić po pomoc.
Klęczałem nad nią starając się zrobić coś, aby odzyskała przytomność.
- Nie możesz mnie tu zostawić samego, nie możesz, rozumiesz? – mówiłem patrząc
na nią z bólem. Płakałem, ale nie kryłem się z tym. Kocham ją, i teraz wiem po
tym co mi powiedziała, że ja także nie jestem jej obojętny. Kiedy już
wyzdrowieje, bo jak wiem, że z tego wyjdzie, będę walczył o uczucie, które jest
między nami. Już nie zaprzepaszczę
szansy na wyznanie jej moich uczuć. W końcu skrywam je w sobie od dawna. I
chyba najwyższa pora, aby wreszcie się otworzyć i pokazać jej, Martinie, mojej
księżniczce, ile dla mnie znaczy.
Wokół mnie zrobiło się niezłe zbiegowisko „gapiów”. Aż tak interesuje cudze
nieszczęście?
- Biedny chłopak… - mówili – młoda dziewczyna – dodawali inni. Spojrzałem na
szatynkę. Była taka bezbronna. Te kilka minut oczekiwania na karetkę i policję
dłużyło mi się w nieskończoność. Wreszcie usłyszałem syreny.
- Bądź silna kochanie. – szepnąłem. Ratownicy zabrali ją. Niestety, nie udało
mi się jechać z nimi. Wściekły wsiadłem w taksówkę i szybko pojechałem za nimi
do szpitala. Bałem się, że mnie nie wpuszczą, jednak po raz pierwszy pomogły mi
nieprawdziwe (niestety) plotki. W końcu według prasy Martina i ja jesteśmy
kochającą się parą. Wykorzystałem to i recepcjonistka wpuściła. Pobiegłem w
stronę Sali operacyjnej. Akurat ją wieźli. Była nieprzytomna. Miała już
podpięte wiele wenflonów.
- Doktorze co z nią? – spytałem szybko spanikowany. Nie odpowiedział mi i
szybko wszedł na teren sali operacyjnej. Westchnąłem zrozpaczony i usiadłem na
krześle. Dużo osób i pielęgniarek patrzyło na mnie dziwnie. W sumie nie dziwię
się, nie często można w takim miejscu spotkać piosenkarza. Nie byłem w stanie
rozmawiać z fankami. Stan Martiny był
krytyczny. Wiedziałem o tym. Schowałem twarz w dłoniach. Ona walczyła o życie.
Zacząłem się obwiniać dosłownie o wszystko. Mogłem nie dopuścić, aby Stephie
mnie wtedy pocałowała, aby Martina wbiegła na tamtą ulicę. Po chwili wyjąłem telefon. Wybrałem do
Francisco, Alby, Mechi, Lodo, Candelarii, Rugga, Samuela, Facundo i Nicolasa. A
wiadomość, jaką im przekazywałem, zawsze brzmiała tak samo.
- Halo? Z tej strony Jorge. Martina miała wypadek. Walczy o życie.
Francisco
- Dobrze, już jedziemy. –
powiedziałem szybko. Germana wzięła policja. I bardzo dobrze. Ale teraz nie na
to czas.
- Musimy jechać do szpitala. Martina miała wypadek. – oznajmiłem szybko
Marianie i Alejandrowi. Nie jestem jeszcze w stanie nazywać ich rodzicami.
Potrzebujemy czasu. I ja, i Tini. A ona teraz może umrzeć. Nie pozwolę jej na
to. Mimo wszystkiego o co kiedykolwiek byłem na nią zły, kocham ją. To
najlepsza siostra na świecie.
- Moja córeczka. – szepnęła brunetka wtulając się w męża i płacząc. Wsiedliśmy
do samochodu i pojechaliśmy do szpitala. Minęło może… 10 minut? Dla nas było to
jednak 10 godzin. Najgorsze 600 sekund mojego życia. Życia, w którym moja
siostra może już nie zawitać. Ale nie mogę tak myśleć. Nie mogę, nie mam prawa…
Ona przeżyje i będzie szczęśliwa. Musi być. Kiedy wreszcie dotarliśmy do
szpitala, szybko podszedłem do recepcjonistki.
- Gdzie leży Martina Stoessel? – spytałem szybko. Tleniona blondynka spojrzała
na mnie spod szkieł swoich prostokątnych okularów na złotych sznureczkach
lekceważącym wzrokiem.
- Nie mogę udzielić takich informacji, chyba, że są państwo rodziną. – powiedziała.
Momentalnie się we mnie zagotowało. Jej ton był okropny.
- Moja siostra walczy tam o życie. Proszę mnie wpuścić. – syknąłem groźnie.
Mariana odciągnęła mnie.
- To nasza córka. – powiedziała spokojnie. Popatrzyła na nas i wskazała na
korytarz. Szybko tam pobiegłem. Siedział tam Jorge. Wyglądał okropnie. Jego
oczy były opuchnięte, a on siedział na tym krześle z twarzą schowaną w
dłoniach.
- Jorge! – krzyknąłem podchodząc do niego. Podniósł głowę. Widziałem cierpienie
w jego oczach. Podszedłem do niego – co z nią? – spytałem. Z jego oczu pociekły
łzy. Nie widziałem go jeszcze w takim stanie. Musiało być naprawdę tragicznie.
- Ona… Ona walczy o życie. Moja księżniczka… - powiedział przez łzy i zakrył
twarz dłonią. Widać było, że wstydzi się tego, że nie potrafi zachować zimnej
krwi – ja ją kocham, rozumiesz? – wyznał spoglądając na mnie. Pokiwałem głową.
Oparłem się o ścianę i zsunąłem po niej. Nie wierzę w to co się dzieje… Moja
siostra. Moja mała Tiniusia wpadła pod samochód. Pod ten kretyński samochód.
Jak złapię tego kogoś… Zabiję go. Przysięgam, że go zabiję. Alejandro i Mariana
pojawili się w niewłaściwym momencie.
Ale… Ona już przyszła zapłakana. Spojrzałem na Jorge.
- Dlaczego ona wtedy płakała? – spytałem cicho. Spuścił wzrok.
- Pokłóciliśmy się. – wyznał tym samym tonem – widziała… widziała jak całuję
się z moją byłą… i powiedziała, że tylko ją wykorzystałem. – dodał. Popatrzyłem
na niego ze złością.
- Zabiję Cię. – warknąłem i uderzyłem go mocno. Alejandro szybko mnie od niego
odsunął, jednak z nosa leciała mu krew.
- Nienawidzę was… - powiedziałem i rozpłakałem się. Martina, walcz…
Jorge
Sytuacja zaczęła robić się
napięta. Krwawił mi nos i brew. Gdyby nie pomoc pana Alejandra, na pewno bym
tego nie przeżył. Mimo tego, nie dziwię mu się. Widzę, że Martina jest
najważniejszą osobą w jego życiu, jak i moim.
- Musisz mnie wysłuchać. – poprosiłem gdy wróciłem z opatrzonym łukiem
brwiowym.
- Nie mam zamiaru. Wystarczyło mi słuchanie ich. – wskazał na małżeństwo
Stoessel. Wcześniej pani Mariana wszystko mi wytłumaczyła. Dlatego Martina była
taka zła. Spojrzałem nerwowo w stronę sali operacyjnej. Minęła już godzina, a
lekarze nadal nie wychodzą. Czy jej stan jest aż tak tragiczny? Ona musi żyć,
musi… Posłałem spojrzenie Francisco. Wziąłem głęboki oddech.
- Wysłuchaj mnie. – poprosiłem. Przekręcił teatralnie oczami.
- Masz dwie minuty. – powiedział. Skinąłem głową. Zacząłem mu opowiadać
wszystko od początku do końca. O nagrywaniu, teledysku, pocałunkach, miętą
między nami, aż do Stephie i momentu, gdy mnie pocałowała. Ten tylko obdarzył
mnie chłodnym spojrzeniem.
- Kochasz ją? Kochasz moją siostrę? – zapytał cicho. Pokiwałem głową.
Westchnął.
- Mam nadzieję, że będziecie razem szczęśliwi. Bo moje błogosławieństwo dla
tego związku już macie. – wyznał. Uśmiechnąłem się szeroko wzruszony i mocno go
objąłem szczęśliwy. Teraz tylko pozostaje mi czekać, aż ona się wróci z
operacji.
- Niedługo wrócę. – szepnąłem i wyszedłem ze szpitala. Nie wiem jak to się
działo, ale nogi niosły mnie same. W miejsce bardzo dla nas ważne, przynajmniej
tutaj. Wspiąłem się na drzewo i usiadłem na gałęzi. Wygląda jak długa ławka.
Zawsze tam byliśmy. Oparłem się o korę i zamknąłem oczy. Pomyślałem o nas. O
tym jak bardzo ją kocham. Przed oczami miałem tysiące wspomnień. Uśmiechnąłem
się delikatnie. Pamiętam jak się poznaliśmy. Wtedy kiedy się potknęła. Wpadła
prosto w dziurę. W dziurę, która była w moim sercu. Pozostawiona dla tej jednej,
jedynej dziewczyny w moim życiu. Kobiety mojego życia. To jak ją kocham jest
wręcz niemożliwe. Sam się czasem dziwię temu, że tak silna może być więź między
ludźmi. Moje uczucie jest ciężkie do opisania. Czuję się… Jak gdyby moje serce
obrosło pełno róż. Krwiście czerwonych i różowych. Zarosły miejsce pozostawione
właśnie dla Martiny. Nie mogę uwierzyć w to, jak bardzo ją kocham… Ile dla mnie
znaczy… Jak bardzo byłbym w stanie poświęcić dla niej życie. Gdyby teraz… Gdyby
teraz coś poszło nie tak, a wszystko musi się udać nie przeżyłbym. Róże
oplatające moje serce zwiędłyby. A ja razem z nimi. Jestem na takim etapie
życia, że mogę źle lokować uczucia. Jednak tego, jestem akurat pewien.
Poczułem jak wiatr muska moją skórę. Niechętnie wróciłem do miejsca zwanego
Ziemią. Spojrzałem w niebo. Jedna mała kropla spadła na mój nos. Potem kolejna
na czoło, włosy, powiekę, wargi… Małe kropelki kreśliły wzorki na mojej skórze.
Ponownie zamknąłem oczy i zupełnie oddałem się wspomnieniom. Przypomniałem
sobie wtedy nasz pierwszy pocałunek i zarazem pierwsze rozstanie. Tamten dzień
był dla mnie niezwykle trudny. Po raz pierwszy miałem wtedy miałem takiego
doła. Dzisiaj jest drugi raz. Nie… Teraz jest zdecydowanie gorzej. Żałuję.
Żałuję tylu rzeczy… Nigdy nie będę potrafił kochać jej tak jak na to zasłużyła.
Zawsze coś zepsuję. Mam taki charakter. Oczami wyobraźni ujrzałem nas,
stojących na tym lotnisku. Wszystko działo się tak szybko… A pocałunek był…
Wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju. Szczęśliwy to mało powiedziane. Czułem się
wtedy, jakbym trzymał w ramionach cały swój świat. Ona w końcu była całym moim
światem. Przestałem rozróżniać moje łzy od deszczu. Zeskoczyłem z gałęzi.
- Masz do mnie wrócić, rozumiesz? Rozumiesz Martina?! – wrzasnąłem przez
rozpacz. Rzuciłem się na trawę i zacząłem płakać. Moje serce pękało. A ja byłem
już wrakiem człowieka. Powoli ponownie skierowałem się do szpitala. Byłem cały
mokry. Ludzie spojrzeli na mnie dziwnie.
- Jakiś problem? – warknąłem. Mam tego dosyć. Poszedłem dalej. Usiadłem na
krześle obok jej rodziny. Czekaliśmy dobre parę godzin. Czas dłużył nam się
niesamowicie. Spoglądałem nerwowo na zegarek. Mijała godzina za godziną. A ona?
A ona nadal leżała na stole operacyjnym walcząc o życie. Ciszę panującą na tym
pustym białym korytarzu przerwał lekarz. Szybko biegł w kierunku pokoju dla
nich przeznaczonych.
- Doktorze, co z nią? – spytałem nerwowo podbiegając do niego.
- Nie mam teraz czasu. – powiedział szybko zdenerwowany.
- Czy ona… - zacząłem. Nie, to nie może być prawda.
- Ona umiera. – powiedział patrząc na mnie, a potem pobiegł szybko po innych.
Stałem w miejscu oszołomiony tym, co przed chwilą usłyszałem. Na tamtą chwilę
moje serce przestało bić. Wyminęło mnie kilka lekarzy i pielęgniarek biegnąc ku
sali operacyjnej. Nie docierało do mnie nic. Zupełnie nic. Byłem… wstrząśnięty,
zrozpaczony, załamany? Mój oddech stał się nierównomierny. Poszedłem za nimi do
sali.
- Wpuśćcie mnie. – szepnąłem bez emocji. Czułem pustkę.
- Proszę pana, nie możemy. – powiedziała jedna z pielęgniarek.
- Chcę się pożegnać, jeśli dojdzie do najgorszego. – powiedziałem. Niechętnie,
jednak wpuściła mnie, wcześniej dając mi specjalne ubrania na wierzch. Musiałem
odkazić się cały. Byłem naszykowany na wszystko. I ujrzałem ją. Serce dokumentnie pękło.
Operacja nadal trwała. Spojrzałem na nią. Chwyciłem jej dłoń.
- Walcz kochanie. Walcz dla mnie. – szepnąłem łamiącym się głosem – kocham Cię.
– dodałem. Kilka kropel spadło na jej kruchą rączkę. Później kazano mi wyjść. I
znów czekałem. Moje serce biło niesamowicie szybko. Bałem się i modliłem o jej
życie. W końcu po kolejnych kilku godzinach doktorzy wyszli z sali. Poderwałem
się z krzesła jak oparzony, a za mną Fran i jej rodzice.
- Doktorze, co nią? – spytałem z nadzieją. Serce jeszcze nigdy nie biło mi tak
mocno.
- Uratowaliśmy ją. Od czasu pana wizyty wszystko szło idealnie. Niestety… Jest
w śpiączce. – oznajmił.
- Obudzi się? – szepnąłem.
- Tego nie wiem. Teraz… Teraz możemy tylko czekać i modlić się. – cały mój
świat legł właśnie w gruzach.
♥♥♥
Witam Was serdecznie ;3 Rozdział szybko jak na mnie *.*
Ogólnie wahałam się z pisaniem go teraz, bo tylko 16 komentarzy :P Dzisiaj będzie już szantażyk :D
Podziękuję Królewnie własnego losu, bo cały czas spinała mnie, żebym napisała ♥
Rozdział jest na pewno dłuższy od poprzedniego jakby co ;) Nie wiem czy coś ogarniecie z ostatniej części,
odpłynęłam tam słuchając "River flows in You".
Nowe uzależnienie, tak jak jazda na fiszkach *-*
Jeżeli wczytacie się i będziecie przeżywać wszystko z bohaterami, zobaczycie, że ten rozdział jest napisany inaczej ;) Z taką głębią...
Czy tylko ja się tak cieszę duetem Jortini? Jorge też chyba wydaje płytę, idealnie *o* Tak czy siak, to chyba tyle <3 A więc widzimy się w następnym rozdziale!
Rozdział 31 ~ minimum 25 komentarzy
Besos :***
Mrs.Blanco
PS. Masz jakieś pytania? Pisz do mnie, na wszystkie odpowiem!
TWITTER
ASK
GMAIL: mrs.blanco77@gmail.com
Ogólnie wahałam się z pisaniem go teraz, bo tylko 16 komentarzy :P Dzisiaj będzie już szantażyk :D
Podziękuję Królewnie własnego losu, bo cały czas spinała mnie, żebym napisała ♥
Rozdział jest na pewno dłuższy od poprzedniego jakby co ;) Nie wiem czy coś ogarniecie z ostatniej części,
odpłynęłam tam słuchając "River flows in You".
Nowe uzależnienie, tak jak jazda na fiszkach *-*
Jeżeli wczytacie się i będziecie przeżywać wszystko z bohaterami, zobaczycie, że ten rozdział jest napisany inaczej ;) Z taką głębią...
Czy tylko ja się tak cieszę duetem Jortini? Jorge też chyba wydaje płytę, idealnie *o* Tak czy siak, to chyba tyle <3 A więc widzimy się w następnym rozdziale!
Rozdział 31 ~ minimum 25 komentarzy
Besos :***
Mrs.Blanco
PS. Masz jakieś pytania? Pisz do mnie, na wszystkie odpowiem!
ASK
GMAIL: mrs.blanco77@gmail.com